czwartek, 15 sierpnia 2013

Epilog


Mama Jane wyszła ze szpitala całkowicie zdrowa, jednakże zapisała się na terapię. Uczęszcza tam systematycznie, a to wszystko dzięki pomocy Jane, Justina, Chachi i Harrego. Poznała tam przyjaciela, który kto wie może w dalekiej przyszłości stanie się jej partnerem. Pani Susanne wzięła już rozwód i oficjalnie nic nie łączy ją z panem David'em. Pan McKenzie nie utrzymuje kontaktu z córką, ale miesięcznie wysyła jej pieniądze. Jane nadal spotyka się z Justinem. Ich związek nabiera tempa. Doskonale się dogadują i są ze sobą  szczęśliwi. Chachi i Harry także tworzą zgrany duet. Harry ze swoim zespołem wyjechał w trasę koncertową podobnie jak Justin. Dziewczyny zaś uczęszczają do liceum. Jak na razie wszystko się układa. A co będzie dalej ? Tego dowiecie się w drugiej części.

Przepraszam, że taki krótki, ale nie potrafię pisać długich prologów i epilogów ☺




Witajcie !

Kochani, obiecałam że jeśli będziecie chcieli to nadal będę prowadziła tego bloga, jednakże nastąpiły drobne komplikacje, ale nie martwcie się. Postanowiłam, że będzie druga część historii Jane, Chachi, Justina i Harry'ego. Mam nadzieję,l że się nie gniewacie. '' Następny sezon '' pojawi się trochę później. Wybaczcie, ale jak już wcześniej pisałam nastąpiły komplikacje.
Mam nadzieję, że będziecie czytać.
W związku z tym, że pierwsza część dobiegła końca chciałabym z całego serca podziękować Wam za każde wejście, komentarz i za wszystko. To dla mnie na prawdę ważne. Dziękuje również za to, że czytaliście '' Teenage Dreams '' pomimo tego, iż nie jestem najlepszą pisarką i strasznie długo musieliście czekać na kolejne posty. Druga część będzie systematyczna.
Jeszcze raz Wam dziękuję. To mój pierwszy blog i wasze zdanie na jego temat było dla mnie ogromnie ważne.
Chciałam jeszcze zachęcić Was do pisania i tworzenia własnych historii. To na prawdę ciekawe zajęcie. W każdym z nas drzemie wiele ciekawych pomysłów, z których można stworzyć interesujące blogi. Powodzenia.
Do zobaczenia.
Kocham Was.
Jane.




Jest jeszcze jedna sprawa. Niedawno założyłam z przyjaciółką bloga z imaginami o Justinie Bieberze i One Direction. Mam nadzieję, że wam się spodobają : http://imaginy-onedirection-justinbieber.blogspot.com/

Już 1 września będzie premiera najnowszego bloga ! ZAPRASZAM ! : http://opowiadanie-world-in-my-hand.blogspot.com/

poniedziałek, 15 lipca 2013

Koniec ?

Drodzy czytelnicy !

Na początku chcę wam bardzo podziękować za te wszystkie komentarze i za to że czytaliście tego bloga. Miło było pisać coś co potem czytali inni. Moje blogi nie są z pewnością bardzo dobre ani w połowie dobre. Może to dlatego, że dopiero zaczynam albo najzwyczajniej nie potrafię pisać, ale dziękuję, że czytaliście go mimo wszystko.
Aktualnie chcę zakończyć historię Jane i jej przyjaciół, ale jeśli chcecie to mogę dalej go prowadzić, ponieważ mam jeszcze parę zaległych pomysłów. Teraz wszystko zależy od Was. Proszę potraktujcie to poważnie i w komentarzach napiszcie :
TAK - jeśli chcecie abym dalej ciągnęła tą historię
NIE - jeżeli mam ją już zakończyć
Bardzo zależy mi na Waszym zdaniu.
Dziękuję za uwagę :)
Pozdrawiam,
Jane.

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 14

Jane



Nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobiła mama. To okropne uczucie. Nigdy nie można się poddawać. NIGDY. Nikomu w takich chwilach nie jest łatwo, ale nie powinna tego robić. Z drugie strony czuje się okropnie, bo wydaję mi się, że to moja wina. Za mało ją wspierałam. Poprawka. W ogóle jej nie wspierałam. Dlaczego musiało to tego dojść ? Nigdy sobie tego nie daruję...
- Cieszę się, że tu ze mną jesteś - powiedziałam do Chachi z uśmiechem na jaki było mnie stać.
- Jane, nie musisz mi dziękować. Przecież wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć. Jestem tu dla Ciebie - odrzekła przytulając i całując mnie w czubek głowy.
Pomimo, że mam wybudziła się ze śpiączki, nie mogłam do niej zajrzeć. Lekarze robili obchód.
Nie tracąc czasu, dziękowałam Chachi, że jest przy mnie i Bogu, że pozwolił mamie zostać na tym świecie.
Kiedy wreszcie pozwolono mi wejść do sali, tuż przed progiem zatrzymałam się. Co ja jej powiem ? Czy ona w ogóle chce ze mną rozmawiać ? Tysiące takich pytań przeleciało przez moja głowę. Denerwowałam się. Bałam się. Dłonie zaczęły mi się pocić, a w myśli pojawiło się nowe pytanie '' Dlaczego tak bardzo się od siebie odsunęłyśmy ? '' To zdanie rozbrzmiewało w mojej głowie, kiedy wreszcie otrząsnęłam się i zdecydowanym krokiem weszłam do sali. Wzrok mamy podał na na okno, przez co wydawało mi się, że nie ma ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Jednak zaryzykowałam.
- Mamo.. - szepnęłam.
Kobieta nic nie odpowiedziała, ale zdołałam dostrzec, że zaciska oczy, a po jej policzku spływa łza. W tym momencie poczułam nagły przypływ emocji i także moje oczy wypełniły się słonymi kropelkami. Niepewnie podeszłam bliżej.
- Przepraszam... - szepnęłam po raz kolejny.
Mama ze zdziwieniem odwróciła głowę w moją stronę. Wzdrygnęłam się, kiedy ujrzałam na jej twarzy dwa sińce pod oczami. Kobieta  pokręciła głową, w tym momencie coś we mnie pękło i nie potrafiłam zapanować nad swoimi słowami.
- Mamo.. tak Cię przepraszam. Wybacz, że w ogóle Cię nie wspierałam kiedy tego potrzebowałaś - chwilę odczekałam na jej reakcje, ale kiedy nic nie odpowiedziała, ciągnęłam dalej chwytając jej dłoń - Myślałam, że kiedy ciotka jet przy Tobie czujesz się lepiej. Wybacz mi mamo, że byłam taka bezmyślna. To wszystko moja wina. Przepraszam...- zakończyłam całując jej dłoń.
Mama nie odpowiedziała. Jedyne co zrobiła to powróciła do wcześniejszej pozy zaciskając stale płaczące oczy.
- Kocham Cię...- szepnęłam, ale to też nic nie dało. Ona jedynie pokręciła głową.
Nie chciała ze mną rozmawiać. Wzięłam dwa duże wdechy i wyszłam z sali. Tuż przed drzwiami znów zatrzymałam się, czekając, że może mama mnie zatrzyma lub powie cokolwiek. Nic. Wyszłam.



Chachi 




Gdy Jane była w sali u pani Susanne, zadzwoniłam do Justina. Opowiedziałam mu co się stało przez telefon, a on bez chwili wahania zasugerował, że przyjedzie. Zdążyłam tylko nacisnąć czerwona słuchawkę, a moim oczom ukazała się lśniąca od łez twarz Jane. Wiedziałam, że coś musiało się stać. Dziewczyna była tam niecałe 10 minut, a kiedy wyszła miała na twarzy wymalowany smutek. Nie chciałam pytać jak było, czy co się stało. Jane musiała posiedzieć w milczeniu, a ja postanowiłam poczekać, aż sama zdecyduje się by powiedzieć mi co zaszło. Po układzie jej rak można było dostrzec, że była zdruzgotana. Niedługo potem zjawił się Justin z okularami przeciwsłonecznymi i w czarnej bluzie z kapturem na głowie. Kiedy na zobaczył ściągnął kamuflaż i podszedł do nas. Pytająco spojrzał na mnie, gdy dostrzegł schowaną twarz Jane w jej własnych dłoniach. Niepewnym ruchem usiadł obok niej i drżącą ręką delikatnie ją objął. Ciało dziewczyny zadrżało. Otarła łzy i spojrzała na Justin'a. Chwilę później wtuliła się w jego tors, a on mocniej zacisnął ramiona oplatające jej ciało. Chłopak pocałował Jane w czubek głowy, po czym umieścił tam swój podbródek. Patrzyłam na nich z rozczuleniem i smutkiem w oczach. Jane tak bardzo cierpiała. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Musiałam odebrać. To był Harry. Przeprosiłam ich, a następnie wyszłam na korytarz.
- Kochanie, gdzie jesteś ? 
- W szpitalu. Coś się stało ? 
- Tak.
- Co ?! - krzyknęłam, a moje źrenice w jednym momencie powiększyły się.
- Tęsknie.
- Kamień z serca - powiedziałam cicho z ulgą.
- Co ?! - tym razem zdziwienie było ze strony Harry'ego.
- Nic, myślałam, że naprawdę coś się stało. Ja też tęsknie.
- Czy to nie wystarczający powód ? Umieram z tęsknoty. 
- Harry...
- No co ? Mam prawo tęsknić. Nie było Cię całą noc. 
- Zrozum..
- Rozumiem, ale Ty tez zrozum mnie. Tęsknie. Dopiero co wyszedłem ze szpitala, a tu już jakieś niespodzianki. 
- Nie mów tak ! - krzyknęłam ze złością - Jane mnie potrzebuje. Ona tez była przy mnie, gdy ty byłeś na miejscu jej mamy. 
- Przepraszam - wybełkotał, ledwo słyszalnym głosem - Mogę przyjechać ?
- Chyba tak. To znaczy.. tak.
- Będę za 10 minut. Pa. Kocham Cię. 
- Pa. Ja Ciebie też. 
Kiedy wróciłam na miejsce, Jane i Justin gdzieś zniknęli. Porozglądałam się chwilę i usiadłam na swoje miejsce. Wreszcie pojawił się Harry podobnie zamaskowany jak wcześniej Justin.
- Hej kochanie - mruknął mi do ucha podczas przytulania.
- Hej.
- Gdzie Jane ? - zapytał rozglądając się w pobliżu.
- Nie wiem. Zniknęła gdzieś z Justin'em.
Harry w odpowiedzi posłał mi znaczący uśmiech, za co oberwał w ramię.
- No co ? - krzyknął wzburzony.
- Wiesz co - burknęłam siadając na krześle.
- Dobra, przepraszam - odparł z szerokim uśmiechem podnosząc ręce w geście obronnym.



Jane




Kiedy Chachi poszła odebrać telefon, chwilę rozmawiałam z Justin'em. Totalnie się przy nim rozkleiłam. Opowiedziałam mu wszystko co mnie smuciło. On wysłuchał mnie do końca i przekonał, że moja mama jest w ciężkim stanie i ma prawo tak się zachowywać, ale w głębi duszy mnie kocha. Te słowa dodały mi otuchy i przekonały żebym znów spróbowała porozmawiać z mama. Weszłam tam, ale poprosiłam Justin'a żeby stał przed szybą. Jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczna i odważna. Opłaciło się. Rozmawiałam z mamą. Obie zalałyśmy się łzami i wylałyśmy z siebie to co nas gnębiło. Na koniec objęłyśmy się i wymieniłyśmy całusami. To była chwila na którą czekałam. Tylko szkoda, że musiało dojść do tak wielkich szkód.
Kiedy lekarz zapewnił mnie, że mamie nic nie grozi i jest już dobrze ucieszyłam się jak nigdy. Szybko pobiegłam do Justin'a i z uśmiechem na twarzy rzuciłam mu się na szyję. Chłopak lekko się zachwiał, ale wkrótce złapał równowagę i odwzajemnił uścisk. Poczułam w brzuchy stado motylków. Właśnie dla takich chwil chce się żyć. Gdy wreszcie się od niego oderwałam spojrzałam z uśmiechem na twarzy w jego cudowne brązowe oczy. Chłopak wpatrywał się w moje lekko pochylając. Jego usta znajdowały się milimetry przed moimi aż wreszcie złączył je w czułym pocałunku. Zupełnie zapomniałam, że jest tu szyba. I kiedy to sobie uświadomiłam zauważyłam, że mama patrzy na nas lekko się uśmiechając. Spojrzeliśmy my na siebie i odwzajemniliśmy jej uśmiech.  Wracając na nasze miejsca w poczekalni szliśmy za rękę. Wreszcie doszliśmy, ale sytuacja zrobiła się nie zręczna, bo Chachi i Harry przeszywali nas pytającym wzrokiem, gdy ujrzeli nasze splecione ręce. Nie byliśmy jeszcze oficjalnie parą. Justin spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głowa co wywołało uśmiech na jego twarzy. Następnie objął mnie ramieniem. Od tej chwili było już wszystko jasne. Oficjalnie staliśmy się parą. Nareszcie moje życie nabiera sensu. U Chachi wszystko się układa, moja mama powoli zdrowieje, a ja od teraz mam cudownego chłopaka.
Chwilę rozmawialiśmy w szpitalnej poczekalni, po czym udaliśmy się razem na obiad. Niestety nie mogliśmy zjeść na mieście, bo fotoreporterzy dopadli by tam Harry'ego i Justin'a, więc ja i Olive kupiliśmy jedzenie na wynos i zjedliśmy je w samochodzie.




Kochani!! Przepraszam Was, że tyle to trwało, ale oceny robią swoje;/ Na szczęście już koniec roku szkolnego i dzisiaj zaczynają się wakacje !  Cieszycie się ? Bo ja bardzo. 
Rozdział nie wyszedł mi najlepiej za co Was bardzo przepraszam. Chciałam wreszcie coś dodać, ale wyszło mi tylko takie coś. 
Jeszcze raz za wszystko przepraszam i dziękuję za każdy komentarz i za każde wejście ! :)
Do zobaczenia ! Pozdrawiam. Miłych wakacji. :) 

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 13

Jane



Rano po śniadaniu Justin odwiózł mnie do domu.
Stojąc przed drzwiami chwile się zawahałam. Na myśl przyszło mi, że to nie ten sam dom. Zrobiło mi się smutno, bo poczułam pewną pustkę. Chyba dopiero naprawdę zrozumiałam co się stało. Taty nie ma z nami, mama ma mnie gdzieś, Maksa też już nie ma. Jestem sama w tym domu. W końcu się przemogłam i drżącą ręką nacisnęłam na klamkę. Lekko otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do domu.
- Mamo ! Wróciłam ! Mamo, jesteś ?! - krzyknęłam. Nikt mi nie odpowiedział. Byłam pewna, że jest w domu, bo na stole w kuchni leżał jej telefon, a obok torebka. '' Pewnie znowu mnie olewa '' pomyślałam, po czym zaczęłam przeszukiwać każde pomieszczenie w domu. Kiedy weszłam na piętro zauważyłam uchylone drzwi łazienki. Zapukałam delikatnie. Nic. Weszłam tam, a moim oczom ukazała się mama. Leżała w wannie pełnej zakrwawioną wodą.
- MAMO !! - krzyknęłam. Była nieprzytomna. Przez myśl przeleciało mi pełno obrazów z dzieciństwa. Nie to nie może być prawda. NIE! To tylko jakiś głupi sen! To nie był jednak sen, a szara rzeczywistość. Zbiegłam na dół po telefon mamy, bo mój się rozładował i zadzwoniłam na pogotowie. Sama już nie pamiętam co mówiłam, bo wszystko działo się tak szybko.
Pogotowie przyjechało dość szybko. Trzech lekarzy pobiegło we wskazane przeze mnie miejsce, w którym znajdowała się mama, a czwarty funkcjonariusz spisywał dane. To było jak jeden wielki koszmar. Ciągle zadawałam sobie pytanie '' czemu ? ''. Może to moja wina? Może to przez mnie ? Może za mało ją wspierałam ? Nie mogłam wejść na górę, ale zdołałam jedynie usłyszeć kawałek rozmowy lekarzy :
- Reanimujemy ją.
- To coś da ?
- To jedyna szansa.
Pewnie usłyszałabym więcej, ale mężczyzna stojący obok upominał się odpowiedzi na pytanie '' Jak to się stało ? ''.
Łzy ciekły mi strumieniami. Chyba nie doceniałam tego co miałam...
Cała ta reanimacja trwała około godziny. W końcu wynieśli wpół przytomna mamę na noszach, a mi samej nie pozwolili jechać z nimi.


Chachi 


Harry jest już całkowicie zdrowy. Oczywiście musi jeszcze przyjmować dużo witamin na uodpornienie organizmu. Jego pamięć już wróciła, jednak nie cała. Nie pamięta drobnych szczegółów, ale lekarz zapewnił, że wkrótce wszystko wróci do normy.
- Nareszcie w domu - mruknął Harry rozciągając się przy tym.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam rozpakowywać walizkę Harry'ego.
Na biodrach poczułam dwie dłonie przyciągające delikatnie moje ciało.
Harry wtulił swoją twarz w moją szyję po czym mruknął.
- Harry.. - szepnęłam, kiedy chłopak zaczął całować szyję.
- Kochanie, w tym szpitalu byłem już dość długo, proszę pozwól mi się Tobą nacieszyć... - powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam przodem do bruneta.
Chłopak objął mnie mocno w talii i nie odrywał ust od mojej  szyi i obojczyka. W końcu uniósł i usadowił moje ciało na blacie w kuchni muskając przy tym usta.
- Harry.. proszę.. nie tutaj - wyszeptałam.
Chłopak nie odpowiedział, ale podniósł mnie i zaniósł na górę. Będąc w sypialni znów zaczęliśmy się całować. Harry delikatnie lecz stanowczo zdjął mój podkoszulek.
                                                                                                                      ***
Po wszystkim leżeliśmy objęci na łóżku.
- Harry ? - uniosłam głowę.
- Hmm ?
- Kocham Cię.. - szepnęłam patrząc w jego zielone oczy.
- Ja Ciebie bardziej - odpowiedział zachrypniętym głosem, a po chwili nasze usta znów się spotkały.
Tę jakże romantyczną chwilę przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
- To Jane - powiedziałam ze współczuciem.
Chłopak kiwną głową ze zrozumieniem. Po chwili odebrałam telefon :
- Hej Jane.
- Hej, przepraszam, że Ci przeszkadzam. Masz chwilę ? - mówiła zapłakanym głosem.
- Jane, nie przeszkadzasz. Co się stało ? 
- Chachi proszę przyjedź do mnie jeśli możesz.
- Będę za 15 minut - oświadczyłam i zakończyłam rozmowę. 
Po odłożeniu telefonu komórkowego spojrzałam na Harry'ego.
- Przepraszam Cię. Muszę jej pomóc - oświadczyłam i nie czekając na jego reakcję ruszyłam w stronę garderoby.
Założyłam jeansowe spodenki z wysokim stanem i bordową luźną koszulkę na ramiączkach, którą włożyłam w spodnie. Wychodząc z sypialni cmoknęłam Harry'ego w policzek i zeszłam na dół. Włożyłam na nogi czarne vansy, zaprałam kluczyki z blatu i wyszłam z domu.
Będąc już na podjeździe zauważyłam zapłakaną Jane siedzącą na schodach.
Na jej widok szybko wyszłam z samochodu i pobiegłam w jej stronę.
- Jane, co się stało ? Coś z Justin'em ? - pytałam, ale dziewczyna nie była w stanie nic odpowiedzieć, jedynie pokiwała przecząco głową.
Chwile później siedziałam tuż przy niej stale obejmując i przyciskając w trosce jej ciało. Kiedy Jane trochę się uspokoiła opowiedziała mi co stało się z jej mama, tatą i Maksem.
Niecałe 10 minut później byłyśmy już w drodze do szpitala. Tak strasznie współczułam Jane, choć wiedziałam, że współczucie to najgorsza rzecz. W dodatku uświadomiłam sobie jak bardzo się od siebie odsunęłyśmy. Ja byłam zajęta chorobą Harry'ego, a Jane sypało się całe życie. To okropne uczucie.Już nigdy na to nie pozwolę, nie pozwolę żeby między nami powstała tak wilka przestrzeń jak teraz. Nigdy.
Kiedy dojechałyśmy już na miejsce szybkim krokiem weszłyśmy do budynku. Idąc po schodach usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. To Harry :
                 '' Kocham Cię ''
Uśmiechnęłam się lekko, ale nie odpisałam mu. Teraz musiałam być przy Jane.
Na recepcji pielęgniarka wytłumaczyłam nam gdzie przebywa aktualnie mama Jane. Leżała w tej samej sali co wcześniej Harry. Poczułam małe ukłucie w sercu i potrzebę przytulenia przyjaciółki. Jane wtuliła się we mnie. Niedługo potem poczułam kropelki wody na szyi. Płakała.  Po jakimś czasie wyszedł lekarz. Na jego widok dziewczyna wzdrygnęłam się.
- Czy coś już wiadomo ? Co z mamą ? - pytała zaniepokojona Jane.
- Panie jest córką ?
- Tak.
- Pani mama jest w bardzo ciężkim stanie. Lekarzom udało się w ostatniej chwili uratować panią Susanne. Jak na razie jesteśmy na dobrej drodze, ale ta noc o wszystkim zadecyduje. Proszę być dobrej myśli.
Gdy lekarz odszedł, wstałam i jeszcze mocniej przytuliłam dziewczynę.
Jane nareszcie mogła wejść do środka sali. Ja zostałam na zewnątrz, ale obserwowałam je przez szybę.
Dziewczyna płacząc wtulała twarz w zabandażowaną dłoń kobiety. Chyba coś mówiła, bo jej warki stale się poruszały, ale nie potrafiłam wyczytać z ich ruchu co konkretnie. Wydaję mi się, że to była modlitwa. Jane często się modliła. Nawet nie poczułam, kiedy po moim policzku spłynęła słona łza. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. To znowu Harry. Wyszłam na korytarz aby z nim pomówić. Wyjaśniłam mu gdzie jestem i co się stało. Rozmowa nie trwała jednak długo, bo po chwili wróciła Jane. Zakończyłam rozmowę z chłopkiem.
Tym razem to ja spędziłam tu noc z Jane. Przez cały czas rozmawiałyśmy. O wszystkim. W końcu miałyśmy tyle zaległości. Dużo się dowiedziałyśmy na wzajem o sobie. Myślę, że teraz będzie już tylko lepiej. Pani Susanne przeżyła, a rano wybudziła się ze śpiączki.




Witajcie ! To znowu ja. Rozdział jest trochę krótki za co bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :P Dzięki za przeczytanie i za każdy komentarz jaki pojawi się pod tym rozdziałem. 
Do zobaczenia !! :) 
Zapraszam Was tez na mojego drugiego bloga : 
http://finalyfoundyou.blogspot.com/
Oraz na cudowne blogi mojej przyjaciółki :
http://historianieztegoswiata.blogspot.com/
http://www.opowiadanie-give-me-love.blogspot.com/
http://opposites-in-love.blogspot.com/
http://beneath--your-beautiful.blogspot.com/
http://walka-o-ta-milosc.blogspot.com/

sobota, 25 maja 2013

UWAGA !

Hej, kochani ! Na początku chcę Wam bardzo podziękować, że czytacie mojego bloga :) Niedawno stworzyłam nowego, oto on : http://finalyfoundyou.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D I od razu przepraszam, bo wydaję mi się że jest trochę nudny, ale mam nadzieję, że później się trochę rozkręci. Z góry za wszystko dziękuję :P
A i mam do Was jeszcze jedną prośbę, czy moglibyście wszyscy co czytanie moje blogi, wyrazić opinie na ich temat ? To dla Was tylko chwila czasu, a dla mnie to ma ogromne znaczenie. Dzięki za wszystko ^^

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 12

Jane


Po deszczu wróciliśmy do auta. Justin zaproponował abyśmy pojechali do niego, na co oczywiście się zgodziłam.
Po wyjściu z samochodu moim oczom ukazała się biała willa. Wyglądała przepięknie! I do tego taka duża. O takim domu mogłam tylko pomarzyć, a zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy z mamą na skraju bankructwa.
W środku było jeszcze lepiej. Dom jak marzenie. Na podwórku basen, dużo miejsca. Po prostu cudowny!
Z moich marzeń o takim domu wyrwał mnie Justin :
- Chcesz się przebrać ?
Lekko otrząsnęłam głowę i dwa razy kiwnęłam głową na znak '' tak ''. Chłopak uśmiechną się i wręczył mi swoją koszulkę i dresy.
- Na górze jest łazienka, jeśli chcesz możesz wziąć prysznic - poinformował mnie.
- Ok, dziękuję.
Będąc w toalecie zsunęłam z siebie przemoczone ubrania i naga weszłam do kabiny. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą, po czym rozkoszowałam się ciepłem spływającym po ciele. Starałam się wziąć szybki prysznic, ale cóż.. Uwielbiam ciepłą wodę. Po wyjściu spod prysznica oplotłam ciało ręcznikiem, a następnie próbowałam osuszyć włosy. Kiedy byłam już sucha włożyłam na siebie za duże ciuchy Justin'a. włosy miałam nadal mokre, więc dalej tarłam je ręcznikiem.
- Jane! kolacja gotowa ! - usłyszałam głos chłopaka dobiegający z dołu. Od razu się uśmiechnęłam i odpowiedziałam :
- Już idę !
Schodząc na dół zauważyłam Justin'a niosącego potrawy do jadalni. Na jego widok znów się uśmiechnęłam i wolno podbiegłam ku niemu. W jadalni stał brązowy, prostokątny stół, a przy nim sześć krzeseł w tym samym kolorze i w kremowych obiciach. Wszystko było dopasowane.
- Wyglądasz wspaniale w moich ciuchach - w trakcie wypowiedzi, chłopak przefiltrował mnie wzrokiem od czubka głowy aż po same stopy. Poczułam mały dyskomfort, bo nie często bywałam w męskich ciuchach w dodatku w obcym domu. Justin chyba domagał się jakiejś odpowiedzi, więc jedyne na co było mnie stać to delikatny uśmiech.
Jedzenie było pyszne.
- Masz talent do gotowania - stwierdziłam przełykając mały kęs.
- Dzięki - odpowiedział z entuzjazmem.
Po zjedzeniu jakże pysznej potrawy, przeszliśmy do salonu, gdzie znajdował się wielki telewizor.
- Chcesz coś obejrzeć ? - zapytał grzecznie Justin.
- A co proponujesz ? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Horror ?- kiedy usłyszałam to słowo zamarłam, a na twarzy pojawiła się mina '' chyba sobie żartujesz '' - Spokojnie, żartowałem - dodał po krótkim czasie.
Moje tętno znacznie zwolniło, a na twarzy pojawił się uśmiech.
Chłopak włączył jakąś komedię. Kiedy film się zaczął objął mnie. Spojrzałam na komórkę, żeby sprawdzić czy mama w ogóle o mnie pamięta. Niestety. Żadnego nieodebranego połączenia, a ni wiadomości.
Chłopak chyba dostrzegł moje zażenowanie, bo zapytał :
- Coś się stało?
- Nie nic... tylko sprawdzałam czy mama dzwoniła.. - odpowiedziałam zakłopotana.
- Jane ?
- Tak?
-Mi możesz powiedzieć wszystko.
Pokiwałam lekko głową. Chwilę się powstrzymałam, a potem zaczęłam mówić, nie mogąc przestać :
- Nie widziałam się z mamą odkąd zaczęłam szukać Maksa - łzy napłynęły mi do oczu, ale kontynuowałam dalej - Do tej pory nie zadzwoniła, ani nawet nie wysłała jednego durnego sms'a. Nigdy nie dogadywałam się dobrze z mamą, ale teraz jest jeszcze gorzej. Wcześniej przynajmniej interesowało ją gdzie jestem i kiedy wrócę, a teraz... Teraz ma w głowie jedynie spotkania z ciotką i pogaduszki jak załatwić tatę na sprawie.
Chłopak spojrzał na mnie z czułością :
- Jane, tak mi przykro...
- Nie, proszę nie mów tak..
- Przepraszam. Nie martw się tym, masz mnie i Olivie - powiedział z tym swoim cudnym uśmiechem. Jego duże, śliczne oczy i promienny uśmiech zawsze poprawia mi humor. Przy nim nie można długo być smutnym. Tym razem jego wesoły wyraz twarzy także pomógł, więc powiedziałam śmiejąc się i ocierając przy tym łzy :
- Wiesz, że gdyby Chachi usłyszała, że mówisz na nią Olivia, wściekłaby się ?
Justin lekko się zaśmiał i mocniej przytulił mnie do siebie.
Niedługo po tym, wyjął swój telefon i zaczął robić mi zdjęcia.
- PRZESTAŃ! - krzyczałam śmiejąc się. Oczywiście nie przestawał, ale za to zaczął drugą ręką łaskotać mnie.
- PRZE..PRZESTAŃ!..JUS..NO PROSZĘ! - krzyczałam rechocząc i rzucając się po łóżku.
Chwilę potem zaczęliśmy robić wspólne zdjęcia. To chyba jedyne ogarnięte zdjęcie :



Razem świetnie się bawiliśmy. Cieszę się, że go poznałam. To naprawdę wspaniały człowiek. Zawsze Cię wesprze i pomoże w potrzebie. I chyba moje uczucie do niego wzrasta. 
Kiedy ochłonęliśmy po '' głupawce '' powróciliśmy do oglądania filmu. Niestety film się już skończył. Spojrzeliśmy się na siebie i znów zaczęliśmy się śmiać. Justin lekko przyciągnął mnie do siebie, a ja położyłam się na jego udach. 
- Wiesz, świetnie się z Tobą bawiłam. Naprawdę umiesz pocieszyć i wesprzeć - powiedziałam i spojrzałam w jego błyszczące oczy.
Chłopak uśmiechnął się i odpowiedział :
- Mi też jest z Tobą dobrze - mówiąc to, przeczesywał ręką moje włosy.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się lekko. 
Chwilę trwaliśmy w ciszy aż w końcu Justin zaczął śpiewać :
                               You're my special little lady
                               The one that makes me crazy
                               Of all the girls I've ever known
                               It's you, it's you

                               My favorite, my favorite
                               My favorite, my favorite girl
                               My favorite girl

Kiedy skończył śpiewać to śpiewać oboje wybuchnęliśmy śmiechem. '' Teraz moja kolej '' pomyślałam i zaczęłam :

                              And I was like
                             Baby, baby, baby, oh
                             Like
                             Baby, baby, baby, no
                             Like
                             Baby, baby, baby, oh
                             I thought you'd always be mine (mine) 

Kiedy skończyłam, Justin powiedział z oburzonym śmiechem :
- Ej !
- No co ? - odpowiedziałam rechocząc się. 
- To nie było śmieszne.
- Trochę tak.
- Nie - zaprzeczał śmiejąc się.
- No przyznaj,że tak.
- Może trochę.  

Śmialiśmy się, droczyliśmy aż w końcu zgłodnieliśmy. Była już 24:00. Było już bardzo późno. Mama dalej do mnie nie dzwoniła, ale już się tym nie przejmowałam. Miałam Justina. Chciałam wrócić do domu, ale chłopak przekonał mnie żebym u niego została na noc. 
Justin zdradził mi parę swoich sekretów kulinarnych. Razem przygotowywaliśmy pizze. Kiedy wstawiliśmy ją do piekarnika, wróciliśmy do salonu. Znów zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, np. jak się poznaliśmy, co robiliśmy wcześniej, jak długo przyjaźnię się z Chachi, jak wyglądały początki kariery Justin'a, itp. 
Justin chciał pokazać mi swoje zdjęcia z dzieciństwa, więc przenieśliśmy się do innego pokoju. Oglądaliśmy je na stojąco, aż w pewnym momencie spojrzeliśmy na siebie i znów się pocałowaliśmy. To było cudowne uczucie. 
Schodząc na dół trzymaliśmy się za ręce. Na twarzy mieliśmy szerokie uśmiechy a nasze oczy lśniły niczym gwiazdy na niebie. Jednak gdy nasze stopy usadowiły się na ostatnim schodku poczuliśmy smród spalonej pizzy. Znów spojrzeliśmy na siebie i ze śmiechem pobiegliśmy do kuchni. 
- Trochę się spaliła - powiedziałam z grymasem na twarzy. 
- Trochę - powtórzył Justin wyjmując potrawę z piekarnika. 
Smakowała całkiem nieźle, pomijając fakt, że jej spód trochę się przypalił. 
Po zjedzeniu pizzy, po raz chyba setny usadowiliśmy się na kanapie w salonie. Rozmawialiśmy do około 4:00 nad ranem. W końcu zasnęliśmy na kanapie wtuleni w siebie. 





Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Na majówkę byłam u babci, a w tygodniu niezbyt miałam czas. Wybaczcie. 
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. 
Przepraszam też za podkreślenie przedostatniego dialogu. Coś mi się na blogerze zepsuło i niezbyt wiedziałam jak to naprawić. Jakoś dałam radę, ale tego dialogu nie mogłam ogarnąć, przepraszam. 
Dziękuję za te wszystkie komentarze pod 11 rozdziałem i za wszystkie wejścia. 
Zapraszam do komentowania 12 rozdziału, z góry za wszystko dziękuję ;)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 11

Jane 


Podobno nieszczęścia chodzą parami. Nie musiałam długo czekać aby się o tym przekonać. Od wczoraj szukałam  Maksa. Kiedy wczoraj w południe wypuściłam go, nie wrócił. Dzisiaj rano wznowiłam poszukiwania. Przez 2 godziny błąkałam się bez skutku. W końcu przypomniałam sobie, że gdy był młodszy zawsze uciekała do parku, w którym pierwszy raz spotkałam Justin'a. Nazwaliśmy go ''naszym'' parkiem. Od razu tam poszłam. Chwilę się rozglądałam, ale prawie nikogo nie było. Może to dlatego, że była 10:00, a ludzie zwykle schodzą się tam od godziny 12:00, oczywiście jest parę wyjątków. Chodziłam rozglądając się aż w końcu zauważyłam ciemne coś leżące w cieniu drzewa. Podeszłam bliżej i dostrzegłam psa. Nie byłam jeszcze do końca pewna, że to Maks, więc podeszłam jeszcze bliżej. Serce mocniej mi zabiło. To był on. Znalazłam go. Wypowiedziałam cicho jego imię, ale nie drgnął. Przykucnęłam przy psie i drżącą ręką pogłaskałam jego sierść. Nie oddychał. Nie żył. Był martwy. Poczułam przypływające łzy. Kiedy słone krople zaczęły spływać po moim policzku wtuliłam się w sierść Maksa. To był mój przyjaciel. Zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zawiódł. Odkąd pamiętam towarzyszył mi w życiu. I choć czasem złościłam się na niego to nie zamieniłabym go na żadne inne zwierze. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Kiedy emocje trochę opadły wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy. Nie odbierała. Pewnie znów siedziała u ciotki. Ostatnio to jej jedyne zajęcie. Następnie chciałam zadzwonić do Chachi, ale kiedy miałam już wcisnąć zieloną słuchawkę pomyślałam, że pewnie jest u Harry'ego.'' Nie będę jej przeszkadzać '' pomyślałam i zadzwoniłam do Justin'a. Odebrał po dwóch sygnałach :
( rozmowa telefoniczna)
- Hej Jane, miło że dzwonisz.
- Hej, jesteś zajęty ?
- Nie, właśnie oglądam telewizję. Czy coś się stało ? Bo masz drżący głos, jakbyś płakała..
- Czy mógłbyś przyjechać do ''naszego'' parku ?
- Tak, pewnie. Jesteś tam z psem ?
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Czekałam około 10 minut, po czym zauważyłam zbliżający się samochód chłopaka. Kiedy wyszedł z auta, ja otarłam kolejną łzę. Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Spojrzał czule i mocno przytulił.
- Tak mi przykro... - wyszeptał.
Otarłam łzy i zapytałam :
- Pomożesz mi go jakoś przewieść ? Oczywiście jeśli to nie problem...
- Jane żartujesz? Oczywiście, że Ci pomogę.
- Dziękuję..
- Gdzie chcesz go zawieść ?
- Mamy pewnie nie ma w domu, ale muszę wziąć pieniądze.
Justin spojrzał pytająco, a ja natychmiast dodałam :
- Muszę mieć gotówkę żeby go pochować. Nie chcę go zakopać byle gdzie. Mam zamiar pogrzebać go na psim cmentarzu.
Psi cmentarz. To brzmi dziwnie, ale to Los Angeles, tu wszystko jest możliwe.

Kiedy wzięłam już gotówkę ruszyliśmy w stronę cmentarza. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Patrzyłam na drogę, ale mimo to kilka razy czułam na sobie wzrok Justin'a.
Gdy na miejscu załatwiliśmy wszystkie formalne sprawy, przeszliśmy na główny psi cmentarz i patrzeliśmy jak fachowcy zakopują Maksa. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie płakałam, po prostu leciały mi łzy. Chłopak czule mnie objął, a ja wtuliłam się w jego bluzkę. Kiedy wszystko było już gotowe, chwilę jeszcze postaliśmy.
- Masz ochotę na spacer ? - zapytał Justin.
Spojrzałam na niego i w odpowiedzi lekko kiwnęłam głową.
Poszliśmy w miejsca najmniej odwiedzane przez turystów, fotoreporterów i mieszkańców.
- Jesteś głodna ? - zapytał chłopak.
- Tak, już po 14, a ja od rana nic nie jadłam.
- Na co masz ochotę ?
- Na coś ciepłego.
- Pizza ?
- Okej.
Niedługo potem kupiliśmy w fastfood'zie dużą pizze na wynos.  Poszliśmy do mało znanego parku, gdzie prawie nikogo nie było i zaczęliśmy jeść. Justin po pierwszych dwóch gryzach na twarzy i nosie miał sos czosnkowy. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
- No co ? - zapytał ze zdziwieniem.
- Szkoda, że nie możesz się zobaczyć w lustrze - powiedziałam ze śmiechem.
Chłopak zaczerwienił się i zapytał :
- Masz chusteczkę?
- Pewnie, trzymaj.
Po niedługim czasie Justin zaczął rechotać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z Ciebie.
- Mam coś na twarzy?
- Konkretnie na nosie - oznajmił ciągle się śmiejąc.
Zrobiłam zeza, aby dostrzec sos na nosie co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
Zamoczyłam palec w sosie i maznęłam nim Justin'a.
- Ej ! - krzyknął.
- No co ? - udałam niewiniątko śmiejąc się.
- Tak ? To teraz pora na Ciebie! - i tym razem to on umazał mnie w sosie.
- Hej! Ja już jestem pobrudzona!
- Nie wystarczająco! - krzyknął ze śmiechem i znów maznął mnie sosem.
Cali byliśmy w potrawie z czosnku. Dzięki Justin'owi zapomniałam na chwilę o Maksie, sprawił że odeszły wszystkie smutki i zmartwienia.
Po zjedzeniu pizzy ruszyliśmy na dalszy spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- A jak Twoja kariera ? - zapytałam.
- Dobrze, mam wspaniałych fanów. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać ?
Spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam co ma na myśli, więc zadałam głupie pytanie :
- A czemu nie ..?
Justin zrobił poważną minę, ale nic nie odpowiedział. Przez spory kawałek drogi, nic nie mówiliśmy aż w końcu zagłuszyłam ciszę słowami :
- Spójrz na chmury. Chyba zbiera się na deszcz..
- To zawracamy ?
- A zdążymy przed deszczem dojść do auta ?
- Raczej nie. Jeśli zacznie padać, to znam pewne miejsce niedaleko stąd.
- Okej.
Niedługo po tym zaczął padać deszcz, który w krótkim czasie przeistoczył się w ulewę. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia. Była już 18:05, a mama nawet nie zadzwoniła. Wściekłam się na nią, że ma wszystko w głębokim poważaniu.
Justin chwycił moją rękę i krzyknął :
- Biegnij!
Deszcz lał tak mocno, że prawie nic nie widziałam. Musiałam w pełni zaufać Justin'owi. Nie miałam z tym problem. Był godny zaufania.
Biegliśmy już chyba z dobre 10 minut, a chłopak nadal się nie zatrzymywał.
- Mówiłeś, że to nie daleko ! - krzyknęłam osłaniając się przed deszczem.
Nagle Justin zwolnił. '' Nareszcie '' pomyślałam, ale jak się okazało zatrzymał się przed jadącym samochodem. Niedługo po tym incydencie dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się mały, brązowy przystanek.
- To tu ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Tak.
Byliśmy cali mokrzy.
Kiedy próbowałam otrzepać ubranie z wody, Justin przybliżył się do mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja zrobiłam krok ku niemu. Chłopak ujął moją twarz drżącymi dłońmi. Ciągle patrzeliśmy sobie w oczy i w końcu delikatnie pocałowaliśmy się. Oboje tego pragnęliśmy. Z każdą sekundą uczucie wzrastało. Nie można było jeszcze nazwać tego miłością, ale byłam na dobrej drodze. Po pocałunku znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Justin otarł moje mokre włosy, a ja wtuliłam się w jego tors.



Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale wywiadówka robi swoje ;P 
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;* Myślę, że kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej ;) Miłego czytania ;* 
PS Zostawiajcie po sobie komentarze ;**

Dziękuję.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 10

Jane

< 3 dni później > 


Przez ostatnie trzy dni musiałam męczyć się u ciotki. To było okropne! Dzień po tym jak dowiedziałam się prawdy o ojcu, ciotka namówiła mamę żeby nawet nie rozmawiała z tatem, tylko żeby złożyła papiery rozwodowe. Oczywiście mama posłuchała się ciotki i robiła wszystko wedle jej uznania. Ja przez cały dzień niańczyłam jej dzieci. Sprawa rozwodowa miała się odbyć 1 września, czyli za 2 tygodnie. Co prawda na różnego typu sprawy czeka się dłużej, ale cóż, pieniądze mogą zdziałać wszystko. Niestety tak już nie będzie. Wcześniej było nas stać na wiele rzeczy, których już wkrótce będziemy musieli sobie odpuścić.
Mama nie wydaje się być szczególnie załamana, bo praktycznie zachowuje się tak jak wcześniej. Myślę, że to niezbyt dobrze, bo znając mamę to za niedługo może wpaść w totalną depresję. Ty byłoby najgorszą rzeczą.
Obecnie już skończyły się moje męki. Mama razem z ciotką spotkały się z ojcem. Z tego co opowiadały po powrocie z rozmowy wynikło, iż tato nie okazywał żadnej skruchy, a nawet wręcz przeciwnie. Podobno oddał nam dom, samochód i zostawił trochę pieniędzy, a sam wyjechał na Majorkę z nową dziewczyną, która także złożyła papiery rozwodowe. Przez ten czas strasznie oddaliłam się od mamy, co jest dziwne bo zazwyczaj w takich przypadkach rodzina zbliża się do siebie bardziej, ale niestety moja to zupełny kosmos. U nas jest wszystko na odwrót. No więc już dzisiaj wróciłyśmy do naszego domu. Tata już wcześniej spakował wszystkie swoje rzeczy, ale mama i tak musiała przejrzeć każdy kąt. Kiedy natrafiła na jakikolwiek przedmiot związany z ojcem, wyrzucała go natychmiast. Nie zwracała uwagi do kogo należy dana rzecz. Strasznie mnie to wkurzyło, bo przy swoich '' porządkach '' wyrzuciła mojego małego, szklanego konika, którego tato dał mi, kiedy wrócił z Azji. Strasznie było mi smutno, że mama nie zwraca uwagi jakie przedmioty wyrzuca. To był dla mnie naprawdę ważny konik, bo dostałam go gdy miałam 5 lat. On był zawsze ze mną, to był mój amulet. Pewnie dziwicie się czemu go nie wyciągnęłam kiedy mama nareszcie skończyła obchód, ale niestety kiedy wrzuciła go do kubła na śmieci, rozbił się.
Ciekawe jak trzyma się Chachi..? I co u niej ? Tak dawno z nią nie rozmawiałam.. Brakuje mi jej. Chciałabym z nią porozmawiać, ale jakoś nie mam odwagi do niej zadzwonić. A poza tym, mam rozładowany telefon, bo nie wzięłam do ciotki ładowarki.
Kiedy już włączyłam telefon, miałam 32 nieodebrane połączenia od Justin'a i około 10 sms'ów. Od Chachi nie było nic. Trochę było mi przykro, ale w sumie to ja też do niej nie dzwoniłam.
Z mamą prawie nie rozmawiam. Ona ciągle rozmawia z ciotką przez telefon, a ja siedzę w swoim pokoju.
Miałam już dość tej atmosfery, więc wyszłam się przejść. Kiedy wyszłam z naszego podwórka zauważyłam samochód Chachi. Nie wiedziałam co robić. Spanikowałam i schowałam się w krzaki. Wiem, że to było dziecinne, ale nie wiedziałam co mam im powiedzieć, jeśli spytają co u mnie. Z jednej strony chciałam wszystko powiedzieć Chachi i przeprosić Justin'a za te nieodebrane telefony, ale z drugiej nie byłam jeszcze na to gotowa, na rozmowę z nimi. Ciekawe co powie im mama, kiedy zapukają do drzwi i czy w ogóle je otworzy. Nie mogę ciągle przed nimi uciekać, wmawiając sobie, że nie jestem gotowa, ale tak naprawdę to nigdy nie będę gotowa. Chwilę jeszcze postałam w tych krzakach, a potem pobiegłam w ich stronę. Gdy biegłam, zauważyłam że wracają w stronę auta.
- Hej ! - krzyknęłam drżącym głosem.
Na mój widok uśmiechnęli się i wyszli w moją stronę. Ja też poczułam szczęście widząc ich. Tak bardzo za nimi tęskniłam, a zwłaszcza za Chachi, bo Justin był tylko kolegą.
Kiedy dobiegłam do nich, odruchowo przytuliłam Justin'a, który podniósł mnie i obkręcił wokół własnej osi. Następnie wtuliłam się w Chachi, po czym mimowolnie poleciały mi łzy.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna.
Spojrzałam w jej oczy i odpowiedziałam :
- Możemy się przejść ?
- To może ja pójdę, nie chcę Wam przeszkadzać.. - oznajmił chłopak.
- Nie przeszkadzasz, choć z nami. - zaproponowałam.
- Ale na pewno ? Bo jeśli coś, to spokojnie, zrozumiem.
- Nie naprawdę, choć.
Ruszyliśmy wszyscy przed siebie.
Wszystko im opowiedziałam. Jednakże nie potrafiłam powstrzymać łez. Myślę, że nikt by nie potrafił. Chachi    i Justin uważnie słuchali z bladymi twarzami. Właśnie tego potrzebowałam, żeby ktoś w spokoju mnie wysłuchał. Kiedy już o wszystkim wiedzieli, szybko dodałam :
- Tylko proszę, nie mówcie, że Wam przykro.
Przyjaciele od razu zrozumieli i nie zadawali zbędnych pytań. Po chwili dziewczyna przytuliła mnie do siebie, po czym dołączył się też chłopak. W ich ramionach nawet nie próbowałam powstrzymać napływających do oczu łez. Chodziliśmy jeszcze długo, ale nikt się nie odzywał. To dobrze. Przez moje problemy zupełnie zapomniałam o Harry'm, więc zakłóciłam ciszę słowami :
- A co z Harry'm ?
- Jest coraz lepiej, już powoli powraca mu pamięć, ale to może jeszcze długo potrwać - niepewnie odpowiedziała na moje pytanie Chachi.
- To dobrze, że coś sobie przypomina.
I znowu powstała cisza. Przypomniałam sobie jak wcześniej chciałam za wszelką cenę podnieść Chachi na duchu, ale teraz kiedy sama mam podobne problemy, wiem że samo bycie przy niej było wystarczające. Zrozumiałam to dopiero teraz,bo ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje to właśnie pocieszenie. Ono potrafi bardziej zdołować niż pomóc czy pocieszyć.
Jeszcze chwilę chodziliśmy, po czym wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie rozstaliśmy się.


Chachi

Nie wiedziałam, że Jane ma takie problemy. To musiało być dla niej straszne. Czułam się winna, bo nawet do niej nie zadzwoniłam... Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzi. Teraz kiedy ja i Justin już o wszystkim wiemy, na pewno jej jakoś pomożemy. I co najważniejsze będziemy przy niej.
Harry już czuje się coraz lepiej. Przypomina sobie coraz to więcej szczegółów. Jestem z niego strasznie dumna, bo widzę jak bardzo się stara i próbuje. Powiedział, że robi to wszystko dla mnie, to bardzo miłe. Na razie nie powiem mu o Jane, bo po pierwsze nawet jej nie pamięta, a po drugie to dla niego za duże obciążenie. I tak ma już dużo kłopotów.
Kiedy razem z Justin'em wyjechaliśmy od Jane, nie mogliśmy pozbierać myśli. Widziałam w jego oczach łzy i smutek, chyba mu na niej zależy. To dobrze, bo dotąd Jane miała chłopaków samych debili. Mam nadzieję, że on jej nie skrzywdzi, ale jeszcze nie wiadomo czy w ogóle będą razem. Zresztą to teraz nie ważne, bo Jane ma już wystarczająco problemów.






Rozdział trochę krótki i może nudny, ale nie wiedziałam co dalej napisać. Co prawda mam dużo pomysłów, ale do tej sytuacji już mam braki. ;P
Dziękuję Wam za każdy komentarz i wejście. To dla mnie ważne ;** 
Jeśli macie jakieś pomysły co do mojego bloga to proszę piszcie o nich w komentarzach. ;D
Dziękuję! ;**



niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 9

Jane

< 3 dni wcześniej >


Kiedy Chachi zadzwoniła do mnie abym po nią przyjechała, byłam sama w domu. Mama poszła na zakupy z ciocią Moniq, a tato prawdopodobnie poszedł do bliskich nam sąsiadów aby wypytać ich co działo się podczas jego nieobecności. Bez zastanowienia wzięłam jego samochód i pojechałam po Chachi. Nie byłam na nią zła, że miała mnie już dość. Rozumiałam ją i zbyt dobrze znałam żeby się na nią obrazić. Kiedy ją odwiozłam, w drodze powrotnej zajechałam do pobliskiej kawiarenki po espresso i kremówkę. Wszystko wzięłam na wynos. Skierowałam się do wyjścia, niestety byłam tak zamyślona że nie zauważyłam jak jakiś chłopak od wewnątrz otwiera drzwi i na moje nieszczęście kremówka wylądowała na mojej bluzce. Strasznie się zdenerwowałam, choć to nie było w zasadzie nic takie, ale na domiar złego mocno bolała mnie głowa. Zdezorientowany chłopak rzucił szybkie '' przepraszam '' i wyszedł. Po wyjściu jak najszybciej doszłam do samochodu i starałam się wytrzeć resztki kremówki z bluzki. Wzięłam łyka kawy i ruszyłam do domu. Po około 10 minutach byłam pod domem. Kiedy weszłam usłyszałam dziwne odgłosy. Coś typu '' och '' i '' ach '' . Od razu zorientowałam się, że ktoś uprawia seks. Tylko kto ? Mama zazwyczaj razem z ciocią spędzają cały dzień w mieście aż do zamknięcia ostatniego sklepu, a tato.. Tato! Szybkim krokiem skierowałam się do jego gabinetu i.... Osz ty w maskę !! Mój tata i sąsiadka Margaret ! Kiedy ich ujrzałam od razu zamknęłam drzwi z obrzydzeniem. Pełna żalu i złości nawet nie poczułam jak z oczy zaczęły lecieć mi łzy. Tato chyba się zorientował choć był tak zajęty.
- Córeczko, zaczekaj! To nie tak jak myślisz !
Nie chciałam tego słuchać. Jak on mógł ? Szybko ruszyłam w stronę drzwi. Ubrany do połowy tato zaczął za mną podążać mówiąc :
- Córeczko proszę, to nic nie znaczy. Jak kocham tylko twoją mamę i Ciebie. Wy jesteście dla mnie najważniejsze. Proszę nie mów mamie. To był tylko jednorazowy wybryk.
Nie mogła tego dłużej słuchać. Czy on w ogóle sam siebie słyszy ?! Jednorazowy wybryk ? Nie mów mamie  ? To niedorzeczne! Czy on myśli, że mam 5 lat ? Z wściekłością  krzyczałam :
- Co ty w ogóle mówisz ? Za kogo Ty mnie masz ?! Z panią Margaret ? Aaa.. to ja już wszystko rozumiem. Dlatego ciągle do nich łaziłeś i chciałeś ich zapraszać na kolacje ?! Przecież ona ma jakieś 25 lat, a ty 53 !! To prawie 30 lat różnicy ! jesteś obleśny, nie mogę na Ciebie patrzeć. Jak Ty mogłeś ? Jak długo to już trwa? A zresztą nie interesuje mnie to . Wiedziałam, że nie układa Wam się z mamą, ale żeby robić coś takiego?
- Córciu przepraszam..
- Mam w dupie Twoje przeprosiny !
- Jane nie przesadzaj, wiem że jesteś zła, ale proszę zmień ton - powiedział poważnie.
- Ja przesadzam? To może spójrz na siebie?! Dla mnie jesteś nikim !
W naszą rozmowę  wtrąciła się Margaret :
- Przepraszam, kotku możesz nalać mi wody ?
Zrobiłam zdziwioną, a zarazem złą minę, po czym podeszłam do niej i spoliczkowałam ją. Po tym zdarzeniu wybiegałam zdruzgotana z domu. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co robić. Czy mam powiedzieć o wszystkim mamie? Co za głupie pytanie, oczywiście że jej powiem, tylko jak ? Najbardziej boję się jej reakcji.. Płakałam przez jakieś 10 minut wyobrażając sobie poważną rozmowę z mamą. Kiedy trochę się uspokoiłam, odpaliłam samochód, wyjechałam z podwórka i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie jadę, po prostu jechałam. Najpierw pomyślałam, że pojadę do Chachi, bo przecież to moja najlepsza przyjaciółka, ale z drugiej strony nie chcę jej obarczać swoimi problemami. Ona ma ich już wystarczająco dużo. Postanowiłam, więc jeździć gdziekolwiek aby tylko do reszty się uspokoić. Wjeżdżałam w każdą uliczkę. Kilka razu się zgubiłam, ale nie przejmowałam się tym, dalej jechałam. Jechałam nie zważając na nic. Raz nawet o mały włos nie potrąciłam przechodnia. Chyba nie powinnam wsiadać do auta w takim stanie. Nie chciałam nikogo skrzywdzić. Jeździłam tak bez celu około dwóch godzin. Wreszcie się ogarnęłam i mogłam porozmawiać z mamą. Bałam się tej rozmowy. Kiedy byłam już opanowana, zaparkowałam samochód na mieście i piechotą zaczęłam szukać mamy i cioci. Zaczęłam od sklepów z butami, bo tam najczęściej można było je znaleźć. Mama i ciocia jak nic w świecie z rzeczy materialnych kochały buty. Wreszcie znalazłam. Oglądały szpilki. Wzięłam trzy duże wdechy i ruszyłam w ich stronę.
- Mamo..?
- O, Jane ! Jak nas tu znalazłaś ? - zapytała uradowana mama. Była szczęśliwa, a ja miałam za chwilę powiedzieć jej coś, co wywróci jej życie do góry nogami. Czułam napływające łzy, ale jakoś je powstrzymałam. Z zaciśniętymi pięściami wydusiłam z siebie :
- Możemy porozmawiać?
- Jane, czy coś się stało ?
Po tych słowach lekko spoważniała, aja pociągnęłam ją delikatnie za rękę.
- Mamuś.. bo ja pojechałam odwieźć Chachi, a tata chyba myślał , że poszłam na dłużej. I kiedy wróciłam.. tato.. on.. z panią Margaret... - mówiłam z trudem powstrzymując płacz.
- Co on ? Jane, o czym ty mówisz ?
- On z panią Margaret robił to.. - i niestety nie wytrzymałam i z płaczem padłam w ramiona mamy, która zamarła czego potwierdzeniem było zakrycie przez nią ust rękoma. Poczułam jak na moje ramie spadają jej łzy. Stało się.. musiałam jej powiedzieć, bo gdybym tego nie zrobiła sumienie gryzłoby mnie do końca życia, a co gorsza mama nie wybaczyłaby mi że jej nie powiedziałam. Kobieta lekko odsunęła mnie od siebie i podeszła do cioci. Opowiedziała jej chyba wszystko, to co ja przekazałam jej, bo widziałam jak gestykuluje, a po chwili rzuca się w jej ramiona. Nie zdziwiło mnie to, bo zawsze wiedziałam, że mama ma bliższy kontakt ze swoją siostrą, niż córką. Zresztą zawsze tak było. Nie miałam dobrego kontaktu z mamą, ale to nie znaczy że jej nie kochałam. Po chwili mama, ciocia Margaret i ja wyszłyśmy ze sklepu. Ciocia objęła i pocieszała mamę, która ukrywała swój płacz pod dłońmi, a ja szłam zapłakana obok.
- Na tym parkingu zaparkowałam samochód ta.. - i ugryzłam się w język. po co ja to powiedziałam ? Ciocia spiorunowała mnie wzrokiem i pokręciła przecząco głową.
- Co ja teraz zrobię? Ja mu tego nie wybaczę.. Moniq co ja mam robić ?
- Susanne, spokojnie. Ja Wam pomogę. Będzie dobrze.
Kobiety poszły w stronę domu cioci, a ja odłączyłam się od nich w połowie drogi. chyba nawet nie zauważyły. Tak naprawdę to ciocia Moniq nigdy mnie nie lubiła, chyba dlatego że od początku małżeństwa moich rodziców, ona jedyna była przeciwna temu związkowi. Teraz pewnie ma wielką satysfakcję.
O 20:00 mama zadzwoniła do mnie. nie płakała, ale w jej głosie można było wyczuć smutek :
- Kochanie, gdzie Ty jesteś?
Nie chciałam mówić jej gdzie jestem, bo nawet sama tego nie wiedziałam. Przez ten cały czas chodziłam różnymi drogami, więc rzuciłam bezmyślnie :
- A Ty ?
- Jestem u cioci Moniq, przyjdź tu proszę.
- Dobrze za niedługo będę.
Tylko nie to. wolałabym spać w samochodzie niż u cioci Moniq. Jednakże musiałam przemęczyć się dla mamy, bo nie chciałam żeby się denerwowała.
PO około 30 minutach znalazłam drogę do domu ciotki. 10 minut później byłam już na miejscu. Jej dom przypominała wielki park wodny, bo miała ona obsesję na punkcie koloru morskiego i akwariów. Miała ich chyba z 5 : 3 w salonie i 2 w sypialni. Moniq ma dwoje dzieci : szesnastoletnią Megan i czteroletniego Louis'a. Strasznie im współczułam, że ich matką jest ciocia Moniq. Ona była i jest okropna. 2 lata temu wujek Andreas zostawił ją, bo nie mógł już z nią dłużej wytrzymać. Szczerze mówiąc to mało kto by z nią wytrzymał. Nawet dla Megan nie pozwoliła samej urządzić pokoju, bo uważała że zepsuje jej całą '' wizję '' domu. ciotka ma do teraz obsesje na punkcie domu, porządku i mebli oraz także akwariów z rybami.
Na drugie dzień musiałam pojechać z ciotką do naszego domu po rzeczy moje i mamy. Oczywiście tato przez cały czas dzwoniła na zmianę to do mnie, to do mamy, ale żadna z nas nie odbierała. Na szczęście nie zastałyśmy taty, a ja miałam klucze. Szybko spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i te o które prosiła mama, a następnie wyszłyśmy. Przez cała drogę nie rozmawiałam z ciotką.







Dziękuję, za każdy komentarz i wejście na mojego bloga. Wkrótce pojawi się nowy blog ;) Mam nadzieję, że Wam się spodoba;* 
Proszę o wzięcie udziału w ankiecie, bo to dla mnie naprawdę ważne---->
I tak jak wcześniej wspomniałam, zależy mi na szczerych opiniach. Jeśli wybierzecie odpowiedź '' nie '' , nie obrazę się;) 
Jeśli mielibyście jakieś własne pomysły lub małe podpowiedzi co do mojego bloga to proszę abyście wspomnieli o nich w komentarzach ;*
Dziękuję;**!

piątek, 5 kwietnia 2013

UWAGA !

Drodzy czytelnicy!

Pod rozdziałem 7 były tylko 2 komentarze, podobnie jak pod rozdziałem 8. Niestety w mojej ankiecie jedynie jedna osoba wzięła udział. W związku z tym nie dodam kolejnego rozdziału dopóki pod rozdziałem 8 nie będzie co najmniej 5 komentarzy. Przepraszam, ale muszę wiedzieć ile osób czyta mojego bloga i czy warto w ogóle go prowadzić. Z góry dziękuję ;*

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 8

Harry


Mam totalną pustkę w głowie. Nie wiem kim jest większość ludzi odwiedzających mnie. To naprawdę straszne. Każdy czegoś ode mnie wymaga, każdy na siłę prosi, żebym go sobie przypomniał, ale to nie jest takie łatwe. To cholernie trudne. Dziewczyna o imieniu Olivia - Chachi, która mnie dzisiaj odwiedziła bardzo mi pomogła. Dzięki jej naszyjnikowi przypomniał mi się mały urywek z mojego życia. To naprawdę wspaniała dziewczyna. Z tego co mi powiedziała wynikło, że czuwała przy mnie dniami i nocami. Niestety niezbyt ją pamiętam, ale mam nadzieję że zrozumie to. Opowiadała mi wiele przygód i chwil spędzonych z nią. Modle się żebym znów odzyskał pamięć, co prawda lekarz powiedział, że jest to krótkotrwała amnezja, ale i tak nikt nie wie jak długo będzie trwała. Nie chcę ranić moich bliskich. Nie pamiętam ich, a to może naprawdę zaboleć. No bo jakbyście się czuli gdyby ktoś dla was ważny nagle o was całkowicie zapomniał? Ja bym chyba nie wytrzymał. Resztę dnia spędziłem z prawdopodobnie moją dziewczyną. Najpierw jak wcześniej wspomniałem opowiedziała mi o nas, a potem mówiła mi już o wszystkim i o wszystkich. Tłumaczyła mi kto kim dla mnie był. Dużo się śmialiśmy, Olivia bardzo podniosła mnie na duchu.
- No i właśnie jak tańczyłam na tych warsztatach, Ty wparowałeś na salę z koszem pełnym czerwonych róż. I wtedy przeprosiłeś mnie, bo myślałeś że ja naprawdę jestem na Ciebie zła. To było mega słodkie - mówiła ze śmiechem.
- Dziękuję..- wyszeptałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i odpowiedziała :
- Harry, nie musisz dziękować. To ja powinnam Ci dziękować, że miałeś ochotę ze mną rozmawiać i że nie wygoniłeś mnie z sali.
Miała racje, mogłem to zrobić, ale kiedy usłyszałem jej głos coś jakby się we mnie poruszyło. Poczułem ciepło i choć nie miałem ochoty z nikim rozmawiać to jej głos był tak kojący, że nie mogłem odmówić.
- Nie Chachi, to dzięki Tobie cokolwiek sobie przypomniałem.
Dziewczyna w odpowiedzi lekko uśmiechnęła się i przytuliła się do mojej ręki. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, jakich słów użyć. Po chwili poczułem jak moją dłoń nawilżają słone łzy dziewczyny. Nie byłem do końca sprawny, ale spróbowałem się podnieść. Nie mogłem, nie dałem rady, ale kiedy tylko spojrzałem na załzawioną Chachi, poczułem że muszę zrobić to dla niej. Po paru próbach podniosłem się, co prawda jeszcze nie siedziałem, ale byłem bliski tego celu. Trzęsącą dłonią dotknąłem jej włosów, po czym znów poczułem znajome ciepło. Dziewczyna lekko się podniosła i spojrzała mi w oczy. W jej oczach widziałem smutek przemieszany z radością oraz wyczerpanie. Po chwili Olivia mocno się do mnie przytuliła. Niestety nie byłem na tyle silny żeby utrzymać się w tej pozycji, więc tuż po uścisku opadliśmy na poduszkę. Syknąłem z bólu co sprawiło, że dziewczyna podniosła się natychmiast i powiedziała :
- Przepraszam, nie powinnam.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko. Zauważyłem, że chce coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym lekarz.
- Dzień dobry, panie Styles. Widzę, że czuje się pan lepiej.
- Tak, to dzięki tej dziewczynie 0 odpowiedziałem z uśmiechem, którym wcześniej obdarzyłem Chachi.
- To wspaniale, ale ta pani już musi wyjść.
- Dobrze już wychodzę. Do zobaczenia - odpowiedziała dziewczyna.
- Pa -  rzuciłem szybko, po czym przygotowałem się do badań.

Chachi


Po wyjściu z sali Harry'ego zauważyłam Justin'a. Przez cały czas myślałam, że on już dawno poszedł, ale jednak myliłam się...
- Nadal tu jesteś? - powiedziałam bezmyślnie.
- Tak.. - odpowiedział chłopak.
- Czy coś się stało?
- Chachi.. czy to masz jakiś kontakt z Jane ? Wiem że nie powinienem Cię o to pytać, ale proszę pomóż mi..
W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało, ale po krótkiej chwili faktycznie przypomniałam sobie, że już od prawie trzech dni nie mam z nią kontaktu.
- Justin przepraszam, ale ja tez nie mam z nią kontaktu..
- Okej, dzięki - chłopak zrobił zawiedzioną minę i skierował się do wejścia.
- Zaczekaj ! - krzyknęłam, po czym dodałam - Może zadzwońmy do niej?
- Już próbowałem, ma wyłączony telefon.
- To może pojedźmy do niej?
- Myślisz, że to dobry pomysł ?
- Zawsze możemy spróbować.
Trochę się denerwowałam i było mi głupio, bo Jane to moja najlepsza przyjaciółka i wiem o niej dosłownie wszystko, ale przez te trzy dni w ogóle do niej nie dzwoniłam. Jane była przy mnie przez cały czas, kiedy Harry leżał w szpitalu. to ona mi pomagała i wspierała i nawet jeśli chciałam pobyć sama to nie powinnam zupełnie jej od siebie odsuwać...




Przepraszam, że taki krótki ale nie wiedziałam co mam dalej napisać, a mam jeszcze taki malutki pomysł, ale chcę zrobić z niego osobny rozdział ;) mam nadzieję, że nie będziecie na mnie za to źli ;P Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;**
A i jeszcze mam małą prośbę, po prawej stronie umieściłam małą ankietę, proszę jeżeli moglibyście to dajcie swoja odpowiedź. Zależy mi na szczerych odpowiedziach, z góry dziękuję;**


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 7

Chachi

< 3 dni później >

Z samego rana zerwałam się i zapominając o śniadaniu umyłam zęby. Była już 6 rano, a ja chciałam jak najszybciej dotrzeć do szpitala. W 5 minut włożyłam na siebie stare, sprane niebieskie dżinsy, zwykłą czarną bluzę oraz vansy w tym samym kolorze. Zbiegając na dół chwyciłam za telefon i zielone jabłko. Kiedy wyszłam z domu, lekko zawahałam się przed wejściem do samochodu. Kiedy ujrzałam auto znów wszystko wracało.. każda razem spędzona minuta, każda sekunda, każdy najdrobniejszy szczegół. Nie chciałam nikomu o tym mówić, nie chciałam pokazywać ile mnie to kosztuje. Nie chcę niczyjej pomocy, nie chcę rozmów. Jedyne czego chcę to żeby Harry jak najszybciej wyzdrowiał.
Mimo, że chciałam jak najszybciej dotrzeć do szpitala to pojechałam naokoło. Chciał pobyć chwile sama, znów móc rozpłakać się niczym dziecko, ale bez pocieszenia. Nienawidziłam pocieszeń, miałam ich już po dziurki w nosie, a to była jedyna rzecz którą każdy mi oferował.
Po 15 minutach byłam już pod budynkiem. Zapomniałam, że pod szpitalem jest stado spragnionych sensacji reporterów i upss.. dorwali mnie, pytali o wszystko: '' Czy Harry żyje?'', '' Czy jeszcze jesteście razem?!'', '' Co mówią lekarze?'', ''Czy jego stan zdrowia się polepszył'' , '' Czy zespół odwoła koncerty?''... było ich jeszcze więcej. To nie do wytrzymania, ale na szczęście ochroniarz wyrwał mnie z ich szpon. Jak oni w ogóle mogli pytać o koncerty?! Czy dla nich tylko to jest najważniejsze? Nie wiedziałam, że potrafią być aż tak okrutni..
Kiedy dotarłam pod salę Harry'ego, ujrzałam Justina. Wyglądał na przygnębionego, więc bez zastanowienia zapytałam :
- Coś się stało..?
- Nie, to znaczy tak.. chyba tak.
- No więc..?
- Wiem, że pewnie nie wypada pytać, no ale mi nikt nic nie chce powiedzieć, więc proszę powiedz mi jak on się czuje?
- Usiądź. - po czym zrobiłam to samo - On.. on będzie miał amnezje..i...i nic, kompletnie nic nie będzie pamiętam, ale jedyną pocieszającą rzeczą jest w tym, że będzie ona krótkotrwała..
- Tak mi przykro..ale on z tego wyjdzie, jestem tego pewien.
- Miejmy nadzieje..
Po krótkiej rozmowie siedzieliśmy słuchając szpitalnych odgłosów. Nie długo po tym podszedł do mnie lekarz :
- Mam dla pani dobrą nowinę - po tych słowach od razu wyprostowałam się, co następnie zrobił Justin - Czy mogę porozmawiać z panią na osobności?
Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok, a on w odpowiedzi kiwną głową na znak, że nie ma nic przeciwko.
- Oczywiście - odchrząknęłam.
Kiedy odeszliśmy kawałek od szpitalnej ławki lekarz zaczął :
- Proszę pani, no wiec pan Styles wybudził się.
Od razu na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a moja radość była tak niezmierna że aż podskoczyłam i klasnęłam w dłonie. Lekarz dziwnie spojrzał na moje wygłupy, a ja odchrząknęłam szybkie ''przepraszam''.
- No więc jak już mówiłem, pan Styles wybudził się ze śpiączki i jak wcześniej wspomniałem ma on amnezje. Niestety nie wiemy jak długo ona będzie trwała.
Ostatnie zdanie szybko przygasiło mą radość.
- Czy mogę do niego wejść? - zapytałam niepewnie, pełna nadziei.
- Tak oczywiście, ale musi pani założyć zieloną pelerynkę. I proszę, aby się pani nie przejmowała jego amnezja.
'' Nie przejmować się '' jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć?! Ciekawe czy jakby jego żona miała amnezje i byłaby w ciężkim stanie to czy on byłby tak spokojny? Ciekawe czy on w ogóle ma żonę..?
O czym ja myślę? Muszę trochę ochłonąć zanim tam wejdę. Spokojnym krokiem poszłam po '' zieloną pelerynkę ''. Następnie przysiadłam na swoje wcześniejsze miejsce i wszystko po kolei opowiedziałam Justin'owi. Po około dziesięciu minutach założyłam pelerynkę i tuż przed drzwiami jeszcze chwilę zawahałam się i weszłam. Ujrzałam metalowe łóżko z białą pościelą, w której odznaczała się burza brązowych włosów. Łóżko stało bokiem, a chłopak najwyraźniej leżał plecami do wejścia. Niepewnie ruszyłam w stronę skromnego posłania i drżącym głosem powiedziałam :
- Harry..?
Chłopak odwrócił się. Na jego twarzy ujrzałam dwa sińce po oczami i obandażowaną głowę. Zasłoniłam usta prawą ręką i podbiegłam do niego, po czym wtuliłam się w jego ciało okryte kołdrą. Chłopak był chyba trochę zawstydzony i skrępowany, ale ja nie mogłam dłużej wytrzymać bez niego.
- Kim jesteś? - szybko wypowiedział ze zdziwioną miną. Strasznie mnie zabolało kiedy zadał to pytanie. Nie wiedziałam jak mu to wszystko wytłumaczyć.
- Ja.. ja jestem Olivia. To ja Chachi, Twoja dziewczyna! Harry ty miałeś wypadek, byłeś w ciężkim stanie, masz amnezje.. - nie mogłam wytrzymać i w połowie wypowiedzi zalałam się łzami.
- Wypadek.. tak lekarz mówił mi o tym.
- Harry to ja! Kocham Cię! Proszę przypomnij sobie, jestem Twoja dziewczyną - chyba za dużo od niego wymagałam, bo zrobił skruszoną minę i dodał :
- Przepraszam, ale nie pamiętam..Jeśli byłaś dla mnie ważną osobą to.. przepraszam nie dam rady.
Usłyszałam drżenie w jego głosie, a na moich ustach więcej słonych łez.
- Harry czy ty w ogóle cokolwiek pamiętasz?
Chłopak odwrócił głowę. Siedzieliśmy w ciszy. Z trudem opanowałam płacz, ale musiałam, musiała dla niego.
- Przepraszam, nie chcę Cię ranić, ale ja na prawdę nic nie pamiętam. Proszę pomóż mi jakoś..
Spojrzałam na niego, był załamany, zmartwiony i wyczerpany. I wreszcie przypomniałam sobie, że mam na szyi  naszyjnik.Odgarnęłam włosy i ściągnęłam łańcuszek.
- To naszyjnik, który podarowałeś mi przed wyjazdem do Australii. Tu w środku są nasze zdjęcia - wręczyłam mu biżuterię i dalej ciągnęłam - Dałeś mi go na molo, dzień po moich urodzinach. Powiedziałeś przy tym, że zawsze będziesz przy mnie i że bardzo mnie kochasz..
Harry dokładnie opatrzył wisiorek i po chwili otworzył go. Znów poczułam przypływające łzy. Chłopak po chwili spojrzał na mnie i powiedział :
- Pamiętam.. jak go trzymałem.. to było na drewnianym moście.. i chyba , chyba byłaś w sukience..
- Tak ! Tak, Harry tak! - tym razem nie mogłam powstrzymać łez radości.




 Tak jak obiecałam następny rozdział dodałam szybciej. Dziękuje za wszystkie komentarze pod rozdziałem 6. I w ogóle dziękuje, że czytacie mojego bloga. To dla mnie naprawdę ważne. Kocham was! ;**

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 6

Chachi


Spędziłyśmy z Jane całą noc w szpitalnej poczekalni. Przez ten cały czas rozmyślałam co będzie dalej i co by było gdyby Harry się nie przebudził ze śpiączki. Oczywiście miałam nadzieję i nawet modliłam się żeby wszystko było dobrze, jednak w tak trudnych chwilach do głowy przychodzą także czarne scenariusze. W dodatku sala, w której leżał Harry była dość daleko od poczekalni, więc nie byłam na bieżąco. Co prawda chciałam się czegoś dowiedzieć i co chwilę biegłam do pielęgniarek z pytaniem : '' Czy już coś wiadomo? '', one na to : '' Przepraszamy, ale wizyty skończyły się już dawno i nie możemy teraz udzielać takich informacji, jeżeli stanie się coś bardzo złego, co będzie wymagało poinformowania bliskich pacjenta  to obiecuję, że będzie Pani pierwsza.''
Do tych słów robiła sarkastyczną minę, na co odpowiadałam jej tym samym. Jedna z pielęgniarek chyba miała mnie już dość, bo poprosiła żeby druga ją zmieniła, a przy tym poraziła mnie wzrokiem. Równo o 8:00 zaczęły się wizyty, więc pędem poleciałam do Harry'ego z myślą, że go zobaczę. Niestety nastąpiły komplikacje i po raz kolejny nie mogłam do niego wejść. Po około trzech godzinach przyszedł do mnie lekarz.. Niestety jego mina mówiła sama za siebie, jednak to co potem usłyszałam było jeszcze gorsze.. :
- Pani Gonzales..Nasz pacjent... Bardzo mi przykro, ale po przebudzeniu będzie miał niedługą amnezję..
- Co?! Ale przecież mówił pan, że już wszystko dobrze! Jak to możliwe! Powiedzieliście, że zrobicie wszystko co w waszej mocy..!
- Chachi spokojnie, na pewno wszystko będzie dobrze, lekarz powiedział że amnezja będzie krótkotrwała ..
- Jane jak ty tak możesz mówić! On nie będzie nic pamiętał!! Wiesz co to znaczy.?
W tym momencie weszli rodzice Harry'ego. Zapłakana mama powiedziała:
- Dzień dobry, przepraszamy że tak późno ale staraliśmy się dotrzeć jak najszybciej, gdzie jest nasz syn? Co z nim?
- Państwo Styles, państwa syn miał poważny wypadek.. Przeszedł wiele zabiegów.. Jednak wypadek był zbyt poważny żeby nie było żadnych powikłań.. Powiem krótko, państwa syn będzie miał po przebudzeniu się krótkotrwałą amnezję.
- Słucham..? Nie.. mój syn.. Czy możemy go zobaczyć..?
- Na chwilę obecną niestety nie, ale za jakieś 2 godziny jak najbardziej, ale przez szybę..
- Ale dlaczego? Czy coś jeszcze mu dolega?
- Jak na razie nie, ale państwa syn jeszcze nie przebudził się, a my nie chcemy ryzykować na jakiekolwiek zakażenia.
- Oh..
Nie mogłam znieść tego napięcia..Z jednej strony zapłakani rodzice, a z drugiej zatroskana Jane. To było nie do zniesienia. Chciałam pobyć sama, chciałam na osobności z samą sobą pomyśleć, pomyśleć co dalej.. Wyszłam ze szpitala, ale przed budynkiem stało pełno reporterów kłócących się z ochroniarzami, więc szybko wymknęłam się wyjściem dla personelu. Poszłam do pobliskiego parku i rozpłakałam się. Nareszcie mogłam to zrobić bez próby powstrzymania tego, nie musiałam kryć że jakoś się trzymam i że jestem dobrej myśli.. nie musiałam.. Usiadłam na ławce i podkurczyłam nogi. Rozmyślałam co będzie dalej , co będzie z Harry'm, czy w ogóle przypomni te wszystkie cudowne chwile spędzone ze mną i czy w ogóle będzie mnie pamiętał? Co będzie dalej z nami..? Nasuwało mi się masę takich pytań, ale na żadne nie mogłam sobie odpowiedzieć. Nikt nie mógł.. Po około 1,5 godziny wróciłam. Na korytarzy nie było nikogo, prawdopodobnie poszli zobaczyć Harry'ego. Jane także nie było. Byłam sama, chyba chciałam tego, jednak bez Jane czułam się z samotnie. Owszem wkurzała mnie jej ciągła troska, ale bez niej też było mi nie dobrze.. Postanowiłam poczekać aż jego rodzice wyjdą, bo nie chciałam im przeszkadzać. Po około godziny wyszli smutni, zrozpaczeni :
- Olivia dziecko idź do domu, prześpij się, jesteś zmęczona. Dziękujemy Ci za wszystko - po tych słowach pani Styles przytuliła mnie. Miała racje byłam wyczerpana, potrzebowałam snu, ale nie mogłam zostawić Harry'ego.
- Ale co z Harry'm, nie mogę go zostawić..- odpowiedziałam.
- Spokojnie, my tu będziemy, obiecuję że będziesz informowana na bieżąco, idź potrzebujesz snu - odrzekła  z troska mama Harry'ego.
- No dobrze, ale jutro z samego rana przyjadę tu - oświadczyłam.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia.
Po wyjściu zadzwoniłam do Jane :
- Hej to ja..Chachi , chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie.
- Hej, nie gniewam się, byłaś zła, nie dziwie Ci się, na Twoim miejscu też bym się pewnie zdenerwowała.
- Dziękuje za wszystko.. - powiedziałam niepewnie, po czym dodałam : - Czy mogłabyś po mnie przyjechać..?
- Okej.. Moi rodzice już wrócili, więc mogę pożyczyć od nich samochód. Gdzie konkretnie jesteś?
- Na parkingu pod szpitalem. Kocham Cię.
- Ok, ja Ciebie też.
Czekałam około 10 minut, po czym zobaczyłam zbliżający się samochód rodziców Jane. Wsiadłam.
- To gdzie mam jechać? - zapytała Jane.
- Zawieź mnie do domu, jeśli możesz..
- Okej.
Resztę drogi przemilczałyśmy. Zauważyłam, że Jane kilkakrotnie chciała coś powiedzieć, ale chyba zauważyła że nie jestem w nastroju do rozmów.
- Dzięki, paaa.. - szybko rzuciłam kiedy dotarłyśmy na miejsce.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się.
Po krótkim pożegnaniu wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Gdy weszłam do domu usiadłam pod drzwiami i po raz kolejny rozpłakałam się, a następnie rzuciłam na kanapę i zasnęłam.




  Dziękuję Wam wszystkim, którzy czytają mojego bloga. Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale jakoś nie miałam czasu ani weny. Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie miłe komentarze, dzięki Wam dalej będę prowadziła tego bloga i postaram się częściej dodawać rozdziały. Dziękuję!! ;*

czwartek, 21 lutego 2013

Podziękowania

Specjalne podziękowania należą się Mellody Parks, bo to dzięki niej założyłam bloga i zaczęłam pisać. Wszystko to zawdzięczam właśnie jej, bo zawsze mnie wspierała, wspiera i mam nadzieję, że nadal będzie to robić. Mellody jest wspaniałą przyjaciółką, ale także pisarką, co można sprawdzić czytając jej rewelacyjne blogi : http://walka-o-ta-milosc.blogspot.com/    oraz  http://historianieztegoswiata.blogspot.com/   Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję;** 

Rozdział 5

Chachi

Kiedy Jane zaproponowała abyśmy poszły na zakupy od razu wiedziałam, że zauważyła mój smutek i stara się poprawić mi humor. Byłam jej bardzo wdzięczna i zazdrościłam sama sobie, że mam taką cudowną przyjaciółkę, która bez zbędnych słów potrafi zrozumieć i wyczuć kiedy coś jest nie tak. Poprosiłam abyśmy  zaszły do kawiarenki '' Kawka, herbatka i cukiereczki'', bo to ulubione miejsce moje  i Harry'ego. Bardzo mi go brakowało, ale wiedziałam że muszę się do tego przyzwyczaić, bo jest gwiazdą i takie wyjazdy będą częstsze. Jednak tego dnia miałam dziwne przeczucia.. Z myśli wyrwała mnie Jane:
- To co zamawiamy?
- Yyy..ja chcę duże espresso i kremówkę.
Jak zwykle uśmiechnięta Jane podeszła do kasy i rzekła:
- Dwa razy duże espresso i jedną kremówkę oraz jednego eklerka.
Kiedy składała nasze zamówienia ja powróciłam do swych myśli... No więc od chwili, w której zobaczyłam naszą kawiarenkę coś jakby we mnie pękło. Wszystko zaczęło mi się przypominać.. Każda chwila spędzona z Harry'm. To pewnie z tęsknoty, ale mimo wszystko nie chciałam mówić o tym Jane, bo zaczęła by mi wszystko tłumaczyć i pocieszać, a to była ostatnia rzecz której potrzebowałam...
- Proszę, Twoja kawa i kremówka - powiedziała Jane.
- Dziękuję - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Niestety dziewczyna chyba to wyczuła,  bo dziwnie na mnie spojrzała. I w tym momencie  zaczęłam żałować, że tak bardzo mnie zna. Kiedy szłyśmy do stolika, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Gdy odebrałam, zamarłam. Nawet nie poczułam jak z mojej ręki wypadła kawa i ciastko. Po chwili jakby ogłuchłam, bo nic nie słyszałam poza głośnym biciem mojego serca. Wydawało mi się, że bije tak głośno jak bit do piosenki techno. Kiedy rozmówca się rozłączył, rozpłakałam się i rzuciłam w ramiona Jane. W drodze do samochodu opowiedziałam jej co się stało. Nie wiem czy wszystko zrozumiała, bo moje słowa zagłuszał głośny płacz. Otóż dostałam telefon ze szpitala... Harry miał poważny wypadek samochodowy i jest w szpitalu w Los Angeles. Zdziwiło mnie miejsce jego pobytu, ale na miejscu pielęgniarka wszystko mi opowiedziała, że Harry jechał tu z lotniska i z tego co się dowiedziała to  wyjazd im się skrócił, więc chciał zrobić mi niespodziankę i przyjechać wcześniej bez zapowiedzi. Po tej rozmowie chciałam, jak najszybciej go zobaczyć, ale niestety nie mogłam, bo był w strasznym stanie i właśnie przechodził operacje. Nie chciałam bez czynnie siedzieć, więc zadzwoniłam do Liam'a, który powiedział że wszyscy chcieli zostać, bo tam gdzie są jest naprawdę fajnie, a Harry sam poleciał do Los Angeles. Chłopaki nic nie wiedzieli o wypadku, więc wszystko szybko im streściłam i rozłączyłam się. Czułam się okropnie, ale na szczęście obok mnie była Jane, która nie potrzebowała słów żeby zrozumieć jak się czuję. Płacząc przytuliłam się do niej, a ona pocałowała mnie w głowę i mocno przytuliła. 
Operacja trwała 2 godziny, a przez ten czas ciągle czekałam przed salą na jakieś wiadomości. Wkrótce wyszedł lekarz, od razu zerwałam się i podeszłam aby się czegoś dowiedzieć, ale on powiedział że takie informacje może udzielać tylko rodzinie. Okropnie się wkurzyłam i już, już chciałam mu coś powiedzieć o tym jak się czuje i ile znaczy dla mnie Harry, ale w tym samym momencie wstała Jane, podeszła do lekarza i zaczęła mówić :
- Słuchaj doktorku, nie obchodzi mnie jakie są tu przepisy. Chłopak, którego przed chwilą pan operował jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Ona czaka tu już od prawie 3 godzin, była z nim w ciągłym kontakcie i pierwsza tu przyjechała przed jego rodzicami i myślę że ma prawo żeby się czegoś dowiedzieć! 
- Hmm.. grymm... Ja jestem lekarzem i nie życzę sobie żebyś tak się do mnie odnosiła, ale rozumiem Twoje zdenerwowanie, i jeżeli to co mówisz jest prawdą to w sumie masz rację.. No więc chłopak ma poważny uraz głowy.. Operacja była bardzo poważna, ale wszystko poszło zgodnie z planem. Niestety uraz był na tyle poważny, że nie wszystko dało się naprawić i młodzieniec będzie miał krótko trwałą amnezję. Oprócz tego ma jeszcze parę złamań i zadrapań..
Oczy miałam już pełne łez, ale zdołałam wykrztusić parę słów:
- Czy ja mogę go zobaczyć..?
- Hmm.. nie jest to możliwe, ale może pani zobaczyć go przez szybę.
- Dziękujemy - wyręczyła mnie Jane.
- Dziękuję.. - podziękowałam jej i mocno przytuliłam.
- Nie dziękuj... Idź teraz go zobaczyć.
Szybkim krokiem poszłam w stronę sali, założyłam zielony, szpitalny fartuch i tym razem wolnym krokiem podeszłam do szyby. Był. Leżał tam. Sam. Nieprzytomny, owinięty bandażami. W jednej chwili wybuchłam płaczem i przycisnęłam rękę do szyby. Stałam tak chyba z dobre 1,5 godziny, ale kiedy na niego patrzyłam czas przestał się liczyć i tylko czekałam aż będę mogła tam wejść. Byłabym tam z pewnością dłużej, gdyby nie pielęgniarka, która kazała mi już iść, bo pora odwiedzin właśnie się skończyła. Kiedy wyszłam zauważyłam śpiącą na ramieniu Justina, Jane.
- Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona Justina.
- Chłopaki zadzwonili do mnie i od razu  po koncercie przyjechałem tutaj, chyba się nie gniewasz?
- Za co..? Przecież ty też masz prawo tu być..- odrzekłam wyczerpana. Po moich słowach Jane przebudziła się, po czym wstała i przytuliła mnie, szepcząc do ucha :
- Kochanie, zostanę tu tak długo jak będziesz chciała.
- Nie musisz, jesteś tu ze mną od prawie 5 godzin, lepiej wracaj do domu, bo wyglądasz na wyczerpaną.
Spojrzała na mnie wzrokiem przejmującym i takim ciepłym... Po tym przypomniały mi się oczy Harry'ego, który w podobny sposób patrzył na mnie. I znów poczułam przypływające łzy, więc szybko wpadłam w objęcia Jane. Po niecałej godzinie, Justin oświadczył, że lepiej będzie jeśli już pójdzie, bo mogą go namierzyć         
paparazzi, a wtedy wybuchłaby wielka afera. My zostałyśmy, bo Jane nie dała się przekonać żeby wróciła do domu. Około północy zaczął się horror.. Lekarze i pielęgniarki biegali jak poparzeni, a w dodatku nie chcieli nic nam powiedzieć. Siedziałyśmy jak na szpilkach, a ja ciągle płakałam. Bałam się iść do łazienki i spojrzeć w lustro, bo czułam że moje oczy przypominają mandarynki. Z tej bieganiny nie dało się nic zrozumieć, co szeptali do siebie specjaliści, ale na szczęście jedna z pielęgniarek krzyknęła do drugiej '' REANIMUJĄ TEGO Z POD PIĄTKI!'' I w tym momencie zamarłam, bo pod piątką leżał mój Harry. Zaczęłam krzyczeć z płaczu, z nerwów nie mogłam się powstrzymać żeby tam nie wtargnąć, mimo że Jane mnie uspakajała. Kiedy wbiegłam na salę zobaczyłam dwa łóżka. Na jednym z nich leżał mój Harry, a na drugim jakiś starszy pan. Wszyscy lekarze spojrzeli na mnie w jednym momencie i chórem zawołali : '' OCHRONA! WEZWAĆ OCHRONĘ!'' Szybko wytłumaczyłam im się, ale oni i tak nie słuchali, bo byli zajęci, a mnie w tym czasie wyprowadzali dwaj ochroniarze. '' Zrobiłam z siebie kretynkę'' pomyślałam, ale Jane podała mi wodę i trochę ochłonęłam. 

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 4

Jane

Po zjedzeniu tacos, odpoczywaliśmy na kanapie czekając na film, który miał się rozpocząć za 30 minut. Nagle Justin zaczął mnie delikatnie szturchać, zdziwiona zrobiłam to samo. Za każdym razem było to mocniejsze odepchnięcie. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci na karuzeli. Po kilku odepchnięciach, Justin szturchnął mnie aż położyłam się na kanapie. Kiedy próbowałam się podnieść, zaczął mnie łaskotać. Nie mogąc złapać oddechu ze śmiechu ledwo wydukałam:
- Proszę, przestań!!
Po chwili przestał, a ja opanowałam swój śmiech. Gdy odgarniałam włosy z twarzy Justin spojrzał mi w oczy. Prawie byśmy się pocałowali, ale w ostatnim momencie odepchnęłam go wstając. Udałam, że nic się nie stało i z przekonaniem rzekłam:
- Za 5 minut rozpocznie się film, więc pójdę zrobić popcorn - i uśmiechnęłam się ukrywając wyrzuty sumienia. Chłopak odwzajemnił się tym samym. Kiedy wróciłam, usiadłam na kanapie, a miska z popcornem oddzielała nas. Po paru minutach film rozpoczął się, więc wzięłam poduszkę i trzymałam ją na zgiętych kolanach, w razie nie przyjemnych akcji filmowych. Zrobiło mi się niedobrze od samych napisów początkowych. Po 20 minutach filmu zaczęły się straszne przygody. Moim zdaniem było bez sensu, bo jakiś facet w płaszczu chodził po mieście i zabijał niewinnych ludzi. Choć był beznadziejny, to nie można zarzucić, iż nie był przerażający. Justin chyba zauważył, że jestem przerażona bo spojrzał na mnie z troską i choć było ciemno, zdołałam ujrzeć delikatny uśmiech na jego ustach. Toteż nie musiał nic mówić, bo wszystko można było wyczytać z jego oczu. Przybliżył się do mnie, wziął miskę na kolana i objął mnie. Poczułam się pewniej. Wiedziałam, że to tylko film, no ale nie łudźmy się- takie filmy potrafią wystraszyć. Kiedy horror się skończył, zamierzałam iść na górę do pokoju, ale Justin zapytał:
- Czy po takim filmie chcesz sama spać tam na górze? - i dodał do tego ten swój cudowny uśmiech. Miał rację, trochę się bałam.
- No okej.. to może jednak prześpię się tutaj na rozkładanym fotelu..- odrzekłam z niepewnością.
Przed spaniem jeszcze chwilę gadaliśmy, ale ze względu że była już 4 nad ranem i byliśmy już strasznie śpiący, poszliśmy spać.
Rano obudziły mnie otwierające się drzwi wejściowe. Na początku myślałam, że to tylko sen, ale potem usłyszałam kroki, po czym rozległ się głos chachi :
- Hej, Jane! Wróciłam!
I nagle Justin się przebudził:
- Cii..- ostrzegłam go i ujrzałam zdziwioną minę chachi.
- Aaa... y.. to może ja już pójdę i wpadnę później..- po tych słowach odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem szła w stronę drzwi wejściowych.
- Zaczekaj ! - krzyknęłam - to nie tak jak myślisz.. to.. ja wiem jak to mogło wyglądać, ale naprawdę nic między nami nie zaszło. To było jak po imp..- w tym momencie Oliwia przerwała mi i rzekła:
- Jane, Jane ! Nic się nie stało, a poza tym to nie moja sprawa, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Okej, ja Ci wszystko opowiem później. A nie zostaniesz ?
- Nie, nie będę Wam przeszkadzać. Skontaktuję się  z Tobą później.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz proszę zostań.
- Dzięki, ale muszę jeszcze coś na mieście załatwić, bo niedługo będzie nasz występ taneczny.
- Aaa, okej.
Po wyjściu chachi, wróciłam do salonu.
- Ojej ! Już 10 muszę wyjść z Maksem ! Zaczekasz tu ?
- Poczekaj pójdę z Tobą.
- Okej jak chcesz tylko się pośpiesz, bo Maks nie wytrzyma.
Po paru minutach już wychodziliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę parku, w którym się pierwszy raz zobaczyliśmy. Kiedy byliśmy już na miejscu, przed nami szła kobieta z dużym białym pudlem. Maks jest dużym, silnym i jeszcze młodym owczarkiem, więc w jednej chwili wyrwał mi się ze smyczą i pobiegł w stronę białego pudla, który okazał się psem co spowodowało, że Maks odbiegł od niego. Wszystko działo się tak szybko, że zanim zorientowaliśmy się co się dzieje ujrzeliśmy owczarka biegnącego w stronę pobliskiego lasku. Natychmiast zaczęłam go wołać, i pobiegliśmy za nim. Pies zareagował na moje wołanie i tym razem biegł w naszą stronę, ale kiedy był już blisko znowu zaczął uciekać. Łapanie Maksa, które  zajęło nam około 30 minut bardzo nas do siebie zbliżyło. Następnie wróciliśmy do domu, po czym Justin zebrał swoje rzeczy  i pod pretekstem że ma ważną sprawę związaną z koncertem  i wyszedł. Kiedy byłam już sama zadzwoniłam do chachi. Po niedługim czasie Oliwia była już u mnie.
- No to teraz opowiadaj co się działo! - wykrzyknęła z ciekawością.
- Właściwie nic...
- Tak jasne, nie ściemniaj ! Obiecałaś że powiesz.
- Okej.. no więc po imprezie jak szłam w stronę domu, spotkałam Justina. Odwiózł mnie no i został na noc, bo uważał że nie powinnam zostać tu sama itp. No i potem oglądaliśmy film...
- To super ! Nareszcie masz chłopaka!
- On nie jest moim chłopakiem.
- Jasne.. wmawiaj sobie.
- A co z Harrym ?
- Wyjechał.. tęsknie za nim bardzo....ale często dzwoni, więc lepsze to niż nic no i oczywiście gadamy przez skype'a.
- No tak.. a kiedy wraca ?
- Za niecałe dwa tygodnie..
Zauważyłam, że po rozmowie o Harrym chachi posmutniała. W sumie to się jej nie dziwie, bo dwa tygodnie rozłąki to trochę dużo, a zwłaszcza dla tak bardzo kochającej się pary, więc musiałam szybko wymyślić coś na poprawienie jej humoru.
- To może chodźmy na zakupy? - zaproponowałam z uśmiechem, wiedząc że zakupy to najlepszy sposób na poprawienie humoru Oliwii.
Po 30 minutach byłyśmy już w drodze do miasta. Kiedy dotarłyśmy na miejsce chachi zaproponowała abyśmy zaszły do pobliskiej kawiarenki.




czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 3

Jane

Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, nieznajomy zapytał :
- Jesteś sama w domu?
- Tak.
- A gdzie Twoi rodzice, jeżeli mogę spytać..?
- Tak, wyjechali na Karaiby na miesiąc.
- I przez cały miesiąc jesteś tu sama?
- Nie, chachi u mnie nocuje, ale dzisiaj pojechała do Harry'ego.
Nagle zrobił poważną minę i wyglądał jakby nad czymś rozmyślał.
- Hmm..- powiedział, po czym dodał- Ta okolica nie wydaje się za ciekawa , może zostanę u Ciebie? Nie zrozum mnie źle, to nie to o czym teraz myślisz. Ja taki nie jestem, po prostu martwię się...
Trochę mnie to zdziwiło i w pierwszej chwili faktycznie pomyślałam o najgorszym, ale do końca nie wiedziałam czy mogę mu ufać, bo przecież nawet nie znałam jego imienia.
- To chyba nie najlepszy pomysł..- rzekłam niepewnie, bo w głębi duszy bardzo chciałam bardziej go poznać, więc dodałam jeszcze- Ale .. w ogóle .. co na to Twoi rodzice..?
 - Wyjechali, oni stale wyjeżdżają - rzekł to z promiennym uśmiechem.
- Ale ja nic o Tobie nie wiem.. nie zrozum mnie źle, no ale..- w tym momencie przerwał mi.
- Tak wiem, ale ja nie jestem jakiś zboczony czy coś.. A więc jak się nazywasz?
- Okej.. Jane..- powiedziałam nie pewnie.
- Ja jestem Justin.
Po krótkiej dyskusji weszliśmy do domu.
- Gdzie chcesz spać ? Tu na dole jest kanapa i pokój gościnny, a na górze sypialnia rodziców i mój pokój?- zapytałam grzecznie rzucając klucze na stół w jadalni.
- Jeśli to nie problem to wolałbym na dole.
- Okej, spoko. A jesteś może głodny lub chcesz pić?
- Tak chętnie bym coś zjadł - rzekł z uśmiechem masując się po brzuchu.
- Niezbyt dobrze gotuję..- powiedziałam czując jak po moich policzkach rozlewa się czerwień wstydu, więc aby ratować zakłopotaną sytuację szybko dodałam- Może zamówimy pizze?- mimo iż nie patrzyłam w jego stronę, czułam że lekko się uśmiecha.
- A może coś zrobimy ?
- A co masz na myśli? - zapytałam unosząc brwi.
- Nie to co myślisz - na jego zgrabnej twarzy pojawił się prowokujący uśmiech, a przez moje nogi przeszło delikatne mrowienie.
- A skąd wiesz co myślę..?
- Domyślam się.
Po naszej krótkiej, ale jakże zaciętej konwersacji nastała cisza. Pomyślałam, że pewnie poczuł się urażony moim idiotycznym pytaniem, ale mi chodziło co chce zrobić do jedzenia, więc przerwałam bezgraniczne milczenie:
- Chodziło mi o gotowanie..
Justin nie odpowiedział, ale spojrzał drwiąco, jakby chciał powiedzieć '' jasne..'' lub '' nie jestem taki głupi za jakiego mnie uważasz''. Zrobiło mi się trochę głupio i zaczynałam żałować, że zgodziłam się aby został u mnie na noc, ale ku mojemu zaskoczeniu delikatnie chwycił za mój nadgarstek i poszedł w stronę kuchni.
- Czy mogę skorzystać z twoich artykułów?
- Tak pewnie, czuj się jak u siebie.
Justin zaczął wyciągać warzywa i przyprawy, po czym wziął się za gotowanie.
- Może Ci pomóc?
- Okej, to pokrój cebule - odpowiedział z szerokim uśmiechem i wybrał najbardziej  tępy nóż jaki był w tym domu. Spojrzałam na niego drwiąco podpierając się blatu.
- Taa..Bardzo śmieszne, a teraz daj mi normalny nóż.
- Ale to nie miało być śmieszne. Przecież nie umiesz gotować to pewnie rzadko używasz noża, więc nie chcę żebyś się skaleczyła - po tych słowach poczułam jak w jednej sekundzie moje policzki robią się czerwone ze  złości i upokorzenia. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo poniekąd miał rację, więc wyrwałam mu z rąk najostrzejszy nóż. Chłopak uśmiechnął się szeroko i patrzył mi na ręce podparty jedną ręką o blat, a drugą o biodro. Byłam strasznie zdenerwowana, a żeby tego było mało to Justin ciągle obserwował każdy mój ruch. Dłonie całe mi się trzęsły i stało się... Lawa krwi popłynęła, a ja przy tym lekko syknęłam. Chłopak podłożył mój zraniony palec pod zimną wodę.
- Gdzie masz apteczkę? - zapytał.
- W szafce na górze - po tych słowach chwyciłam za krzesło, aby zdjąć opatrunki.
- Może ja to zdejmę? - rzekł z uśmiechem.
- Nie trzeba, dam rade.
- A jak spadniesz?
I stanęłam na krzesło, a chłopak stał tuż obok. Na moje nieszczęście taboret zachwiał się i prawie bym nie spadła, ale przytrzymał mnie i ściągnęłam apteczkę. Byłam tak strasznie zła. A Justin oczywiście miał rację. Co za słynna ironia losu.. I na dodatek ten jego zdradziecki uśmiech.
- Co Cię tak bawi? - zapytałam pełna goryczy.
- Bawi mnie że dwa razy miałem rację, a martwi że coś Ci się stało - w tym momencie spojrzał mi w oczy i poczułam dreszcz. Po chwili odwróciłam wzrok i  zapytałam:
- To co w końcu jemy?
- To może ja dokończę tacos , a ty będziesz mi mówiła co, gdzie jest okej?
Westchnęłam ciężko po czym odrzekłam:
- Okej..
Kiedy tacos było zrobione zapytałam:
- Jeśli mogę zapytać..to skąd umiesz tak dobrze gotować?
Uśmiechnął się szeroko i odpowiedział :
- Kiedyś pomagałem kumplowi w barze i trochę się nauczyłem.
- Aha..
- To może obejrzymy jakiś film?
- Na co masz ochotę?- odwzajemniłam uśmiech.
- podobno dzisiaj ma być jakiś dobry horror  w telewizji.
- Okej..
Byłam trochę zniesmaczona, bo niezbyt lubię tego rodzaju filmy , ale przecież mu tego nie powiem , bo uzna mnie za totalną świruske, która boi się jakiś strasznych filmów.




środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 2

Chachi

Kiedy wsiedliśmy z Harry'm do mojego nowego auta, poczułam dreszcz emocji i spojrzałam mu w oczy.
- Podoba ci się?- zapytał.
- Tak, bardzo ci dziękuję.
Wtedy jeszcze raz spojrzałam na niego,a on pocałował mnie namiętnie.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam z uśmiechem.
- Jedź do sklepu, po jakieś bąbelki.
- Okej.
Kiedy wróciliśmy już do domu, padłam na kanapę ze zmęczenia po imprezie. Harry usiadł tuż przy mnie dając mi kieliszek z szampanem. Po jakimś czasie zbliżył się do mnie i zaczął całować mnie po ramieniu, a następnie w usta. Lekko przechyliłam się do tyłu odwzajemniając pocałunek.
- Na pewno chcesz to zrobić?
Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam :
- Tak, chyba tak..
Po tych słowach Harry zaczął całować mnie bardziej namiętnie.
- Ale na pewno nie tutaj..- powiedziałam, po czym przeszliśmy do jego sypialni.
- Mogę zdjąć Ci koszulkę? - zapytał niepewnie. Uśmiechnęłam się tylko i zaczęliśmy działać. Był to mój pierwszy raz.
Rano Harry zrobił mi pyszne śniadanie, po czym przyniósł mi je do łóżka. Jeszce spałam, więc zaczął lekko całować moje usta. Kiedy otworzyłam oczy, szeroko się uśmiechnął.
- Ojej, dziękuję, a z jakiej to okazji?- zapytałam śmiejąc się. Harry nagle spoważniał.
- Muszę Ci coś powiedzieć..- rzekł niepewnie. Od razu zerwałam się z łóżka i usiadłam prosto.
- Kochanie.. wiem że obiecałem spędzić z Tobą resztę lipca..ale muszę na dwa tygodnie do Australii..przepraszam..
- Co?! Ale dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?! Kiedy masz jechać?
- Dzisiaj o 15..
- Ale.. przecież.. dlaczego nie jestem szczery wobec mnie?! Chyba jak jesteśmy razem to nie mamy przed sobą tajemnic!- w tym momencie łza zakręciła mi się w oku.
- Wiem, przepraszam.. ale ja nie chciałem zepsuć Ci humoru w urodziny.
- A od kiedy wiesz o wyjeździe?
- Od.. od trzech tygodni..
- A ja urodziny miałam wczoraj! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
- Ja,, ja chciałem żebyśmy cieszyli się sobą.
- Wiesz co.. jeżeli tak ma wyglądać nasz związek, to ja się na to nie piszę.
- Co mam przez to rozumieć? Chcesz ze mną zerwać?
- Nie ale jeśli nie będziesz wobec mnie szczery to w końcu do tego dojdzie.
Po tych słowach poszłam do łazienki i rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu zabrano najlepszą zabawkę. Następnie opłukałam  twarz zimną woda, aby Harry nie zauważył, że płakałam. Ubrałam się i skierowałam w stronę wyjścia.
- Zaczekaj!- krzyknął .
- Co?!
- Nie chcę takiego pożegnania..
- Ja też nie, ale nie mam wyjścia, bo nie jesteś wobec mnie szczery a to przecież podstawa w związku..- było mi tak przykro i źle, że nawet nie poczułam jak łza spływa mi po policzku. Harry otarł ją, przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Kiedy skończyliśmy się całować, powiedziałam:
- Jeden pocałunek nic nie zmieni..
- A dwa..?- znowu chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam i rzekłam:
- Przestań, to nie jest śmieszne..
- Proszę nie gniewaj się. Kocham Cię i nie chciałem żebyś była smutna. Nie chciałem.. Przepraszam..
- Nie przepraszaj, tylko bądź wobec mnie uczciwy, bo ja bym Ci o takim czymś powiedziała.
Chwyciłam po raz kolejny za klamkę, kiedy Harry złapał mnie za ręce i powiedział:
- Nie puszczę Cię jeżeli mi nie wybaczysz.
Chwilę stałam nieruchomo, a po chwili spojrzałam mu w oczy i zauważyłam, że napełniają się łzami. Wtem przytuliłam się do niego tak mocno, że aż lekko jęknął .
- Zostało nam jeszcze trzy godziny..- rzekł półgłosem - Chodź, musimy jechać na molo.
- Okej, ale po co?
- Zobaczysz.- po tych słowach  na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Harry po wyjściu z samochodu, gdzieś zniknął na minute. Byłam trochę  zawiedziona, bo tak bez słowa poszedł, nawet nie zdążyłam się zapytać gdzie, ale po chwili wrócił  z czerwoną różą i natychmiast przeszła mi złość. Wręczył mi ją, a następnie chwycił za moją rękę i poprowadził bez słowa na sam środek mola.
- Kochanie, wiem że nadal masz do mnie żal, że nie powiedziałem Ci o wyjeździe. Nie chcę jechać, ale dla dobra zespołu muszę. Nie będziemy widzieli się ze sobą przez dwa tygodnie, ale mam nadzieję że będziemy do siebie dzwonili i rozmawiali przez skype'a. Chcę żebyś wiedziała, że zawsze będę przy Tobie, nawet kiedy nie będzie mnie fizycznie, to będę psychicznie, bo jesteś w moim sercu już na zawsze.. Proszę.. nosząc  pamiętaj, że bardzo Cię kocham - i wręczył mi łańcuszek z wisiorkiem w kształcie owalu.
 Kiedy otworzyłam go w środku były zdjęcie moje i Harry'ego. Zaparło mi dech w piersiach i poczułam jak po moim policzku spływają kolejne łzy wzruszenia. To było takie miłe z jego strony. Natychmiast rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję.. kocham Cię- wyszeptałam mu do ucha.
Przez kolejną godzinę spacerowaliśmy po mieście. Kiedy wybiła już 14:30 razem z Harry'm, Liam'em, Niall'em, Louis'em, i Zayn'em pojechaliśmy na lotnisko. Po raz kolejny zaczęłam płakać, a Harry przytulił mnie mocno i pocałował namiętnie, mówiąc przy tym cicho:
- Kocham Cię.
A następnie wsiadł do samolotu, a ja rozryczałam się jeszcze bardziej... Zapłakana wsiadłam do auta i czekałam tam aż do odlotu samolotu. Po 30 minutach wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie chciałam nikogo widzieć.. Czułam w sobie pustkę.. I co chwilę otwierałam wisiorek z naszymi zdjęciami... Wiem, że wróci, ale to takie ciężkie, rozstawać się z ukochaną osobą nawet na dwa tygodnie... Dla mnie to aż dwa tygodnie...