czwartek, 21 lutego 2013

Podziękowania

Specjalne podziękowania należą się Mellody Parks, bo to dzięki niej założyłam bloga i zaczęłam pisać. Wszystko to zawdzięczam właśnie jej, bo zawsze mnie wspierała, wspiera i mam nadzieję, że nadal będzie to robić. Mellody jest wspaniałą przyjaciółką, ale także pisarką, co można sprawdzić czytając jej rewelacyjne blogi : http://walka-o-ta-milosc.blogspot.com/    oraz  http://historianieztegoswiata.blogspot.com/   Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję;** 

Rozdział 5

Chachi

Kiedy Jane zaproponowała abyśmy poszły na zakupy od razu wiedziałam, że zauważyła mój smutek i stara się poprawić mi humor. Byłam jej bardzo wdzięczna i zazdrościłam sama sobie, że mam taką cudowną przyjaciółkę, która bez zbędnych słów potrafi zrozumieć i wyczuć kiedy coś jest nie tak. Poprosiłam abyśmy  zaszły do kawiarenki '' Kawka, herbatka i cukiereczki'', bo to ulubione miejsce moje  i Harry'ego. Bardzo mi go brakowało, ale wiedziałam że muszę się do tego przyzwyczaić, bo jest gwiazdą i takie wyjazdy będą częstsze. Jednak tego dnia miałam dziwne przeczucia.. Z myśli wyrwała mnie Jane:
- To co zamawiamy?
- Yyy..ja chcę duże espresso i kremówkę.
Jak zwykle uśmiechnięta Jane podeszła do kasy i rzekła:
- Dwa razy duże espresso i jedną kremówkę oraz jednego eklerka.
Kiedy składała nasze zamówienia ja powróciłam do swych myśli... No więc od chwili, w której zobaczyłam naszą kawiarenkę coś jakby we mnie pękło. Wszystko zaczęło mi się przypominać.. Każda chwila spędzona z Harry'm. To pewnie z tęsknoty, ale mimo wszystko nie chciałam mówić o tym Jane, bo zaczęła by mi wszystko tłumaczyć i pocieszać, a to była ostatnia rzecz której potrzebowałam...
- Proszę, Twoja kawa i kremówka - powiedziała Jane.
- Dziękuję - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Niestety dziewczyna chyba to wyczuła,  bo dziwnie na mnie spojrzała. I w tym momencie  zaczęłam żałować, że tak bardzo mnie zna. Kiedy szłyśmy do stolika, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Gdy odebrałam, zamarłam. Nawet nie poczułam jak z mojej ręki wypadła kawa i ciastko. Po chwili jakby ogłuchłam, bo nic nie słyszałam poza głośnym biciem mojego serca. Wydawało mi się, że bije tak głośno jak bit do piosenki techno. Kiedy rozmówca się rozłączył, rozpłakałam się i rzuciłam w ramiona Jane. W drodze do samochodu opowiedziałam jej co się stało. Nie wiem czy wszystko zrozumiała, bo moje słowa zagłuszał głośny płacz. Otóż dostałam telefon ze szpitala... Harry miał poważny wypadek samochodowy i jest w szpitalu w Los Angeles. Zdziwiło mnie miejsce jego pobytu, ale na miejscu pielęgniarka wszystko mi opowiedziała, że Harry jechał tu z lotniska i z tego co się dowiedziała to  wyjazd im się skrócił, więc chciał zrobić mi niespodziankę i przyjechać wcześniej bez zapowiedzi. Po tej rozmowie chciałam, jak najszybciej go zobaczyć, ale niestety nie mogłam, bo był w strasznym stanie i właśnie przechodził operacje. Nie chciałam bez czynnie siedzieć, więc zadzwoniłam do Liam'a, który powiedział że wszyscy chcieli zostać, bo tam gdzie są jest naprawdę fajnie, a Harry sam poleciał do Los Angeles. Chłopaki nic nie wiedzieli o wypadku, więc wszystko szybko im streściłam i rozłączyłam się. Czułam się okropnie, ale na szczęście obok mnie była Jane, która nie potrzebowała słów żeby zrozumieć jak się czuję. Płacząc przytuliłam się do niej, a ona pocałowała mnie w głowę i mocno przytuliła. 
Operacja trwała 2 godziny, a przez ten czas ciągle czekałam przed salą na jakieś wiadomości. Wkrótce wyszedł lekarz, od razu zerwałam się i podeszłam aby się czegoś dowiedzieć, ale on powiedział że takie informacje może udzielać tylko rodzinie. Okropnie się wkurzyłam i już, już chciałam mu coś powiedzieć o tym jak się czuje i ile znaczy dla mnie Harry, ale w tym samym momencie wstała Jane, podeszła do lekarza i zaczęła mówić :
- Słuchaj doktorku, nie obchodzi mnie jakie są tu przepisy. Chłopak, którego przed chwilą pan operował jest chłopakiem mojej przyjaciółki. Ona czaka tu już od prawie 3 godzin, była z nim w ciągłym kontakcie i pierwsza tu przyjechała przed jego rodzicami i myślę że ma prawo żeby się czegoś dowiedzieć! 
- Hmm.. grymm... Ja jestem lekarzem i nie życzę sobie żebyś tak się do mnie odnosiła, ale rozumiem Twoje zdenerwowanie, i jeżeli to co mówisz jest prawdą to w sumie masz rację.. No więc chłopak ma poważny uraz głowy.. Operacja była bardzo poważna, ale wszystko poszło zgodnie z planem. Niestety uraz był na tyle poważny, że nie wszystko dało się naprawić i młodzieniec będzie miał krótko trwałą amnezję. Oprócz tego ma jeszcze parę złamań i zadrapań..
Oczy miałam już pełne łez, ale zdołałam wykrztusić parę słów:
- Czy ja mogę go zobaczyć..?
- Hmm.. nie jest to możliwe, ale może pani zobaczyć go przez szybę.
- Dziękujemy - wyręczyła mnie Jane.
- Dziękuję.. - podziękowałam jej i mocno przytuliłam.
- Nie dziękuj... Idź teraz go zobaczyć.
Szybkim krokiem poszłam w stronę sali, założyłam zielony, szpitalny fartuch i tym razem wolnym krokiem podeszłam do szyby. Był. Leżał tam. Sam. Nieprzytomny, owinięty bandażami. W jednej chwili wybuchłam płaczem i przycisnęłam rękę do szyby. Stałam tak chyba z dobre 1,5 godziny, ale kiedy na niego patrzyłam czas przestał się liczyć i tylko czekałam aż będę mogła tam wejść. Byłabym tam z pewnością dłużej, gdyby nie pielęgniarka, która kazała mi już iść, bo pora odwiedzin właśnie się skończyła. Kiedy wyszłam zauważyłam śpiącą na ramieniu Justina, Jane.
- Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona Justina.
- Chłopaki zadzwonili do mnie i od razu  po koncercie przyjechałem tutaj, chyba się nie gniewasz?
- Za co..? Przecież ty też masz prawo tu być..- odrzekłam wyczerpana. Po moich słowach Jane przebudziła się, po czym wstała i przytuliła mnie, szepcząc do ucha :
- Kochanie, zostanę tu tak długo jak będziesz chciała.
- Nie musisz, jesteś tu ze mną od prawie 5 godzin, lepiej wracaj do domu, bo wyglądasz na wyczerpaną.
Spojrzała na mnie wzrokiem przejmującym i takim ciepłym... Po tym przypomniały mi się oczy Harry'ego, który w podobny sposób patrzył na mnie. I znów poczułam przypływające łzy, więc szybko wpadłam w objęcia Jane. Po niecałej godzinie, Justin oświadczył, że lepiej będzie jeśli już pójdzie, bo mogą go namierzyć         
paparazzi, a wtedy wybuchłaby wielka afera. My zostałyśmy, bo Jane nie dała się przekonać żeby wróciła do domu. Około północy zaczął się horror.. Lekarze i pielęgniarki biegali jak poparzeni, a w dodatku nie chcieli nic nam powiedzieć. Siedziałyśmy jak na szpilkach, a ja ciągle płakałam. Bałam się iść do łazienki i spojrzeć w lustro, bo czułam że moje oczy przypominają mandarynki. Z tej bieganiny nie dało się nic zrozumieć, co szeptali do siebie specjaliści, ale na szczęście jedna z pielęgniarek krzyknęła do drugiej '' REANIMUJĄ TEGO Z POD PIĄTKI!'' I w tym momencie zamarłam, bo pod piątką leżał mój Harry. Zaczęłam krzyczeć z płaczu, z nerwów nie mogłam się powstrzymać żeby tam nie wtargnąć, mimo że Jane mnie uspakajała. Kiedy wbiegłam na salę zobaczyłam dwa łóżka. Na jednym z nich leżał mój Harry, a na drugim jakiś starszy pan. Wszyscy lekarze spojrzeli na mnie w jednym momencie i chórem zawołali : '' OCHRONA! WEZWAĆ OCHRONĘ!'' Szybko wytłumaczyłam im się, ale oni i tak nie słuchali, bo byli zajęci, a mnie w tym czasie wyprowadzali dwaj ochroniarze. '' Zrobiłam z siebie kretynkę'' pomyślałam, ale Jane podała mi wodę i trochę ochłonęłam. 

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 4

Jane

Po zjedzeniu tacos, odpoczywaliśmy na kanapie czekając na film, który miał się rozpocząć za 30 minut. Nagle Justin zaczął mnie delikatnie szturchać, zdziwiona zrobiłam to samo. Za każdym razem było to mocniejsze odepchnięcie. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci na karuzeli. Po kilku odepchnięciach, Justin szturchnął mnie aż położyłam się na kanapie. Kiedy próbowałam się podnieść, zaczął mnie łaskotać. Nie mogąc złapać oddechu ze śmiechu ledwo wydukałam:
- Proszę, przestań!!
Po chwili przestał, a ja opanowałam swój śmiech. Gdy odgarniałam włosy z twarzy Justin spojrzał mi w oczy. Prawie byśmy się pocałowali, ale w ostatnim momencie odepchnęłam go wstając. Udałam, że nic się nie stało i z przekonaniem rzekłam:
- Za 5 minut rozpocznie się film, więc pójdę zrobić popcorn - i uśmiechnęłam się ukrywając wyrzuty sumienia. Chłopak odwzajemnił się tym samym. Kiedy wróciłam, usiadłam na kanapie, a miska z popcornem oddzielała nas. Po paru minutach film rozpoczął się, więc wzięłam poduszkę i trzymałam ją na zgiętych kolanach, w razie nie przyjemnych akcji filmowych. Zrobiło mi się niedobrze od samych napisów początkowych. Po 20 minutach filmu zaczęły się straszne przygody. Moim zdaniem było bez sensu, bo jakiś facet w płaszczu chodził po mieście i zabijał niewinnych ludzi. Choć był beznadziejny, to nie można zarzucić, iż nie był przerażający. Justin chyba zauważył, że jestem przerażona bo spojrzał na mnie z troską i choć było ciemno, zdołałam ujrzeć delikatny uśmiech na jego ustach. Toteż nie musiał nic mówić, bo wszystko można było wyczytać z jego oczu. Przybliżył się do mnie, wziął miskę na kolana i objął mnie. Poczułam się pewniej. Wiedziałam, że to tylko film, no ale nie łudźmy się- takie filmy potrafią wystraszyć. Kiedy horror się skończył, zamierzałam iść na górę do pokoju, ale Justin zapytał:
- Czy po takim filmie chcesz sama spać tam na górze? - i dodał do tego ten swój cudowny uśmiech. Miał rację, trochę się bałam.
- No okej.. to może jednak prześpię się tutaj na rozkładanym fotelu..- odrzekłam z niepewnością.
Przed spaniem jeszcze chwilę gadaliśmy, ale ze względu że była już 4 nad ranem i byliśmy już strasznie śpiący, poszliśmy spać.
Rano obudziły mnie otwierające się drzwi wejściowe. Na początku myślałam, że to tylko sen, ale potem usłyszałam kroki, po czym rozległ się głos chachi :
- Hej, Jane! Wróciłam!
I nagle Justin się przebudził:
- Cii..- ostrzegłam go i ujrzałam zdziwioną minę chachi.
- Aaa... y.. to może ja już pójdę i wpadnę później..- po tych słowach odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem szła w stronę drzwi wejściowych.
- Zaczekaj ! - krzyknęłam - to nie tak jak myślisz.. to.. ja wiem jak to mogło wyglądać, ale naprawdę nic między nami nie zaszło. To było jak po imp..- w tym momencie Oliwia przerwała mi i rzekła:
- Jane, Jane ! Nic się nie stało, a poza tym to nie moja sprawa, nie musisz mi się tłumaczyć.
- Okej, ja Ci wszystko opowiem później. A nie zostaniesz ?
- Nie, nie będę Wam przeszkadzać. Skontaktuję się  z Tobą później.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz proszę zostań.
- Dzięki, ale muszę jeszcze coś na mieście załatwić, bo niedługo będzie nasz występ taneczny.
- Aaa, okej.
Po wyjściu chachi, wróciłam do salonu.
- Ojej ! Już 10 muszę wyjść z Maksem ! Zaczekasz tu ?
- Poczekaj pójdę z Tobą.
- Okej jak chcesz tylko się pośpiesz, bo Maks nie wytrzyma.
Po paru minutach już wychodziliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę parku, w którym się pierwszy raz zobaczyliśmy. Kiedy byliśmy już na miejscu, przed nami szła kobieta z dużym białym pudlem. Maks jest dużym, silnym i jeszcze młodym owczarkiem, więc w jednej chwili wyrwał mi się ze smyczą i pobiegł w stronę białego pudla, który okazał się psem co spowodowało, że Maks odbiegł od niego. Wszystko działo się tak szybko, że zanim zorientowaliśmy się co się dzieje ujrzeliśmy owczarka biegnącego w stronę pobliskiego lasku. Natychmiast zaczęłam go wołać, i pobiegliśmy za nim. Pies zareagował na moje wołanie i tym razem biegł w naszą stronę, ale kiedy był już blisko znowu zaczął uciekać. Łapanie Maksa, które  zajęło nam około 30 minut bardzo nas do siebie zbliżyło. Następnie wróciliśmy do domu, po czym Justin zebrał swoje rzeczy  i pod pretekstem że ma ważną sprawę związaną z koncertem  i wyszedł. Kiedy byłam już sama zadzwoniłam do chachi. Po niedługim czasie Oliwia była już u mnie.
- No to teraz opowiadaj co się działo! - wykrzyknęła z ciekawością.
- Właściwie nic...
- Tak jasne, nie ściemniaj ! Obiecałaś że powiesz.
- Okej.. no więc po imprezie jak szłam w stronę domu, spotkałam Justina. Odwiózł mnie no i został na noc, bo uważał że nie powinnam zostać tu sama itp. No i potem oglądaliśmy film...
- To super ! Nareszcie masz chłopaka!
- On nie jest moim chłopakiem.
- Jasne.. wmawiaj sobie.
- A co z Harrym ?
- Wyjechał.. tęsknie za nim bardzo....ale często dzwoni, więc lepsze to niż nic no i oczywiście gadamy przez skype'a.
- No tak.. a kiedy wraca ?
- Za niecałe dwa tygodnie..
Zauważyłam, że po rozmowie o Harrym chachi posmutniała. W sumie to się jej nie dziwie, bo dwa tygodnie rozłąki to trochę dużo, a zwłaszcza dla tak bardzo kochającej się pary, więc musiałam szybko wymyślić coś na poprawienie jej humoru.
- To może chodźmy na zakupy? - zaproponowałam z uśmiechem, wiedząc że zakupy to najlepszy sposób na poprawienie humoru Oliwii.
Po 30 minutach byłyśmy już w drodze do miasta. Kiedy dotarłyśmy na miejsce chachi zaproponowała abyśmy zaszły do pobliskiej kawiarenki.