czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 6

Chachi


Spędziłyśmy z Jane całą noc w szpitalnej poczekalni. Przez ten cały czas rozmyślałam co będzie dalej i co by było gdyby Harry się nie przebudził ze śpiączki. Oczywiście miałam nadzieję i nawet modliłam się żeby wszystko było dobrze, jednak w tak trudnych chwilach do głowy przychodzą także czarne scenariusze. W dodatku sala, w której leżał Harry była dość daleko od poczekalni, więc nie byłam na bieżąco. Co prawda chciałam się czegoś dowiedzieć i co chwilę biegłam do pielęgniarek z pytaniem : '' Czy już coś wiadomo? '', one na to : '' Przepraszamy, ale wizyty skończyły się już dawno i nie możemy teraz udzielać takich informacji, jeżeli stanie się coś bardzo złego, co będzie wymagało poinformowania bliskich pacjenta  to obiecuję, że będzie Pani pierwsza.''
Do tych słów robiła sarkastyczną minę, na co odpowiadałam jej tym samym. Jedna z pielęgniarek chyba miała mnie już dość, bo poprosiła żeby druga ją zmieniła, a przy tym poraziła mnie wzrokiem. Równo o 8:00 zaczęły się wizyty, więc pędem poleciałam do Harry'ego z myślą, że go zobaczę. Niestety nastąpiły komplikacje i po raz kolejny nie mogłam do niego wejść. Po około trzech godzinach przyszedł do mnie lekarz.. Niestety jego mina mówiła sama za siebie, jednak to co potem usłyszałam było jeszcze gorsze.. :
- Pani Gonzales..Nasz pacjent... Bardzo mi przykro, ale po przebudzeniu będzie miał niedługą amnezję..
- Co?! Ale przecież mówił pan, że już wszystko dobrze! Jak to możliwe! Powiedzieliście, że zrobicie wszystko co w waszej mocy..!
- Chachi spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze, lekarz powiedział że amnezja będzie krótkotrwała ..
- Jane jak ty tak możesz mówić! On nie będzie nic pamiętał!! Wiesz co to znaczy.?
W tym momencie weszli rodzice Harry'ego. Zapłakana mama powiedziała:
- Dzień dobry, przepraszamy że tak późno ale staraliśmy się dotrzeć jak najszybciej, gdzie jest nasz syn? Co z nim?
- Państwo Styles, państwa syn miał poważny wypadek.. Przeszedł wiele zabiegów.. Jednak wypadek był zbyt poważny żeby nie było żadnych powikłań.. Powiem krótko, państwa syn będzie miał po przebudzeniu się krótkotrwałą amnezję.
- Słucham..? Nie.. mój syn.. Czy możemy go zobaczyć..?
- Na chwilę obecną niestety nie, ale za jakieś 2 godziny jak najbardziej, ale przez szybę..
- Ale dlaczego? Czy coś jeszcze mu dolega?
- Jak na razie nie, ale państwa syn jeszcze nie przebudził się, a my nie chcemy ryzykować na jakiekolwiek zakażenia.
- Oh..
Nie mogłam znieść tego napięcia..Z jednej strony zapłakani rodzice, a z drugiej zatroskana Jane. To było nie do zniesienia. Chciałam pobyć sama, chciałam na osobności z samą sobą pomyśleć, pomyśleć co dalej.. Wyszłam ze szpitala, ale przed budynkiem stało pełno reporterów kłócących się z ochroniarzami, więc szybko wymknęłam się wyjściem dla personelu. Poszłam do pobliskiego parku i rozpłakałam się. Nareszcie mogłam to zrobić bez próby powstrzymania tego, nie musiałam kryć że jakoś się trzymam i że jestem dobrej myśli.. nie musiałam.. Usiadłam na ławce i podkurczyłam nogi. Rozmyślałam co będzie dalej , co będzie z Harry'm, czy w ogóle przypomni te wszystkie cudowne chwile spędzone ze mną i czy w ogóle będzie mnie pamiętał? Co będzie dalej z nami..? Nasuwało mi się masę takich pytań, ale na żadne nie mogłam sobie odpowiedzieć. Nikt nie mógł.. Po około 1,5 godziny wróciłam. Na korytarzy nie było nikogo, prawdopodobnie poszli zobaczyć Harry'ego. Jane także nie było. Byłam sama, chyba chciałam tego, jednak bez Jane czułam się z samotnie. Owszem wkurzała mnie jej ciągła troska, ale bez niej też było mi nie dobrze.. Postanowiłam poczekać aż jego rodzice wyjdą, bo nie chciałam im przeszkadzać. Po około godziny wyszli smutni, zrozpaczeni :
- Olivia dziecko idź do domu, prześpij się, jesteś zmęczona. Dziękujemy Ci za wszystko - po tych słowach pani Styles przytuliła mnie. Miała racje byłam wyczerpana, potrzebowałam snu, ale nie mogłam zostawić Harry'ego.
- Ale co z Harry'm, nie mogę go zostawić..- odpowiedziałam.
- Spokojnie, my tu będziemy, obiecuję że będziesz informowana na bieżąco, idź potrzebujesz snu - odrzekła  z troska mama Harry'ego.
- No dobrze, ale jutro z samego rana przyjadę tu - oświadczyłam.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia.
Po wyjściu zadzwoniłam do Jane :
- Hej to ja..Chachi , chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie.
- Hej, nie gniewam się, byłaś zła, nie dziwie Ci się, na Twoim miejscu też bym się pewnie zdenerwowała.
- Dziękuje za wszystko.. - powiedziałam niepewnie, po czym dodałam : - Czy mogłabyś po mnie przyjechać..?
- Okej.. Moi rodzice już wrócili, więc mogę pożyczyć od nich samochód. Gdzie konkretnie jesteś?
- Na parkingu pod szpitalem. Kocham Cię.
- Ok, ja Ciebie też.
Czekałam około 10 minut, po czym zobaczyłam zbliżający się samochód rodziców Jane. Wsiadłam.
- To gdzie mam jechać? - zapytała Jane.
- Zawieź mnie do domu, jeśli możesz..
- Okej.
Resztę drogi przemilczałyśmy. Zauważyłam, że Jane kilkakrotnie chciała coś powiedzieć, ale chyba zauważyła że nie jestem w nastroju do rozmów.
- Dzięki, paaa.. - szybko rzuciłam kiedy dotarłyśmy na miejsce.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się.
Po krótkim pożegnaniu wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy weszłam do domu usiadłam pod drzwiami i po raz kolejny rozpłakałam się, a następnie rzuciłam na kanapę i zasnęłam.




  Dziękuję Wam wszystkim, którzy czytają mojego bloga. Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale jakoś nie miałam czasu ani weny. Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie miłe komentarze, dzięki Wam dalej będę prowadziła tego bloga i postaram się częściej dodawać rozdziały. Dziękuję!! ;*