niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 11

Jane 


Podobno nieszczęścia chodzą parami. Nie musiałam długo czekać aby się o tym przekonać. Od wczoraj szukałam  Maksa. Kiedy wczoraj w południe wypuściłam go, nie wrócił. Dzisiaj rano wznowiłam poszukiwania. Przez 2 godziny błąkałam się bez skutku. W końcu przypomniałam sobie, że gdy był młodszy zawsze uciekała do parku, w którym pierwszy raz spotkałam Justin'a. Nazwaliśmy go ''naszym'' parkiem. Od razu tam poszłam. Chwilę się rozglądałam, ale prawie nikogo nie było. Może to dlatego, że była 10:00, a ludzie zwykle schodzą się tam od godziny 12:00, oczywiście jest parę wyjątków. Chodziłam rozglądając się aż w końcu zauważyłam ciemne coś leżące w cieniu drzewa. Podeszłam bliżej i dostrzegłam psa. Nie byłam jeszcze do końca pewna, że to Maks, więc podeszłam jeszcze bliżej. Serce mocniej mi zabiło. To był on. Znalazłam go. Wypowiedziałam cicho jego imię, ale nie drgnął. Przykucnęłam przy psie i drżącą ręką pogłaskałam jego sierść. Nie oddychał. Nie żył. Był martwy. Poczułam przypływające łzy. Kiedy słone krople zaczęły spływać po moim policzku wtuliłam się w sierść Maksa. To był mój przyjaciel. Zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zawiódł. Odkąd pamiętam towarzyszył mi w życiu. I choć czasem złościłam się na niego to nie zamieniłabym go na żadne inne zwierze. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Kiedy emocje trochę opadły wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy. Nie odbierała. Pewnie znów siedziała u ciotki. Ostatnio to jej jedyne zajęcie. Następnie chciałam zadzwonić do Chachi, ale kiedy miałam już wcisnąć zieloną słuchawkę pomyślałam, że pewnie jest u Harry'ego.'' Nie będę jej przeszkadzać '' pomyślałam i zadzwoniłam do Justin'a. Odebrał po dwóch sygnałach :
( rozmowa telefoniczna)
- Hej Jane, miło że dzwonisz.
- Hej, jesteś zajęty ?
- Nie, właśnie oglądam telewizję. Czy coś się stało ? Bo masz drżący głos, jakbyś płakała..
- Czy mógłbyś przyjechać do ''naszego'' parku ?
- Tak, pewnie. Jesteś tam z psem ?
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Czekałam około 10 minut, po czym zauważyłam zbliżający się samochód chłopaka. Kiedy wyszedł z auta, ja otarłam kolejną łzę. Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Spojrzał czule i mocno przytulił.
- Tak mi przykro... - wyszeptał.
Otarłam łzy i zapytałam :
- Pomożesz mi go jakoś przewieść ? Oczywiście jeśli to nie problem...
- Jane żartujesz? Oczywiście, że Ci pomogę.
- Dziękuję..
- Gdzie chcesz go zawieść ?
- Mamy pewnie nie ma w domu, ale muszę wziąć pieniądze.
Justin spojrzał pytająco, a ja natychmiast dodałam :
- Muszę mieć gotówkę żeby go pochować. Nie chcę go zakopać byle gdzie. Mam zamiar pogrzebać go na psim cmentarzu.
Psi cmentarz. To brzmi dziwnie, ale to Los Angeles, tu wszystko jest możliwe.

Kiedy wzięłam już gotówkę ruszyliśmy w stronę cmentarza. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Patrzyłam na drogę, ale mimo to kilka razy czułam na sobie wzrok Justin'a.
Gdy na miejscu załatwiliśmy wszystkie formalne sprawy, przeszliśmy na główny psi cmentarz i patrzeliśmy jak fachowcy zakopują Maksa. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie płakałam, po prostu leciały mi łzy. Chłopak czule mnie objął, a ja wtuliłam się w jego bluzkę. Kiedy wszystko było już gotowe, chwilę jeszcze postaliśmy.
- Masz ochotę na spacer ? - zapytał Justin.
Spojrzałam na niego i w odpowiedzi lekko kiwnęłam głową.
Poszliśmy w miejsca najmniej odwiedzane przez turystów, fotoreporterów i mieszkańców.
- Jesteś głodna ? - zapytał chłopak.
- Tak, już po 14, a ja od rana nic nie jadłam.
- Na co masz ochotę ?
- Na coś ciepłego.
- Pizza ?
- Okej.
Niedługo potem kupiliśmy w fastfood'zie dużą pizze na wynos.  Poszliśmy do mało znanego parku, gdzie prawie nikogo nie było i zaczęliśmy jeść. Justin po pierwszych dwóch gryzach na twarzy i nosie miał sos czosnkowy. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
- No co ? - zapytał ze zdziwieniem.
- Szkoda, że nie możesz się zobaczyć w lustrze - powiedziałam ze śmiechem.
Chłopak zaczerwienił się i zapytał :
- Masz chusteczkę?
- Pewnie, trzymaj.
Po niedługim czasie Justin zaczął rechotać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z Ciebie.
- Mam coś na twarzy?
- Konkretnie na nosie - oznajmił ciągle się śmiejąc.
Zrobiłam zeza, aby dostrzec sos na nosie co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
Zamoczyłam palec w sosie i maznęłam nim Justin'a.
- Ej ! - krzyknął.
- No co ? - udałam niewiniątko śmiejąc się.
- Tak ? To teraz pora na Ciebie! - i tym razem to on umazał mnie w sosie.
- Hej! Ja już jestem pobrudzona!
- Nie wystarczająco! - krzyknął ze śmiechem i znów maznął mnie sosem.
Cali byliśmy w potrawie z czosnku. Dzięki Justin'owi zapomniałam na chwilę o Maksie, sprawił że odeszły wszystkie smutki i zmartwienia.
Po zjedzeniu pizzy ruszyliśmy na dalszy spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- A jak Twoja kariera ? - zapytałam.
- Dobrze, mam wspaniałych fanów. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać ?
Spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam co ma na myśli, więc zadałam głupie pytanie :
- A czemu nie ..?
Justin zrobił poważną minę, ale nic nie odpowiedział. Przez spory kawałek drogi, nic nie mówiliśmy aż w końcu zagłuszyłam ciszę słowami :
- Spójrz na chmury. Chyba zbiera się na deszcz..
- To zawracamy ?
- A zdążymy przed deszczem dojść do auta ?
- Raczej nie. Jeśli zacznie padać, to znam pewne miejsce niedaleko stąd.
- Okej.
Niedługo po tym zaczął padać deszcz, który w krótkim czasie przeistoczył się w ulewę. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia. Była już 18:05, a mama nawet nie zadzwoniła. Wściekłam się na nią, że ma wszystko w głębokim poważaniu.
Justin chwycił moją rękę i krzyknął :
- Biegnij!
Deszcz lał tak mocno, że prawie nic nie widziałam. Musiałam w pełni zaufać Justin'owi. Nie miałam z tym problem. Był godny zaufania.
Biegliśmy już chyba z dobre 10 minut, a chłopak nadal się nie zatrzymywał.
- Mówiłeś, że to nie daleko ! - krzyknęłam osłaniając się przed deszczem.
Nagle Justin zwolnił. '' Nareszcie '' pomyślałam, ale jak się okazało zatrzymał się przed jadącym samochodem. Niedługo po tym incydencie dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się mały, brązowy przystanek.
- To tu ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Tak.
Byliśmy cali mokrzy.
Kiedy próbowałam otrzepać ubranie z wody, Justin przybliżył się do mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja zrobiłam krok ku niemu. Chłopak ujął moją twarz drżącymi dłońmi. Ciągle patrzeliśmy sobie w oczy i w końcu delikatnie pocałowaliśmy się. Oboje tego pragnęliśmy. Z każdą sekundą uczucie wzrastało. Nie można było jeszcze nazwać tego miłością, ale byłam na dobrej drodze. Po pocałunku znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Justin otarł moje mokre włosy, a ja wtuliłam się w jego tors.



Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale wywiadówka robi swoje ;P 
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;* Myślę, że kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej ;) Miłego czytania ;* 
PS Zostawiajcie po sobie komentarze ;**

Dziękuję.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 10

Jane

< 3 dni później > 


Przez ostatnie trzy dni musiałam męczyć się u ciotki. To było okropne! Dzień po tym jak dowiedziałam się prawdy o ojcu, ciotka namówiła mamę żeby nawet nie rozmawiała z tatem, tylko żeby złożyła papiery rozwodowe. Oczywiście mama posłuchała się ciotki i robiła wszystko wedle jej uznania. Ja przez cały dzień niańczyłam jej dzieci. Sprawa rozwodowa miała się odbyć 1 września, czyli za 2 tygodnie. Co prawda na różnego typu sprawy czeka się dłużej, ale cóż, pieniądze mogą zdziałać wszystko. Niestety tak już nie będzie. Wcześniej było nas stać na wiele rzeczy, których już wkrótce będziemy musieli sobie odpuścić.
Mama nie wydaje się być szczególnie załamana, bo praktycznie zachowuje się tak jak wcześniej. Myślę, że to niezbyt dobrze, bo znając mamę to za niedługo może wpaść w totalną depresję. Ty byłoby najgorszą rzeczą.
Obecnie już skończyły się moje męki. Mama razem z ciotką spotkały się z ojcem. Z tego co opowiadały po powrocie z rozmowy wynikło, iż tato nie okazywał żadnej skruchy, a nawet wręcz przeciwnie. Podobno oddał nam dom, samochód i zostawił trochę pieniędzy, a sam wyjechał na Majorkę z nową dziewczyną, która także złożyła papiery rozwodowe. Przez ten czas strasznie oddaliłam się od mamy, co jest dziwne bo zazwyczaj w takich przypadkach rodzina zbliża się do siebie bardziej, ale niestety moja to zupełny kosmos. U nas jest wszystko na odwrót. No więc już dzisiaj wróciłyśmy do naszego domu. Tata już wcześniej spakował wszystkie swoje rzeczy, ale mama i tak musiała przejrzeć każdy kąt. Kiedy natrafiła na jakikolwiek przedmiot związany z ojcem, wyrzucała go natychmiast. Nie zwracała uwagi do kogo należy dana rzecz. Strasznie mnie to wkurzyło, bo przy swoich '' porządkach '' wyrzuciła mojego małego, szklanego konika, którego tato dał mi, kiedy wrócił z Azji. Strasznie było mi smutno, że mama nie zwraca uwagi jakie przedmioty wyrzuca. To był dla mnie naprawdę ważny konik, bo dostałam go gdy miałam 5 lat. On był zawsze ze mną, to był mój amulet. Pewnie dziwicie się czemu go nie wyciągnęłam kiedy mama nareszcie skończyła obchód, ale niestety kiedy wrzuciła go do kubła na śmieci, rozbił się.
Ciekawe jak trzyma się Chachi..? I co u niej ? Tak dawno z nią nie rozmawiałam.. Brakuje mi jej. Chciałabym z nią porozmawiać, ale jakoś nie mam odwagi do niej zadzwonić. A poza tym, mam rozładowany telefon, bo nie wzięłam do ciotki ładowarki.
Kiedy już włączyłam telefon, miałam 32 nieodebrane połączenia od Justin'a i około 10 sms'ów. Od Chachi nie było nic. Trochę było mi przykro, ale w sumie to ja też do niej nie dzwoniłam.
Z mamą prawie nie rozmawiam. Ona ciągle rozmawia z ciotką przez telefon, a ja siedzę w swoim pokoju.
Miałam już dość tej atmosfery, więc wyszłam się przejść. Kiedy wyszłam z naszego podwórka zauważyłam samochód Chachi. Nie wiedziałam co robić. Spanikowałam i schowałam się w krzaki. Wiem, że to było dziecinne, ale nie wiedziałam co mam im powiedzieć, jeśli spytają co u mnie. Z jednej strony chciałam wszystko powiedzieć Chachi i przeprosić Justin'a za te nieodebrane telefony, ale z drugiej nie byłam jeszcze na to gotowa, na rozmowę z nimi. Ciekawe co powie im mama, kiedy zapukają do drzwi i czy w ogóle je otworzy. Nie mogę ciągle przed nimi uciekać, wmawiając sobie, że nie jestem gotowa, ale tak naprawdę to nigdy nie będę gotowa. Chwilę jeszcze postałam w tych krzakach, a potem pobiegłam w ich stronę. Gdy biegłam, zauważyłam że wracają w stronę auta.
- Hej ! - krzyknęłam drżącym głosem.
Na mój widok uśmiechnęli się i wyszli w moją stronę. Ja też poczułam szczęście widząc ich. Tak bardzo za nimi tęskniłam, a zwłaszcza za Chachi, bo Justin był tylko kolegą.
Kiedy dobiegłam do nich, odruchowo przytuliłam Justin'a, który podniósł mnie i obkręcił wokół własnej osi. Następnie wtuliłam się w Chachi, po czym mimowolnie poleciały mi łzy.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna.
Spojrzałam w jej oczy i odpowiedziałam :
- Możemy się przejść ?
- To może ja pójdę, nie chcę Wam przeszkadzać.. - oznajmił chłopak.
- Nie przeszkadzasz, choć z nami. - zaproponowałam.
- Ale na pewno ? Bo jeśli coś, to spokojnie, zrozumiem.
- Nie naprawdę, choć.
Ruszyliśmy wszyscy przed siebie.
Wszystko im opowiedziałam. Jednakże nie potrafiłam powstrzymać łez. Myślę, że nikt by nie potrafił. Chachi    i Justin uważnie słuchali z bladymi twarzami. Właśnie tego potrzebowałam, żeby ktoś w spokoju mnie wysłuchał. Kiedy już o wszystkim wiedzieli, szybko dodałam :
- Tylko proszę, nie mówcie, że Wam przykro.
Przyjaciele od razu zrozumieli i nie zadawali zbędnych pytań. Po chwili dziewczyna przytuliła mnie do siebie, po czym dołączył się też chłopak. W ich ramionach nawet nie próbowałam powstrzymać napływających do oczu łez. Chodziliśmy jeszcze długo, ale nikt się nie odzywał. To dobrze. Przez moje problemy zupełnie zapomniałam o Harry'm, więc zakłóciłam ciszę słowami :
- A co z Harry'm ?
- Jest coraz lepiej, już powoli powraca mu pamięć, ale to może jeszcze długo potrwać - niepewnie odpowiedziała na moje pytanie Chachi.
- To dobrze, że coś sobie przypomina.
I znowu powstała cisza. Przypomniałam sobie jak wcześniej chciałam za wszelką cenę podnieść Chachi na duchu, ale teraz kiedy sama mam podobne problemy, wiem że samo bycie przy niej było wystarczające. Zrozumiałam to dopiero teraz,bo ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje to właśnie pocieszenie. Ono potrafi bardziej zdołować niż pomóc czy pocieszyć.
Jeszcze chwilę chodziliśmy, po czym wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie rozstaliśmy się.


Chachi

Nie wiedziałam, że Jane ma takie problemy. To musiało być dla niej straszne. Czułam się winna, bo nawet do niej nie zadzwoniłam... Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzi. Teraz kiedy ja i Justin już o wszystkim wiemy, na pewno jej jakoś pomożemy. I co najważniejsze będziemy przy niej.
Harry już czuje się coraz lepiej. Przypomina sobie coraz to więcej szczegółów. Jestem z niego strasznie dumna, bo widzę jak bardzo się stara i próbuje. Powiedział, że robi to wszystko dla mnie, to bardzo miłe. Na razie nie powiem mu o Jane, bo po pierwsze nawet jej nie pamięta, a po drugie to dla niego za duże obciążenie. I tak ma już dużo kłopotów.
Kiedy razem z Justin'em wyjechaliśmy od Jane, nie mogliśmy pozbierać myśli. Widziałam w jego oczach łzy i smutek, chyba mu na niej zależy. To dobrze, bo dotąd Jane miała chłopaków samych debili. Mam nadzieję, że on jej nie skrzywdzi, ale jeszcze nie wiadomo czy w ogóle będą razem. Zresztą to teraz nie ważne, bo Jane ma już wystarczająco problemów.






Rozdział trochę krótki i może nudny, ale nie wiedziałam co dalej napisać. Co prawda mam dużo pomysłów, ale do tej sytuacji już mam braki. ;P
Dziękuję Wam za każdy komentarz i wejście. To dla mnie ważne ;** 
Jeśli macie jakieś pomysły co do mojego bloga to proszę piszcie o nich w komentarzach. ;D
Dziękuję! ;**



niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 9

Jane

< 3 dni wcześniej >


Kiedy Chachi zadzwoniła do mnie abym po nią przyjechała, byłam sama w domu. Mama poszła na zakupy z ciocią Moniq, a tato prawdopodobnie poszedł do bliskich nam sąsiadów aby wypytać ich co działo się podczas jego nieobecności. Bez zastanowienia wzięłam jego samochód i pojechałam po Chachi. Nie byłam na nią zła, że miała mnie już dość. Rozumiałam ją i zbyt dobrze znałam żeby się na nią obrazić. Kiedy ją odwiozłam, w drodze powrotnej zajechałam do pobliskiej kawiarenki po espresso i kremówkę. Wszystko wzięłam na wynos. Skierowałam się do wyjścia, niestety byłam tak zamyślona że nie zauważyłam jak jakiś chłopak od wewnątrz otwiera drzwi i na moje nieszczęście kremówka wylądowała na mojej bluzce. Strasznie się zdenerwowałam, choć to nie było w zasadzie nic takie, ale na domiar złego mocno bolała mnie głowa. Zdezorientowany chłopak rzucił szybkie '' przepraszam '' i wyszedł. Po wyjściu jak najszybciej doszłam do samochodu i starałam się wytrzeć resztki kremówki z bluzki. Wzięłam łyka kawy i ruszyłam do domu. Po około 10 minutach byłam pod domem. Kiedy weszłam usłyszałam dziwne odgłosy. Coś typu '' och '' i '' ach '' . Od razu zorientowałam się, że ktoś uprawia seks. Tylko kto ? Mama zazwyczaj razem z ciocią spędzają cały dzień w mieście aż do zamknięcia ostatniego sklepu, a tato.. Tato! Szybkim krokiem skierowałam się do jego gabinetu i.... Osz ty w maskę !! Mój tata i sąsiadka Margaret ! Kiedy ich ujrzałam od razu zamknęłam drzwi z obrzydzeniem. Pełna żalu i złości nawet nie poczułam jak z oczy zaczęły lecieć mi łzy. Tato chyba się zorientował choć był tak zajęty.
- Córeczko, zaczekaj! To nie tak jak myślisz !
Nie chciałam tego słuchać. Jak on mógł ? Szybko ruszyłam w stronę drzwi. Ubrany do połowy tato zaczął za mną podążać mówiąc :
- Córeczko proszę, to nic nie znaczy. Jak kocham tylko twoją mamę i Ciebie. Wy jesteście dla mnie najważniejsze. Proszę nie mów mamie. To był tylko jednorazowy wybryk.
Nie mogła tego dłużej słuchać. Czy on w ogóle sam siebie słyszy ?! Jednorazowy wybryk ? Nie mów mamie  ? To niedorzeczne! Czy on myśli, że mam 5 lat ? Z wściekłością  krzyczałam :
- Co ty w ogóle mówisz ? Za kogo Ty mnie masz ?! Z panią Margaret ? Aaa.. to ja już wszystko rozumiem. Dlatego ciągle do nich łaziłeś i chciałeś ich zapraszać na kolacje ?! Przecież ona ma jakieś 25 lat, a ty 53 !! To prawie 30 lat różnicy ! jesteś obleśny, nie mogę na Ciebie patrzeć. Jak Ty mogłeś ? Jak długo to już trwa? A zresztą nie interesuje mnie to . Wiedziałam, że nie układa Wam się z mamą, ale żeby robić coś takiego?
- Córciu przepraszam..
- Mam w dupie Twoje przeprosiny !
- Jane nie przesadzaj, wiem że jesteś zła, ale proszę zmień ton - powiedział poważnie.
- Ja przesadzam? To może spójrz na siebie?! Dla mnie jesteś nikim !
W naszą rozmowę  wtrąciła się Margaret :
- Przepraszam, kotku możesz nalać mi wody ?
Zrobiłam zdziwioną, a zarazem złą minę, po czym podeszłam do niej i spoliczkowałam ją. Po tym zdarzeniu wybiegałam zdruzgotana z domu. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co robić. Czy mam powiedzieć o wszystkim mamie? Co za głupie pytanie, oczywiście że jej powiem, tylko jak ? Najbardziej boję się jej reakcji.. Płakałam przez jakieś 10 minut wyobrażając sobie poważną rozmowę z mamą. Kiedy trochę się uspokoiłam, odpaliłam samochód, wyjechałam z podwórka i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie jadę, po prostu jechałam. Najpierw pomyślałam, że pojadę do Chachi, bo przecież to moja najlepsza przyjaciółka, ale z drugiej strony nie chcę jej obarczać swoimi problemami. Ona ma ich już wystarczająco dużo. Postanowiłam, więc jeździć gdziekolwiek aby tylko do reszty się uspokoić. Wjeżdżałam w każdą uliczkę. Kilka razu się zgubiłam, ale nie przejmowałam się tym, dalej jechałam. Jechałam nie zważając na nic. Raz nawet o mały włos nie potrąciłam przechodnia. Chyba nie powinnam wsiadać do auta w takim stanie. Nie chciałam nikogo skrzywdzić. Jeździłam tak bez celu około dwóch godzin. Wreszcie się ogarnęłam i mogłam porozmawiać z mamą. Bałam się tej rozmowy. Kiedy byłam już opanowana, zaparkowałam samochód na mieście i piechotą zaczęłam szukać mamy i cioci. Zaczęłam od sklepów z butami, bo tam najczęściej można było je znaleźć. Mama i ciocia jak nic w świecie z rzeczy materialnych kochały buty. Wreszcie znalazłam. Oglądały szpilki. Wzięłam trzy duże wdechy i ruszyłam w ich stronę.
- Mamo..?
- O, Jane ! Jak nas tu znalazłaś ? - zapytała uradowana mama. Była szczęśliwa, a ja miałam za chwilę powiedzieć jej coś, co wywróci jej życie do góry nogami. Czułam napływające łzy, ale jakoś je powstrzymałam. Z zaciśniętymi pięściami wydusiłam z siebie :
- Możemy porozmawiać?
- Jane, czy coś się stało ?
Po tych słowach lekko spoważniała, aja pociągnęłam ją delikatnie za rękę.
- Mamuś.. bo ja pojechałam odwieźć Chachi, a tata chyba myślał , że poszłam na dłużej. I kiedy wróciłam.. tato.. on.. z panią Margaret... - mówiłam z trudem powstrzymując płacz.
- Co on ? Jane, o czym ty mówisz ?
- On z panią Margaret robił to.. - i niestety nie wytrzymałam i z płaczem padłam w ramiona mamy, która zamarła czego potwierdzeniem było zakrycie przez nią ust rękoma. Poczułam jak na moje ramie spadają jej łzy. Stało się.. musiałam jej powiedzieć, bo gdybym tego nie zrobiła sumienie gryzłoby mnie do końca życia, a co gorsza mama nie wybaczyłaby mi że jej nie powiedziałam. Kobieta lekko odsunęła mnie od siebie i podeszła do cioci. Opowiedziała jej chyba wszystko, to co ja przekazałam jej, bo widziałam jak gestykuluje, a po chwili rzuca się w jej ramiona. Nie zdziwiło mnie to, bo zawsze wiedziałam, że mama ma bliższy kontakt ze swoją siostrą, niż córką. Zresztą zawsze tak było. Nie miałam dobrego kontaktu z mamą, ale to nie znaczy że jej nie kochałam. Po chwili mama, ciocia Margaret i ja wyszłyśmy ze sklepu. Ciocia objęła i pocieszała mamę, która ukrywała swój płacz pod dłońmi, a ja szłam zapłakana obok.
- Na tym parkingu zaparkowałam samochód ta.. - i ugryzłam się w język. po co ja to powiedziałam ? Ciocia spiorunowała mnie wzrokiem i pokręciła przecząco głową.
- Co ja teraz zrobię? Ja mu tego nie wybaczę.. Moniq co ja mam robić ?
- Susanne, spokojnie. Ja Wam pomogę. Będzie dobrze.
Kobiety poszły w stronę domu cioci, a ja odłączyłam się od nich w połowie drogi. chyba nawet nie zauważyły. Tak naprawdę to ciocia Moniq nigdy mnie nie lubiła, chyba dlatego że od początku małżeństwa moich rodziców, ona jedyna była przeciwna temu związkowi. Teraz pewnie ma wielką satysfakcję.
O 20:00 mama zadzwoniła do mnie. nie płakała, ale w jej głosie można było wyczuć smutek :
- Kochanie, gdzie Ty jesteś?
Nie chciałam mówić jej gdzie jestem, bo nawet sama tego nie wiedziałam. Przez ten cały czas chodziłam różnymi drogami, więc rzuciłam bezmyślnie :
- A Ty ?
- Jestem u cioci Moniq, przyjdź tu proszę.
- Dobrze za niedługo będę.
Tylko nie to. wolałabym spać w samochodzie niż u cioci Moniq. Jednakże musiałam przemęczyć się dla mamy, bo nie chciałam żeby się denerwowała.
PO około 30 minutach znalazłam drogę do domu ciotki. 10 minut później byłam już na miejscu. Jej dom przypominała wielki park wodny, bo miała ona obsesję na punkcie koloru morskiego i akwariów. Miała ich chyba z 5 : 3 w salonie i 2 w sypialni. Moniq ma dwoje dzieci : szesnastoletnią Megan i czteroletniego Louis'a. Strasznie im współczułam, że ich matką jest ciocia Moniq. Ona była i jest okropna. 2 lata temu wujek Andreas zostawił ją, bo nie mógł już z nią dłużej wytrzymać. Szczerze mówiąc to mało kto by z nią wytrzymał. Nawet dla Megan nie pozwoliła samej urządzić pokoju, bo uważała że zepsuje jej całą '' wizję '' domu. ciotka ma do teraz obsesje na punkcie domu, porządku i mebli oraz także akwariów z rybami.
Na drugie dzień musiałam pojechać z ciotką do naszego domu po rzeczy moje i mamy. Oczywiście tato przez cały czas dzwoniła na zmianę to do mnie, to do mamy, ale żadna z nas nie odbierała. Na szczęście nie zastałyśmy taty, a ja miałam klucze. Szybko spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i te o które prosiła mama, a następnie wyszłyśmy. Przez cała drogę nie rozmawiałam z ciotką.







Dziękuję, za każdy komentarz i wejście na mojego bloga. Wkrótce pojawi się nowy blog ;) Mam nadzieję, że Wam się spodoba;* 
Proszę o wzięcie udziału w ankiecie, bo to dla mnie naprawdę ważne---->
I tak jak wcześniej wspomniałam, zależy mi na szczerych opiniach. Jeśli wybierzecie odpowiedź '' nie '' , nie obrazę się;) 
Jeśli mielibyście jakieś własne pomysły lub małe podpowiedzi co do mojego bloga to proszę abyście wspomnieli o nich w komentarzach ;*
Dziękuję;**!

piątek, 5 kwietnia 2013

UWAGA !

Drodzy czytelnicy!

Pod rozdziałem 7 były tylko 2 komentarze, podobnie jak pod rozdziałem 8. Niestety w mojej ankiecie jedynie jedna osoba wzięła udział. W związku z tym nie dodam kolejnego rozdziału dopóki pod rozdziałem 8 nie będzie co najmniej 5 komentarzy. Przepraszam, ale muszę wiedzieć ile osób czyta mojego bloga i czy warto w ogóle go prowadzić. Z góry dziękuję ;*

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 8

Harry


Mam totalną pustkę w głowie. Nie wiem kim jest większość ludzi odwiedzających mnie. To naprawdę straszne. Każdy czegoś ode mnie wymaga, każdy na siłę prosi, żebym go sobie przypomniał, ale to nie jest takie łatwe. To cholernie trudne. Dziewczyna o imieniu Olivia - Chachi, która mnie dzisiaj odwiedziła bardzo mi pomogła. Dzięki jej naszyjnikowi przypomniał mi się mały urywek z mojego życia. To naprawdę wspaniała dziewczyna. Z tego co mi powiedziała wynikło, że czuwała przy mnie dniami i nocami. Niestety niezbyt ją pamiętam, ale mam nadzieję że zrozumie to. Opowiadała mi wiele przygód i chwil spędzonych z nią. Modle się żebym znów odzyskał pamięć, co prawda lekarz powiedział, że jest to krótkotrwała amnezja, ale i tak nikt nie wie jak długo będzie trwała. Nie chcę ranić moich bliskich. Nie pamiętam ich, a to może naprawdę zaboleć. No bo jakbyście się czuli gdyby ktoś dla was ważny nagle o was całkowicie zapomniał? Ja bym chyba nie wytrzymał. Resztę dnia spędziłem z prawdopodobnie moją dziewczyną. Najpierw jak wcześniej wspomniałem opowiedziała mi o nas, a potem mówiła mi już o wszystkim i o wszystkich. Tłumaczyła mi kto kim dla mnie był. Dużo się śmialiśmy, Olivia bardzo podniosła mnie na duchu.
- No i właśnie jak tańczyłam na tych warsztatach, Ty wparowałeś na salę z koszem pełnym czerwonych róż. I wtedy przeprosiłeś mnie, bo myślałeś że ja naprawdę jestem na Ciebie zła. To było mega słodkie - mówiła ze śmiechem.
- Dziękuję..- wyszeptałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i odpowiedziała :
- Harry, nie musisz dziękować. To ja powinnam Ci dziękować, że miałeś ochotę ze mną rozmawiać i że nie wygoniłeś mnie z sali.
Miała racje, mogłem to zrobić, ale kiedy usłyszałem jej głos coś jakby się we mnie poruszyło. Poczułem ciepło i choć nie miałem ochoty z nikim rozmawiać to jej głos był tak kojący, że nie mogłem odmówić.
- Nie Chachi, to dzięki Tobie cokolwiek sobie przypomniałem.
Dziewczyna w odpowiedzi lekko uśmiechnęła się i przytuliła się do mojej ręki. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, jakich słów użyć. Po chwili poczułem jak moją dłoń nawilżają słone łzy dziewczyny. Nie byłem do końca sprawny, ale spróbowałem się podnieść. Nie mogłem, nie dałem rady, ale kiedy tylko spojrzałem na załzawioną Chachi, poczułem że muszę zrobić to dla niej. Po paru próbach podniosłem się, co prawda jeszcze nie siedziałem, ale byłem bliski tego celu. Trzęsącą dłonią dotknąłem jej włosów, po czym znów poczułem znajome ciepło. Dziewczyna lekko się podniosła i spojrzała mi w oczy. W jej oczach widziałem smutek przemieszany z radością oraz wyczerpanie. Po chwili Olivia mocno się do mnie przytuliła. Niestety nie byłem na tyle silny żeby utrzymać się w tej pozycji, więc tuż po uścisku opadliśmy na poduszkę. Syknąłem z bólu co sprawiło, że dziewczyna podniosła się natychmiast i powiedziała :
- Przepraszam, nie powinnam.
W odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko. Zauważyłem, że chce coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym lekarz.
- Dzień dobry, panie Styles. Widzę, że czuje się pan lepiej.
- Tak, to dzięki tej dziewczynie 0 odpowiedziałem z uśmiechem, którym wcześniej obdarzyłem Chachi.
- To wspaniale, ale ta pani już musi wyjść.
- Dobrze już wychodzę. Do zobaczenia - odpowiedziała dziewczyna.
- Pa -  rzuciłem szybko, po czym przygotowałem się do badań.

Chachi


Po wyjściu z sali Harry'ego zauważyłam Justin'a. Przez cały czas myślałam, że on już dawno poszedł, ale jednak myliłam się...
- Nadal tu jesteś? - powiedziałam bezmyślnie.
- Tak.. - odpowiedział chłopak.
- Czy coś się stało?
- Chachi.. czy to masz jakiś kontakt z Jane ? Wiem że nie powinienem Cię o to pytać, ale proszę pomóż mi..
W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało, ale po krótkiej chwili faktycznie przypomniałam sobie, że już od prawie trzech dni nie mam z nią kontaktu.
- Justin przepraszam, ale ja tez nie mam z nią kontaktu..
- Okej, dzięki - chłopak zrobił zawiedzioną minę i skierował się do wejścia.
- Zaczekaj ! - krzyknęłam, po czym dodałam - Może zadzwońmy do niej?
- Już próbowałem, ma wyłączony telefon.
- To może pojedźmy do niej?
- Myślisz, że to dobry pomysł ?
- Zawsze możemy spróbować.
Trochę się denerwowałam i było mi głupio, bo Jane to moja najlepsza przyjaciółka i wiem o niej dosłownie wszystko, ale przez te trzy dni w ogóle do niej nie dzwoniłam. Jane była przy mnie przez cały czas, kiedy Harry leżał w szpitalu. to ona mi pomagała i wspierała i nawet jeśli chciałam pobyć sama to nie powinnam zupełnie jej od siebie odsuwać...




Przepraszam, że taki krótki ale nie wiedziałam co mam dalej napisać, a mam jeszcze taki malutki pomysł, ale chcę zrobić z niego osobny rozdział ;) mam nadzieję, że nie będziecie na mnie za to źli ;P Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;**
A i jeszcze mam małą prośbę, po prawej stronie umieściłam małą ankietę, proszę jeżeli moglibyście to dajcie swoja odpowiedź. Zależy mi na szczerych odpowiedziach, z góry dziękuję;**


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 7

Chachi

< 3 dni później >

Z samego rana zerwałam się i zapominając o śniadaniu umyłam zęby. Była już 6 rano, a ja chciałam jak najszybciej dotrzeć do szpitala. W 5 minut włożyłam na siebie stare, sprane niebieskie dżinsy, zwykłą czarną bluzę oraz vansy w tym samym kolorze. Zbiegając na dół chwyciłam za telefon i zielone jabłko. Kiedy wyszłam z domu, lekko zawahałam się przed wejściem do samochodu. Kiedy ujrzałam auto znów wszystko wracało.. każda razem spędzona minuta, każda sekunda, każdy najdrobniejszy szczegół. Nie chciałam nikomu o tym mówić, nie chciałam pokazywać ile mnie to kosztuje. Nie chcę niczyjej pomocy, nie chcę rozmów. Jedyne czego chcę to żeby Harry jak najszybciej wyzdrowiał.
Mimo, że chciałam jak najszybciej dotrzeć do szpitala to pojechałam naokoło. Chciał pobyć chwile sama, znów móc rozpłakać się niczym dziecko, ale bez pocieszenia. Nienawidziłam pocieszeń, miałam ich już po dziurki w nosie, a to była jedyna rzecz którą każdy mi oferował.
Po 15 minutach byłam już pod budynkiem. Zapomniałam, że pod szpitalem jest stado spragnionych sensacji reporterów i upss.. dorwali mnie, pytali o wszystko: '' Czy Harry żyje?'', '' Czy jeszcze jesteście razem?!'', '' Co mówią lekarze?'', ''Czy jego stan zdrowia się polepszył'' , '' Czy zespół odwoła koncerty?''... było ich jeszcze więcej. To nie do wytrzymania, ale na szczęście ochroniarz wyrwał mnie z ich szpon. Jak oni w ogóle mogli pytać o koncerty?! Czy dla nich tylko to jest najważniejsze? Nie wiedziałam, że potrafią być aż tak okrutni..
Kiedy dotarłam pod salę Harry'ego, ujrzałam Justina. Wyglądał na przygnębionego, więc bez zastanowienia zapytałam :
- Coś się stało..?
- Nie, to znaczy tak.. chyba tak.
- No więc..?
- Wiem, że pewnie nie wypada pytać, no ale mi nikt nic nie chce powiedzieć, więc proszę powiedz mi jak on się czuje?
- Usiądź. - po czym zrobiłam to samo - On.. on będzie miał amnezje..i...i nic, kompletnie nic nie będzie pamiętam, ale jedyną pocieszającą rzeczą jest w tym, że będzie ona krótkotrwała..
- Tak mi przykro..ale on z tego wyjdzie, jestem tego pewien.
- Miejmy nadzieje..
Po krótkiej rozmowie siedzieliśmy słuchając szpitalnych odgłosów. Nie długo po tym podszedł do mnie lekarz :
- Mam dla pani dobrą nowinę - po tych słowach od razu wyprostowałam się, co następnie zrobił Justin - Czy mogę porozmawiać z panią na osobności?
Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok, a on w odpowiedzi kiwną głową na znak, że nie ma nic przeciwko.
- Oczywiście - odchrząknęłam.
Kiedy odeszliśmy kawałek od szpitalnej ławki lekarz zaczął :
- Proszę pani, no wiec pan Styles wybudził się.
Od razu na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a moja radość była tak niezmierna że aż podskoczyłam i klasnęłam w dłonie. Lekarz dziwnie spojrzał na moje wygłupy, a ja odchrząknęłam szybkie ''przepraszam''.
- No więc jak już mówiłem, pan Styles wybudził się ze śpiączki i jak wcześniej wspomniałem ma on amnezje. Niestety nie wiemy jak długo ona będzie trwała.
Ostatnie zdanie szybko przygasiło mą radość.
- Czy mogę do niego wejść? - zapytałam niepewnie, pełna nadziei.
- Tak oczywiście, ale musi pani założyć zieloną pelerynkę. I proszę, aby się pani nie przejmowała jego amnezja.
'' Nie przejmować się '' jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć?! Ciekawe czy jakby jego żona miała amnezje i byłaby w ciężkim stanie to czy on byłby tak spokojny? Ciekawe czy on w ogóle ma żonę..?
O czym ja myślę? Muszę trochę ochłonąć zanim tam wejdę. Spokojnym krokiem poszłam po '' zieloną pelerynkę ''. Następnie przysiadłam na swoje wcześniejsze miejsce i wszystko po kolei opowiedziałam Justin'owi. Po około dziesięciu minutach założyłam pelerynkę i tuż przed drzwiami jeszcze chwilę zawahałam się i weszłam. Ujrzałam metalowe łóżko z białą pościelą, w której odznaczała się burza brązowych włosów. Łóżko stało bokiem, a chłopak najwyraźniej leżał plecami do wejścia. Niepewnie ruszyłam w stronę skromnego posłania i drżącym głosem powiedziałam :
- Harry..?
Chłopak odwrócił się. Na jego twarzy ujrzałam dwa sińce po oczami i obandażowaną głowę. Zasłoniłam usta prawą ręką i podbiegłam do niego, po czym wtuliłam się w jego ciało okryte kołdrą. Chłopak był chyba trochę zawstydzony i skrępowany, ale ja nie mogłam dłużej wytrzymać bez niego.
- Kim jesteś? - szybko wypowiedział ze zdziwioną miną. Strasznie mnie zabolało kiedy zadał to pytanie. Nie wiedziałam jak mu to wszystko wytłumaczyć.
- Ja.. ja jestem Olivia. To ja Chachi, Twoja dziewczyna! Harry ty miałeś wypadek, byłeś w ciężkim stanie, masz amnezje.. - nie mogłam wytrzymać i w połowie wypowiedzi zalałam się łzami.
- Wypadek.. tak lekarz mówił mi o tym.
- Harry to ja! Kocham Cię! Proszę przypomnij sobie, jestem Twoja dziewczyną - chyba za dużo od niego wymagałam, bo zrobił skruszoną minę i dodał :
- Przepraszam, ale nie pamiętam..Jeśli byłaś dla mnie ważną osobą to.. przepraszam nie dam rady.
Usłyszałam drżenie w jego głosie, a na moich ustach więcej słonych łez.
- Harry czy ty w ogóle cokolwiek pamiętasz?
Chłopak odwrócił głowę. Siedzieliśmy w ciszy. Z trudem opanowałam płacz, ale musiałam, musiała dla niego.
- Przepraszam, nie chcę Cię ranić, ale ja na prawdę nic nie pamiętam. Proszę pomóż mi jakoś..
Spojrzałam na niego, był załamany, zmartwiony i wyczerpany. I wreszcie przypomniałam sobie, że mam na szyi  naszyjnik.Odgarnęłam włosy i ściągnęłam łańcuszek.
- To naszyjnik, który podarowałeś mi przed wyjazdem do Australii. Tu w środku są nasze zdjęcia - wręczyłam mu biżuterię i dalej ciągnęłam - Dałeś mi go na molo, dzień po moich urodzinach. Powiedziałeś przy tym, że zawsze będziesz przy mnie i że bardzo mnie kochasz..
Harry dokładnie opatrzył wisiorek i po chwili otworzył go. Znów poczułam przypływające łzy. Chłopak po chwili spojrzał na mnie i powiedział :
- Pamiętam.. jak go trzymałem.. to było na drewnianym moście.. i chyba , chyba byłaś w sukience..
- Tak ! Tak, Harry tak! - tym razem nie mogłam powstrzymać łez radości.




 Tak jak obiecałam następny rozdział dodałam szybciej. Dziękuje za wszystkie komentarze pod rozdziałem 6. I w ogóle dziękuje, że czytacie mojego bloga. To dla mnie naprawdę ważne. Kocham was! ;**