czwartek, 15 sierpnia 2013

Epilog


Mama Jane wyszła ze szpitala całkowicie zdrowa, jednakże zapisała się na terapię. Uczęszcza tam systematycznie, a to wszystko dzięki pomocy Jane, Justina, Chachi i Harrego. Poznała tam przyjaciela, który kto wie może w dalekiej przyszłości stanie się jej partnerem. Pani Susanne wzięła już rozwód i oficjalnie nic nie łączy ją z panem David'em. Pan McKenzie nie utrzymuje kontaktu z córką, ale miesięcznie wysyła jej pieniądze. Jane nadal spotyka się z Justinem. Ich związek nabiera tempa. Doskonale się dogadują i są ze sobą  szczęśliwi. Chachi i Harry także tworzą zgrany duet. Harry ze swoim zespołem wyjechał w trasę koncertową podobnie jak Justin. Dziewczyny zaś uczęszczają do liceum. Jak na razie wszystko się układa. A co będzie dalej ? Tego dowiecie się w drugiej części.

Przepraszam, że taki krótki, ale nie potrafię pisać długich prologów i epilogów ☺




Witajcie !

Kochani, obiecałam że jeśli będziecie chcieli to nadal będę prowadziła tego bloga, jednakże nastąpiły drobne komplikacje, ale nie martwcie się. Postanowiłam, że będzie druga część historii Jane, Chachi, Justina i Harry'ego. Mam nadzieję,l że się nie gniewacie. '' Następny sezon '' pojawi się trochę później. Wybaczcie, ale jak już wcześniej pisałam nastąpiły komplikacje.
Mam nadzieję, że będziecie czytać.
W związku z tym, że pierwsza część dobiegła końca chciałabym z całego serca podziękować Wam za każde wejście, komentarz i za wszystko. To dla mnie na prawdę ważne. Dziękuje również za to, że czytaliście '' Teenage Dreams '' pomimo tego, iż nie jestem najlepszą pisarką i strasznie długo musieliście czekać na kolejne posty. Druga część będzie systematyczna.
Jeszcze raz Wam dziękuję. To mój pierwszy blog i wasze zdanie na jego temat było dla mnie ogromnie ważne.
Chciałam jeszcze zachęcić Was do pisania i tworzenia własnych historii. To na prawdę ciekawe zajęcie. W każdym z nas drzemie wiele ciekawych pomysłów, z których można stworzyć interesujące blogi. Powodzenia.
Do zobaczenia.
Kocham Was.
Jane.




Jest jeszcze jedna sprawa. Niedawno założyłam z przyjaciółką bloga z imaginami o Justinie Bieberze i One Direction. Mam nadzieję, że wam się spodobają : http://imaginy-onedirection-justinbieber.blogspot.com/

Już 1 września będzie premiera najnowszego bloga ! ZAPRASZAM ! : http://opowiadanie-world-in-my-hand.blogspot.com/

poniedziałek, 15 lipca 2013

Koniec ?

Drodzy czytelnicy !

Na początku chcę wam bardzo podziękować za te wszystkie komentarze i za to że czytaliście tego bloga. Miło było pisać coś co potem czytali inni. Moje blogi nie są z pewnością bardzo dobre ani w połowie dobre. Może to dlatego, że dopiero zaczynam albo najzwyczajniej nie potrafię pisać, ale dziękuję, że czytaliście go mimo wszystko.
Aktualnie chcę zakończyć historię Jane i jej przyjaciół, ale jeśli chcecie to mogę dalej go prowadzić, ponieważ mam jeszcze parę zaległych pomysłów. Teraz wszystko zależy od Was. Proszę potraktujcie to poważnie i w komentarzach napiszcie :
TAK - jeśli chcecie abym dalej ciągnęła tą historię
NIE - jeżeli mam ją już zakończyć
Bardzo zależy mi na Waszym zdaniu.
Dziękuję za uwagę :)
Pozdrawiam,
Jane.

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 14

Jane



Nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobiła mama. To okropne uczucie. Nigdy nie można się poddawać. NIGDY. Nikomu w takich chwilach nie jest łatwo, ale nie powinna tego robić. Z drugie strony czuje się okropnie, bo wydaję mi się, że to moja wina. Za mało ją wspierałam. Poprawka. W ogóle jej nie wspierałam. Dlaczego musiało to tego dojść ? Nigdy sobie tego nie daruję...
- Cieszę się, że tu ze mną jesteś - powiedziałam do Chachi z uśmiechem na jaki było mnie stać.
- Jane, nie musisz mi dziękować. Przecież wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć. Jestem tu dla Ciebie - odrzekła przytulając i całując mnie w czubek głowy.
Pomimo, że mam wybudziła się ze śpiączki, nie mogłam do niej zajrzeć. Lekarze robili obchód.
Nie tracąc czasu, dziękowałam Chachi, że jest przy mnie i Bogu, że pozwolił mamie zostać na tym świecie.
Kiedy wreszcie pozwolono mi wejść do sali, tuż przed progiem zatrzymałam się. Co ja jej powiem ? Czy ona w ogóle chce ze mną rozmawiać ? Tysiące takich pytań przeleciało przez moja głowę. Denerwowałam się. Bałam się. Dłonie zaczęły mi się pocić, a w myśli pojawiło się nowe pytanie '' Dlaczego tak bardzo się od siebie odsunęłyśmy ? '' To zdanie rozbrzmiewało w mojej głowie, kiedy wreszcie otrząsnęłam się i zdecydowanym krokiem weszłam do sali. Wzrok mamy podał na na okno, przez co wydawało mi się, że nie ma ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Jednak zaryzykowałam.
- Mamo.. - szepnęłam.
Kobieta nic nie odpowiedziała, ale zdołałam dostrzec, że zaciska oczy, a po jej policzku spływa łza. W tym momencie poczułam nagły przypływ emocji i także moje oczy wypełniły się słonymi kropelkami. Niepewnie podeszłam bliżej.
- Przepraszam... - szepnęłam po raz kolejny.
Mama ze zdziwieniem odwróciła głowę w moją stronę. Wzdrygnęłam się, kiedy ujrzałam na jej twarzy dwa sińce pod oczami. Kobieta  pokręciła głową, w tym momencie coś we mnie pękło i nie potrafiłam zapanować nad swoimi słowami.
- Mamo.. tak Cię przepraszam. Wybacz, że w ogóle Cię nie wspierałam kiedy tego potrzebowałaś - chwilę odczekałam na jej reakcje, ale kiedy nic nie odpowiedziała, ciągnęłam dalej chwytając jej dłoń - Myślałam, że kiedy ciotka jet przy Tobie czujesz się lepiej. Wybacz mi mamo, że byłam taka bezmyślna. To wszystko moja wina. Przepraszam...- zakończyłam całując jej dłoń.
Mama nie odpowiedziała. Jedyne co zrobiła to powróciła do wcześniejszej pozy zaciskając stale płaczące oczy.
- Kocham Cię...- szepnęłam, ale to też nic nie dało. Ona jedynie pokręciła głową.
Nie chciała ze mną rozmawiać. Wzięłam dwa duże wdechy i wyszłam z sali. Tuż przed drzwiami znów zatrzymałam się, czekając, że może mama mnie zatrzyma lub powie cokolwiek. Nic. Wyszłam.



Chachi 




Gdy Jane była w sali u pani Susanne, zadzwoniłam do Justina. Opowiedziałam mu co się stało przez telefon, a on bez chwili wahania zasugerował, że przyjedzie. Zdążyłam tylko nacisnąć czerwona słuchawkę, a moim oczom ukazała się lśniąca od łez twarz Jane. Wiedziałam, że coś musiało się stać. Dziewczyna była tam niecałe 10 minut, a kiedy wyszła miała na twarzy wymalowany smutek. Nie chciałam pytać jak było, czy co się stało. Jane musiała posiedzieć w milczeniu, a ja postanowiłam poczekać, aż sama zdecyduje się by powiedzieć mi co zaszło. Po układzie jej rak można było dostrzec, że była zdruzgotana. Niedługo potem zjawił się Justin z okularami przeciwsłonecznymi i w czarnej bluzie z kapturem na głowie. Kiedy na zobaczył ściągnął kamuflaż i podszedł do nas. Pytająco spojrzał na mnie, gdy dostrzegł schowaną twarz Jane w jej własnych dłoniach. Niepewnym ruchem usiadł obok niej i drżącą ręką delikatnie ją objął. Ciało dziewczyny zadrżało. Otarła łzy i spojrzała na Justin'a. Chwilę później wtuliła się w jego tors, a on mocniej zacisnął ramiona oplatające jej ciało. Chłopak pocałował Jane w czubek głowy, po czym umieścił tam swój podbródek. Patrzyłam na nich z rozczuleniem i smutkiem w oczach. Jane tak bardzo cierpiała. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Musiałam odebrać. To był Harry. Przeprosiłam ich, a następnie wyszłam na korytarz.
- Kochanie, gdzie jesteś ? 
- W szpitalu. Coś się stało ? 
- Tak.
- Co ?! - krzyknęłam, a moje źrenice w jednym momencie powiększyły się.
- Tęsknie.
- Kamień z serca - powiedziałam cicho z ulgą.
- Co ?! - tym razem zdziwienie było ze strony Harry'ego.
- Nic, myślałam, że naprawdę coś się stało. Ja też tęsknie.
- Czy to nie wystarczający powód ? Umieram z tęsknoty. 
- Harry...
- No co ? Mam prawo tęsknić. Nie było Cię całą noc. 
- Zrozum..
- Rozumiem, ale Ty tez zrozum mnie. Tęsknie. Dopiero co wyszedłem ze szpitala, a tu już jakieś niespodzianki. 
- Nie mów tak ! - krzyknęłam ze złością - Jane mnie potrzebuje. Ona tez była przy mnie, gdy ty byłeś na miejscu jej mamy. 
- Przepraszam - wybełkotał, ledwo słyszalnym głosem - Mogę przyjechać ?
- Chyba tak. To znaczy.. tak.
- Będę za 10 minut. Pa. Kocham Cię. 
- Pa. Ja Ciebie też. 
Kiedy wróciłam na miejsce, Jane i Justin gdzieś zniknęli. Porozglądałam się chwilę i usiadłam na swoje miejsce. Wreszcie pojawił się Harry podobnie zamaskowany jak wcześniej Justin.
- Hej kochanie - mruknął mi do ucha podczas przytulania.
- Hej.
- Gdzie Jane ? - zapytał rozglądając się w pobliżu.
- Nie wiem. Zniknęła gdzieś z Justin'em.
Harry w odpowiedzi posłał mi znaczący uśmiech, za co oberwał w ramię.
- No co ? - krzyknął wzburzony.
- Wiesz co - burknęłam siadając na krześle.
- Dobra, przepraszam - odparł z szerokim uśmiechem podnosząc ręce w geście obronnym.



Jane




Kiedy Chachi poszła odebrać telefon, chwilę rozmawiałam z Justin'em. Totalnie się przy nim rozkleiłam. Opowiedziałam mu wszystko co mnie smuciło. On wysłuchał mnie do końca i przekonał, że moja mama jest w ciężkim stanie i ma prawo tak się zachowywać, ale w głębi duszy mnie kocha. Te słowa dodały mi otuchy i przekonały żebym znów spróbowała porozmawiać z mama. Weszłam tam, ale poprosiłam Justin'a żeby stał przed szybą. Jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczna i odważna. Opłaciło się. Rozmawiałam z mamą. Obie zalałyśmy się łzami i wylałyśmy z siebie to co nas gnębiło. Na koniec objęłyśmy się i wymieniłyśmy całusami. To była chwila na którą czekałam. Tylko szkoda, że musiało dojść do tak wielkich szkód.
Kiedy lekarz zapewnił mnie, że mamie nic nie grozi i jest już dobrze ucieszyłam się jak nigdy. Szybko pobiegłam do Justin'a i z uśmiechem na twarzy rzuciłam mu się na szyję. Chłopak lekko się zachwiał, ale wkrótce złapał równowagę i odwzajemnił uścisk. Poczułam w brzuchy stado motylków. Właśnie dla takich chwil chce się żyć. Gdy wreszcie się od niego oderwałam spojrzałam z uśmiechem na twarzy w jego cudowne brązowe oczy. Chłopak wpatrywał się w moje lekko pochylając. Jego usta znajdowały się milimetry przed moimi aż wreszcie złączył je w czułym pocałunku. Zupełnie zapomniałam, że jest tu szyba. I kiedy to sobie uświadomiłam zauważyłam, że mama patrzy na nas lekko się uśmiechając. Spojrzeliśmy my na siebie i odwzajemniliśmy jej uśmiech.  Wracając na nasze miejsca w poczekalni szliśmy za rękę. Wreszcie doszliśmy, ale sytuacja zrobiła się nie zręczna, bo Chachi i Harry przeszywali nas pytającym wzrokiem, gdy ujrzeli nasze splecione ręce. Nie byliśmy jeszcze oficjalnie parą. Justin spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głowa co wywołało uśmiech na jego twarzy. Następnie objął mnie ramieniem. Od tej chwili było już wszystko jasne. Oficjalnie staliśmy się parą. Nareszcie moje życie nabiera sensu. U Chachi wszystko się układa, moja mama powoli zdrowieje, a ja od teraz mam cudownego chłopaka.
Chwilę rozmawialiśmy w szpitalnej poczekalni, po czym udaliśmy się razem na obiad. Niestety nie mogliśmy zjeść na mieście, bo fotoreporterzy dopadli by tam Harry'ego i Justin'a, więc ja i Olive kupiliśmy jedzenie na wynos i zjedliśmy je w samochodzie.




Kochani!! Przepraszam Was, że tyle to trwało, ale oceny robią swoje;/ Na szczęście już koniec roku szkolnego i dzisiaj zaczynają się wakacje !  Cieszycie się ? Bo ja bardzo. 
Rozdział nie wyszedł mi najlepiej za co Was bardzo przepraszam. Chciałam wreszcie coś dodać, ale wyszło mi tylko takie coś. 
Jeszcze raz za wszystko przepraszam i dziękuję za każdy komentarz i za każde wejście ! :)
Do zobaczenia ! Pozdrawiam. Miłych wakacji. :) 

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 13

Jane



Rano po śniadaniu Justin odwiózł mnie do domu.
Stojąc przed drzwiami chwile się zawahałam. Na myśl przyszło mi, że to nie ten sam dom. Zrobiło mi się smutno, bo poczułam pewną pustkę. Chyba dopiero naprawdę zrozumiałam co się stało. Taty nie ma z nami, mama ma mnie gdzieś, Maksa też już nie ma. Jestem sama w tym domu. W końcu się przemogłam i drżącą ręką nacisnęłam na klamkę. Lekko otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do domu.
- Mamo ! Wróciłam ! Mamo, jesteś ?! - krzyknęłam. Nikt mi nie odpowiedział. Byłam pewna, że jest w domu, bo na stole w kuchni leżał jej telefon, a obok torebka. '' Pewnie znowu mnie olewa '' pomyślałam, po czym zaczęłam przeszukiwać każde pomieszczenie w domu. Kiedy weszłam na piętro zauważyłam uchylone drzwi łazienki. Zapukałam delikatnie. Nic. Weszłam tam, a moim oczom ukazała się mama. Leżała w wannie pełnej zakrwawioną wodą.
- MAMO !! - krzyknęłam. Była nieprzytomna. Przez myśl przeleciało mi pełno obrazów z dzieciństwa. Nie to nie może być prawda. NIE! To tylko jakiś głupi sen! To nie był jednak sen, a szara rzeczywistość. Zbiegłam na dół po telefon mamy, bo mój się rozładował i zadzwoniłam na pogotowie. Sama już nie pamiętam co mówiłam, bo wszystko działo się tak szybko.
Pogotowie przyjechało dość szybko. Trzech lekarzy pobiegło we wskazane przeze mnie miejsce, w którym znajdowała się mama, a czwarty funkcjonariusz spisywał dane. To było jak jeden wielki koszmar. Ciągle zadawałam sobie pytanie '' czemu ? ''. Może to moja wina? Może to przez mnie ? Może za mało ją wspierałam ? Nie mogłam wejść na górę, ale zdołałam jedynie usłyszeć kawałek rozmowy lekarzy :
- Reanimujemy ją.
- To coś da ?
- To jedyna szansa.
Pewnie usłyszałabym więcej, ale mężczyzna stojący obok upominał się odpowiedzi na pytanie '' Jak to się stało ? ''.
Łzy ciekły mi strumieniami. Chyba nie doceniałam tego co miałam...
Cała ta reanimacja trwała około godziny. W końcu wynieśli wpół przytomna mamę na noszach, a mi samej nie pozwolili jechać z nimi.


Chachi 


Harry jest już całkowicie zdrowy. Oczywiście musi jeszcze przyjmować dużo witamin na uodpornienie organizmu. Jego pamięć już wróciła, jednak nie cała. Nie pamięta drobnych szczegółów, ale lekarz zapewnił, że wkrótce wszystko wróci do normy.
- Nareszcie w domu - mruknął Harry rozciągając się przy tym.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam rozpakowywać walizkę Harry'ego.
Na biodrach poczułam dwie dłonie przyciągające delikatnie moje ciało.
Harry wtulił swoją twarz w moją szyję po czym mruknął.
- Harry.. - szepnęłam, kiedy chłopak zaczął całować szyję.
- Kochanie, w tym szpitalu byłem już dość długo, proszę pozwól mi się Tobą nacieszyć... - powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam przodem do bruneta.
Chłopak objął mnie mocno w talii i nie odrywał ust od mojej  szyi i obojczyka. W końcu uniósł i usadowił moje ciało na blacie w kuchni muskając przy tym usta.
- Harry.. proszę.. nie tutaj - wyszeptałam.
Chłopak nie odpowiedział, ale podniósł mnie i zaniósł na górę. Będąc w sypialni znów zaczęliśmy się całować. Harry delikatnie lecz stanowczo zdjął mój podkoszulek.
                                                                                                                      ***
Po wszystkim leżeliśmy objęci na łóżku.
- Harry ? - uniosłam głowę.
- Hmm ?
- Kocham Cię.. - szepnęłam patrząc w jego zielone oczy.
- Ja Ciebie bardziej - odpowiedział zachrypniętym głosem, a po chwili nasze usta znów się spotkały.
Tę jakże romantyczną chwilę przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
- To Jane - powiedziałam ze współczuciem.
Chłopak kiwną głową ze zrozumieniem. Po chwili odebrałam telefon :
- Hej Jane.
- Hej, przepraszam, że Ci przeszkadzam. Masz chwilę ? - mówiła zapłakanym głosem.
- Jane, nie przeszkadzasz. Co się stało ? 
- Chachi proszę przyjedź do mnie jeśli możesz.
- Będę za 15 minut - oświadczyłam i zakończyłam rozmowę. 
Po odłożeniu telefonu komórkowego spojrzałam na Harry'ego.
- Przepraszam Cię. Muszę jej pomóc - oświadczyłam i nie czekając na jego reakcję ruszyłam w stronę garderoby.
Założyłam jeansowe spodenki z wysokim stanem i bordową luźną koszulkę na ramiączkach, którą włożyłam w spodnie. Wychodząc z sypialni cmoknęłam Harry'ego w policzek i zeszłam na dół. Włożyłam na nogi czarne vansy, zaprałam kluczyki z blatu i wyszłam z domu.
Będąc już na podjeździe zauważyłam zapłakaną Jane siedzącą na schodach.
Na jej widok szybko wyszłam z samochodu i pobiegłam w jej stronę.
- Jane, co się stało ? Coś z Justin'em ? - pytałam, ale dziewczyna nie była w stanie nic odpowiedzieć, jedynie pokiwała przecząco głową.
Chwile później siedziałam tuż przy niej stale obejmując i przyciskając w trosce jej ciało. Kiedy Jane trochę się uspokoiła opowiedziała mi co stało się z jej mama, tatą i Maksem.
Niecałe 10 minut później byłyśmy już w drodze do szpitala. Tak strasznie współczułam Jane, choć wiedziałam, że współczucie to najgorsza rzecz. W dodatku uświadomiłam sobie jak bardzo się od siebie odsunęłyśmy. Ja byłam zajęta chorobą Harry'ego, a Jane sypało się całe życie. To okropne uczucie.Już nigdy na to nie pozwolę, nie pozwolę żeby między nami powstała tak wilka przestrzeń jak teraz. Nigdy.
Kiedy dojechałyśmy już na miejsce szybkim krokiem weszłyśmy do budynku. Idąc po schodach usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. To Harry :
                 '' Kocham Cię ''
Uśmiechnęłam się lekko, ale nie odpisałam mu. Teraz musiałam być przy Jane.
Na recepcji pielęgniarka wytłumaczyłam nam gdzie przebywa aktualnie mama Jane. Leżała w tej samej sali co wcześniej Harry. Poczułam małe ukłucie w sercu i potrzebę przytulenia przyjaciółki. Jane wtuliła się we mnie. Niedługo potem poczułam kropelki wody na szyi. Płakała.  Po jakimś czasie wyszedł lekarz. Na jego widok dziewczyna wzdrygnęłam się.
- Czy coś już wiadomo ? Co z mamą ? - pytała zaniepokojona Jane.
- Panie jest córką ?
- Tak.
- Pani mama jest w bardzo ciężkim stanie. Lekarzom udało się w ostatniej chwili uratować panią Susanne. Jak na razie jesteśmy na dobrej drodze, ale ta noc o wszystkim zadecyduje. Proszę być dobrej myśli.
Gdy lekarz odszedł, wstałam i jeszcze mocniej przytuliłam dziewczynę.
Jane nareszcie mogła wejść do środka sali. Ja zostałam na zewnątrz, ale obserwowałam je przez szybę.
Dziewczyna płacząc wtulała twarz w zabandażowaną dłoń kobiety. Chyba coś mówiła, bo jej warki stale się poruszały, ale nie potrafiłam wyczytać z ich ruchu co konkretnie. Wydaję mi się, że to była modlitwa. Jane często się modliła. Nawet nie poczułam, kiedy po moim policzku spłynęła słona łza. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. To znowu Harry. Wyszłam na korytarz aby z nim pomówić. Wyjaśniłam mu gdzie jestem i co się stało. Rozmowa nie trwała jednak długo, bo po chwili wróciła Jane. Zakończyłam rozmowę z chłopkiem.
Tym razem to ja spędziłam tu noc z Jane. Przez cały czas rozmawiałyśmy. O wszystkim. W końcu miałyśmy tyle zaległości. Dużo się dowiedziałyśmy na wzajem o sobie. Myślę, że teraz będzie już tylko lepiej. Pani Susanne przeżyła, a rano wybudziła się ze śpiączki.




Witajcie ! To znowu ja. Rozdział jest trochę krótki za co bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :P Dzięki za przeczytanie i za każdy komentarz jaki pojawi się pod tym rozdziałem. 
Do zobaczenia !! :) 
Zapraszam Was tez na mojego drugiego bloga : 
http://finalyfoundyou.blogspot.com/
Oraz na cudowne blogi mojej przyjaciółki :
http://historianieztegoswiata.blogspot.com/
http://www.opowiadanie-give-me-love.blogspot.com/
http://opposites-in-love.blogspot.com/
http://beneath--your-beautiful.blogspot.com/
http://walka-o-ta-milosc.blogspot.com/

sobota, 25 maja 2013

UWAGA !

Hej, kochani ! Na początku chcę Wam bardzo podziękować, że czytacie mojego bloga :) Niedawno stworzyłam nowego, oto on : http://finalyfoundyou.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D I od razu przepraszam, bo wydaję mi się że jest trochę nudny, ale mam nadzieję, że później się trochę rozkręci. Z góry za wszystko dziękuję :P
A i mam do Was jeszcze jedną prośbę, czy moglibyście wszyscy co czytanie moje blogi, wyrazić opinie na ich temat ? To dla Was tylko chwila czasu, a dla mnie to ma ogromne znaczenie. Dzięki za wszystko ^^

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 12

Jane


Po deszczu wróciliśmy do auta. Justin zaproponował abyśmy pojechali do niego, na co oczywiście się zgodziłam.
Po wyjściu z samochodu moim oczom ukazała się biała willa. Wyglądała przepięknie! I do tego taka duża. O takim domu mogłam tylko pomarzyć, a zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy z mamą na skraju bankructwa.
W środku było jeszcze lepiej. Dom jak marzenie. Na podwórku basen, dużo miejsca. Po prostu cudowny!
Z moich marzeń o takim domu wyrwał mnie Justin :
- Chcesz się przebrać ?
Lekko otrząsnęłam głowę i dwa razy kiwnęłam głową na znak '' tak ''. Chłopak uśmiechną się i wręczył mi swoją koszulkę i dresy.
- Na górze jest łazienka, jeśli chcesz możesz wziąć prysznic - poinformował mnie.
- Ok, dziękuję.
Będąc w toalecie zsunęłam z siebie przemoczone ubrania i naga weszłam do kabiny. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą, po czym rozkoszowałam się ciepłem spływającym po ciele. Starałam się wziąć szybki prysznic, ale cóż.. Uwielbiam ciepłą wodę. Po wyjściu spod prysznica oplotłam ciało ręcznikiem, a następnie próbowałam osuszyć włosy. Kiedy byłam już sucha włożyłam na siebie za duże ciuchy Justin'a. włosy miałam nadal mokre, więc dalej tarłam je ręcznikiem.
- Jane! kolacja gotowa ! - usłyszałam głos chłopaka dobiegający z dołu. Od razu się uśmiechnęłam i odpowiedziałam :
- Już idę !
Schodząc na dół zauważyłam Justin'a niosącego potrawy do jadalni. Na jego widok znów się uśmiechnęłam i wolno podbiegłam ku niemu. W jadalni stał brązowy, prostokątny stół, a przy nim sześć krzeseł w tym samym kolorze i w kremowych obiciach. Wszystko było dopasowane.
- Wyglądasz wspaniale w moich ciuchach - w trakcie wypowiedzi, chłopak przefiltrował mnie wzrokiem od czubka głowy aż po same stopy. Poczułam mały dyskomfort, bo nie często bywałam w męskich ciuchach w dodatku w obcym domu. Justin chyba domagał się jakiejś odpowiedzi, więc jedyne na co było mnie stać to delikatny uśmiech.
Jedzenie było pyszne.
- Masz talent do gotowania - stwierdziłam przełykając mały kęs.
- Dzięki - odpowiedział z entuzjazmem.
Po zjedzeniu jakże pysznej potrawy, przeszliśmy do salonu, gdzie znajdował się wielki telewizor.
- Chcesz coś obejrzeć ? - zapytał grzecznie Justin.
- A co proponujesz ? - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Horror ?- kiedy usłyszałam to słowo zamarłam, a na twarzy pojawiła się mina '' chyba sobie żartujesz '' - Spokojnie, żartowałem - dodał po krótkim czasie.
Moje tętno znacznie zwolniło, a na twarzy pojawił się uśmiech.
Chłopak włączył jakąś komedię. Kiedy film się zaczął objął mnie. Spojrzałam na komórkę, żeby sprawdzić czy mama w ogóle o mnie pamięta. Niestety. Żadnego nieodebranego połączenia, a ni wiadomości.
Chłopak chyba dostrzegł moje zażenowanie, bo zapytał :
- Coś się stało?
- Nie nic... tylko sprawdzałam czy mama dzwoniła.. - odpowiedziałam zakłopotana.
- Jane ?
- Tak?
-Mi możesz powiedzieć wszystko.
Pokiwałam lekko głową. Chwilę się powstrzymałam, a potem zaczęłam mówić, nie mogąc przestać :
- Nie widziałam się z mamą odkąd zaczęłam szukać Maksa - łzy napłynęły mi do oczu, ale kontynuowałam dalej - Do tej pory nie zadzwoniła, ani nawet nie wysłała jednego durnego sms'a. Nigdy nie dogadywałam się dobrze z mamą, ale teraz jest jeszcze gorzej. Wcześniej przynajmniej interesowało ją gdzie jestem i kiedy wrócę, a teraz... Teraz ma w głowie jedynie spotkania z ciotką i pogaduszki jak załatwić tatę na sprawie.
Chłopak spojrzał na mnie z czułością :
- Jane, tak mi przykro...
- Nie, proszę nie mów tak..
- Przepraszam. Nie martw się tym, masz mnie i Olivie - powiedział z tym swoim cudnym uśmiechem. Jego duże, śliczne oczy i promienny uśmiech zawsze poprawia mi humor. Przy nim nie można długo być smutnym. Tym razem jego wesoły wyraz twarzy także pomógł, więc powiedziałam śmiejąc się i ocierając przy tym łzy :
- Wiesz, że gdyby Chachi usłyszała, że mówisz na nią Olivia, wściekłaby się ?
Justin lekko się zaśmiał i mocniej przytulił mnie do siebie.
Niedługo po tym, wyjął swój telefon i zaczął robić mi zdjęcia.
- PRZESTAŃ! - krzyczałam śmiejąc się. Oczywiście nie przestawał, ale za to zaczął drugą ręką łaskotać mnie.
- PRZE..PRZESTAŃ!..JUS..NO PROSZĘ! - krzyczałam rechocząc i rzucając się po łóżku.
Chwilę potem zaczęliśmy robić wspólne zdjęcia. To chyba jedyne ogarnięte zdjęcie :



Razem świetnie się bawiliśmy. Cieszę się, że go poznałam. To naprawdę wspaniały człowiek. Zawsze Cię wesprze i pomoże w potrzebie. I chyba moje uczucie do niego wzrasta. 
Kiedy ochłonęliśmy po '' głupawce '' powróciliśmy do oglądania filmu. Niestety film się już skończył. Spojrzeliśmy się na siebie i znów zaczęliśmy się śmiać. Justin lekko przyciągnął mnie do siebie, a ja położyłam się na jego udach. 
- Wiesz, świetnie się z Tobą bawiłam. Naprawdę umiesz pocieszyć i wesprzeć - powiedziałam i spojrzałam w jego błyszczące oczy.
Chłopak uśmiechnął się i odpowiedział :
- Mi też jest z Tobą dobrze - mówiąc to, przeczesywał ręką moje włosy.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się lekko. 
Chwilę trwaliśmy w ciszy aż w końcu Justin zaczął śpiewać :
                               You're my special little lady
                               The one that makes me crazy
                               Of all the girls I've ever known
                               It's you, it's you

                               My favorite, my favorite
                               My favorite, my favorite girl
                               My favorite girl

Kiedy skończył śpiewać to śpiewać oboje wybuchnęliśmy śmiechem. '' Teraz moja kolej '' pomyślałam i zaczęłam :

                              And I was like
                             Baby, baby, baby, oh
                             Like
                             Baby, baby, baby, no
                             Like
                             Baby, baby, baby, oh
                             I thought you'd always be mine (mine) 

Kiedy skończyłam, Justin powiedział z oburzonym śmiechem :
- Ej !
- No co ? - odpowiedziałam rechocząc się. 
- To nie było śmieszne.
- Trochę tak.
- Nie - zaprzeczał śmiejąc się.
- No przyznaj,że tak.
- Może trochę.  

Śmialiśmy się, droczyliśmy aż w końcu zgłodnieliśmy. Była już 24:00. Było już bardzo późno. Mama dalej do mnie nie dzwoniła, ale już się tym nie przejmowałam. Miałam Justina. Chciałam wrócić do domu, ale chłopak przekonał mnie żebym u niego została na noc. 
Justin zdradził mi parę swoich sekretów kulinarnych. Razem przygotowywaliśmy pizze. Kiedy wstawiliśmy ją do piekarnika, wróciliśmy do salonu. Znów zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, np. jak się poznaliśmy, co robiliśmy wcześniej, jak długo przyjaźnię się z Chachi, jak wyglądały początki kariery Justin'a, itp. 
Justin chciał pokazać mi swoje zdjęcia z dzieciństwa, więc przenieśliśmy się do innego pokoju. Oglądaliśmy je na stojąco, aż w pewnym momencie spojrzeliśmy na siebie i znów się pocałowaliśmy. To było cudowne uczucie. 
Schodząc na dół trzymaliśmy się za ręce. Na twarzy mieliśmy szerokie uśmiechy a nasze oczy lśniły niczym gwiazdy na niebie. Jednak gdy nasze stopy usadowiły się na ostatnim schodku poczuliśmy smród spalonej pizzy. Znów spojrzeliśmy na siebie i ze śmiechem pobiegliśmy do kuchni. 
- Trochę się spaliła - powiedziałam z grymasem na twarzy. 
- Trochę - powtórzył Justin wyjmując potrawę z piekarnika. 
Smakowała całkiem nieźle, pomijając fakt, że jej spód trochę się przypalił. 
Po zjedzeniu pizzy, po raz chyba setny usadowiliśmy się na kanapie w salonie. Rozmawialiśmy do około 4:00 nad ranem. W końcu zasnęliśmy na kanapie wtuleni w siebie. 





Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Na majówkę byłam u babci, a w tygodniu niezbyt miałam czas. Wybaczcie. 
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. 
Przepraszam też za podkreślenie przedostatniego dialogu. Coś mi się na blogerze zepsuło i niezbyt wiedziałam jak to naprawić. Jakoś dałam radę, ale tego dialogu nie mogłam ogarnąć, przepraszam. 
Dziękuję za te wszystkie komentarze pod 11 rozdziałem i za wszystkie wejścia. 
Zapraszam do komentowania 12 rozdziału, z góry za wszystko dziękuję ;)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 11

Jane 


Podobno nieszczęścia chodzą parami. Nie musiałam długo czekać aby się o tym przekonać. Od wczoraj szukałam  Maksa. Kiedy wczoraj w południe wypuściłam go, nie wrócił. Dzisiaj rano wznowiłam poszukiwania. Przez 2 godziny błąkałam się bez skutku. W końcu przypomniałam sobie, że gdy był młodszy zawsze uciekała do parku, w którym pierwszy raz spotkałam Justin'a. Nazwaliśmy go ''naszym'' parkiem. Od razu tam poszłam. Chwilę się rozglądałam, ale prawie nikogo nie było. Może to dlatego, że była 10:00, a ludzie zwykle schodzą się tam od godziny 12:00, oczywiście jest parę wyjątków. Chodziłam rozglądając się aż w końcu zauważyłam ciemne coś leżące w cieniu drzewa. Podeszłam bliżej i dostrzegłam psa. Nie byłam jeszcze do końca pewna, że to Maks, więc podeszłam jeszcze bliżej. Serce mocniej mi zabiło. To był on. Znalazłam go. Wypowiedziałam cicho jego imię, ale nie drgnął. Przykucnęłam przy psie i drżącą ręką pogłaskałam jego sierść. Nie oddychał. Nie żył. Był martwy. Poczułam przypływające łzy. Kiedy słone krople zaczęły spływać po moim policzku wtuliłam się w sierść Maksa. To był mój przyjaciel. Zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zawiódł. Odkąd pamiętam towarzyszył mi w życiu. I choć czasem złościłam się na niego to nie zamieniłabym go na żadne inne zwierze. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Kiedy emocje trochę opadły wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy. Nie odbierała. Pewnie znów siedziała u ciotki. Ostatnio to jej jedyne zajęcie. Następnie chciałam zadzwonić do Chachi, ale kiedy miałam już wcisnąć zieloną słuchawkę pomyślałam, że pewnie jest u Harry'ego.'' Nie będę jej przeszkadzać '' pomyślałam i zadzwoniłam do Justin'a. Odebrał po dwóch sygnałach :
( rozmowa telefoniczna)
- Hej Jane, miło że dzwonisz.
- Hej, jesteś zajęty ?
- Nie, właśnie oglądam telewizję. Czy coś się stało ? Bo masz drżący głos, jakbyś płakała..
- Czy mógłbyś przyjechać do ''naszego'' parku ?
- Tak, pewnie. Jesteś tam z psem ?
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Czekałam około 10 minut, po czym zauważyłam zbliżający się samochód chłopaka. Kiedy wyszedł z auta, ja otarłam kolejną łzę. Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Spojrzał czule i mocno przytulił.
- Tak mi przykro... - wyszeptał.
Otarłam łzy i zapytałam :
- Pomożesz mi go jakoś przewieść ? Oczywiście jeśli to nie problem...
- Jane żartujesz? Oczywiście, że Ci pomogę.
- Dziękuję..
- Gdzie chcesz go zawieść ?
- Mamy pewnie nie ma w domu, ale muszę wziąć pieniądze.
Justin spojrzał pytająco, a ja natychmiast dodałam :
- Muszę mieć gotówkę żeby go pochować. Nie chcę go zakopać byle gdzie. Mam zamiar pogrzebać go na psim cmentarzu.
Psi cmentarz. To brzmi dziwnie, ale to Los Angeles, tu wszystko jest możliwe.

Kiedy wzięłam już gotówkę ruszyliśmy w stronę cmentarza. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Patrzyłam na drogę, ale mimo to kilka razy czułam na sobie wzrok Justin'a.
Gdy na miejscu załatwiliśmy wszystkie formalne sprawy, przeszliśmy na główny psi cmentarz i patrzeliśmy jak fachowcy zakopują Maksa. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie płakałam, po prostu leciały mi łzy. Chłopak czule mnie objął, a ja wtuliłam się w jego bluzkę. Kiedy wszystko było już gotowe, chwilę jeszcze postaliśmy.
- Masz ochotę na spacer ? - zapytał Justin.
Spojrzałam na niego i w odpowiedzi lekko kiwnęłam głową.
Poszliśmy w miejsca najmniej odwiedzane przez turystów, fotoreporterów i mieszkańców.
- Jesteś głodna ? - zapytał chłopak.
- Tak, już po 14, a ja od rana nic nie jadłam.
- Na co masz ochotę ?
- Na coś ciepłego.
- Pizza ?
- Okej.
Niedługo potem kupiliśmy w fastfood'zie dużą pizze na wynos.  Poszliśmy do mało znanego parku, gdzie prawie nikogo nie było i zaczęliśmy jeść. Justin po pierwszych dwóch gryzach na twarzy i nosie miał sos czosnkowy. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
- No co ? - zapytał ze zdziwieniem.
- Szkoda, że nie możesz się zobaczyć w lustrze - powiedziałam ze śmiechem.
Chłopak zaczerwienił się i zapytał :
- Masz chusteczkę?
- Pewnie, trzymaj.
Po niedługim czasie Justin zaczął rechotać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z Ciebie.
- Mam coś na twarzy?
- Konkretnie na nosie - oznajmił ciągle się śmiejąc.
Zrobiłam zeza, aby dostrzec sos na nosie co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
Zamoczyłam palec w sosie i maznęłam nim Justin'a.
- Ej ! - krzyknął.
- No co ? - udałam niewiniątko śmiejąc się.
- Tak ? To teraz pora na Ciebie! - i tym razem to on umazał mnie w sosie.
- Hej! Ja już jestem pobrudzona!
- Nie wystarczająco! - krzyknął ze śmiechem i znów maznął mnie sosem.
Cali byliśmy w potrawie z czosnku. Dzięki Justin'owi zapomniałam na chwilę o Maksie, sprawił że odeszły wszystkie smutki i zmartwienia.
Po zjedzeniu pizzy ruszyliśmy na dalszy spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- A jak Twoja kariera ? - zapytałam.
- Dobrze, mam wspaniałych fanów. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać ?
Spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam co ma na myśli, więc zadałam głupie pytanie :
- A czemu nie ..?
Justin zrobił poważną minę, ale nic nie odpowiedział. Przez spory kawałek drogi, nic nie mówiliśmy aż w końcu zagłuszyłam ciszę słowami :
- Spójrz na chmury. Chyba zbiera się na deszcz..
- To zawracamy ?
- A zdążymy przed deszczem dojść do auta ?
- Raczej nie. Jeśli zacznie padać, to znam pewne miejsce niedaleko stąd.
- Okej.
Niedługo po tym zaczął padać deszcz, który w krótkim czasie przeistoczył się w ulewę. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia. Była już 18:05, a mama nawet nie zadzwoniła. Wściekłam się na nią, że ma wszystko w głębokim poważaniu.
Justin chwycił moją rękę i krzyknął :
- Biegnij!
Deszcz lał tak mocno, że prawie nic nie widziałam. Musiałam w pełni zaufać Justin'owi. Nie miałam z tym problem. Był godny zaufania.
Biegliśmy już chyba z dobre 10 minut, a chłopak nadal się nie zatrzymywał.
- Mówiłeś, że to nie daleko ! - krzyknęłam osłaniając się przed deszczem.
Nagle Justin zwolnił. '' Nareszcie '' pomyślałam, ale jak się okazało zatrzymał się przed jadącym samochodem. Niedługo po tym incydencie dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się mały, brązowy przystanek.
- To tu ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Tak.
Byliśmy cali mokrzy.
Kiedy próbowałam otrzepać ubranie z wody, Justin przybliżył się do mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja zrobiłam krok ku niemu. Chłopak ujął moją twarz drżącymi dłońmi. Ciągle patrzeliśmy sobie w oczy i w końcu delikatnie pocałowaliśmy się. Oboje tego pragnęliśmy. Z każdą sekundą uczucie wzrastało. Nie można było jeszcze nazwać tego miłością, ale byłam na dobrej drodze. Po pocałunku znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Justin otarł moje mokre włosy, a ja wtuliłam się w jego tors.



Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale wywiadówka robi swoje ;P 
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;* Myślę, że kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej ;) Miłego czytania ;* 
PS Zostawiajcie po sobie komentarze ;**

Dziękuję.