Jane
Podobno nieszczęścia chodzą parami. Nie musiałam długo czekać aby się o tym przekonać. Od wczoraj szukałam Maksa. Kiedy wczoraj w południe wypuściłam go, nie wrócił. Dzisiaj rano wznowiłam poszukiwania. Przez 2 godziny błąkałam się bez skutku. W końcu przypomniałam sobie, że gdy był młodszy zawsze uciekała do parku, w którym pierwszy raz spotkałam Justin'a. Nazwaliśmy go ''naszym'' parkiem. Od razu tam poszłam. Chwilę się rozglądałam, ale prawie nikogo nie było. Może to dlatego, że była 10:00, a ludzie zwykle schodzą się tam od godziny 12:00, oczywiście jest parę wyjątków. Chodziłam rozglądając się aż w końcu zauważyłam ciemne coś leżące w cieniu drzewa. Podeszłam bliżej i dostrzegłam psa. Nie byłam jeszcze do końca pewna, że to Maks, więc podeszłam jeszcze bliżej. Serce mocniej mi zabiło. To był on. Znalazłam go. Wypowiedziałam cicho jego imię, ale nie drgnął. Przykucnęłam przy psie i drżącą ręką pogłaskałam jego sierść. Nie oddychał. Nie żył. Był martwy. Poczułam przypływające łzy. Kiedy słone krople zaczęły spływać po moim policzku wtuliłam się w sierść Maksa. To był mój przyjaciel. Zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zawiódł. Odkąd pamiętam towarzyszył mi w życiu. I choć czasem złościłam się na niego to nie zamieniłabym go na żadne inne zwierze. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Kiedy emocje trochę opadły wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy. Nie odbierała. Pewnie znów siedziała u ciotki. Ostatnio to jej jedyne zajęcie. Następnie chciałam zadzwonić do Chachi, ale kiedy miałam już wcisnąć zieloną słuchawkę pomyślałam, że pewnie jest u Harry'ego.'' Nie będę jej przeszkadzać '' pomyślałam i zadzwoniłam do Justin'a. Odebrał po dwóch sygnałach :
( rozmowa telefoniczna)
- Hej Jane, miło że dzwonisz.
- Hej, jesteś zajęty ?
- Nie, właśnie oglądam telewizję. Czy coś się stało ? Bo masz drżący głos, jakbyś płakała..
- Czy mógłbyś przyjechać do ''naszego'' parku ?
- Tak, pewnie. Jesteś tam z psem ?
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Czekałam około 10 minut, po czym zauważyłam zbliżający się samochód chłopaka. Kiedy wyszedł z auta, ja otarłam kolejną łzę. Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Spojrzał czule i mocno przytulił.
- Tak mi przykro... - wyszeptał.
Otarłam łzy i zapytałam :
- Pomożesz mi go jakoś przewieść ? Oczywiście jeśli to nie problem...
- Jane żartujesz? Oczywiście, że Ci pomogę.
- Dziękuję..
- Gdzie chcesz go zawieść ?
- Mamy pewnie nie ma w domu, ale muszę wziąć pieniądze.
Justin spojrzał pytająco, a ja natychmiast dodałam :
- Muszę mieć gotówkę żeby go pochować. Nie chcę go zakopać byle gdzie. Mam zamiar pogrzebać go na psim cmentarzu.
Psi cmentarz. To brzmi dziwnie, ale to Los Angeles, tu wszystko jest możliwe.
Kiedy wzięłam już gotówkę ruszyliśmy w stronę cmentarza. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Patrzyłam na drogę, ale mimo to kilka razy czułam na sobie wzrok Justin'a.
Gdy na miejscu załatwiliśmy wszystkie formalne sprawy, przeszliśmy na główny psi cmentarz i patrzeliśmy jak fachowcy zakopują Maksa. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie płakałam, po prostu leciały mi łzy. Chłopak czule mnie objął, a ja wtuliłam się w jego bluzkę. Kiedy wszystko było już gotowe, chwilę jeszcze postaliśmy.
- Masz ochotę na spacer ? - zapytał Justin.
Spojrzałam na niego i w odpowiedzi lekko kiwnęłam głową.
Poszliśmy w miejsca najmniej odwiedzane przez turystów, fotoreporterów i mieszkańców.
- Jesteś głodna ? - zapytał chłopak.
- Tak, już po 14, a ja od rana nic nie jadłam.
- Na co masz ochotę ?
- Na coś ciepłego.
- Pizza ?
- Okej.
Niedługo potem kupiliśmy w fastfood'zie dużą pizze na wynos. Poszliśmy do mało znanego parku, gdzie prawie nikogo nie było i zaczęliśmy jeść. Justin po pierwszych dwóch gryzach na twarzy i nosie miał sos czosnkowy. Bardzo mnie to rozśmieszyło.
- No co ? - zapytał ze zdziwieniem.
- Szkoda, że nie możesz się zobaczyć w lustrze - powiedziałam ze śmiechem.
Chłopak zaczerwienił się i zapytał :
- Masz chusteczkę?
- Pewnie, trzymaj.
Po niedługim czasie Justin zaczął rechotać.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z Ciebie.
- Mam coś na twarzy?
- Konkretnie na nosie - oznajmił ciągle się śmiejąc.
Zrobiłam zeza, aby dostrzec sos na nosie co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
Zamoczyłam palec w sosie i maznęłam nim Justin'a.
- Ej ! - krzyknął.
- No co ? - udałam niewiniątko śmiejąc się.
- Tak ? To teraz pora na Ciebie! - i tym razem to on umazał mnie w sosie.
- Hej! Ja już jestem pobrudzona!
- Nie wystarczająco! - krzyknął ze śmiechem i znów maznął mnie sosem.
Cali byliśmy w potrawie z czosnku. Dzięki Justin'owi zapomniałam na chwilę o Maksie, sprawił że odeszły wszystkie smutki i zmartwienia.
Po zjedzeniu pizzy ruszyliśmy na dalszy spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- A jak Twoja kariera ? - zapytałam.
- Dobrze, mam wspaniałych fanów. Naprawdę chcesz o tym rozmawiać ?
Spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam co ma na myśli, więc zadałam głupie pytanie :
- A czemu nie ..?
Justin zrobił poważną minę, ale nic nie odpowiedział. Przez spory kawałek drogi, nic nie mówiliśmy aż w końcu zagłuszyłam ciszę słowami :
- Spójrz na chmury. Chyba zbiera się na deszcz..
- To zawracamy ?
- A zdążymy przed deszczem dojść do auta ?
- Raczej nie. Jeśli zacznie padać, to znam pewne miejsce niedaleko stąd.
- Okej.
Niedługo po tym zaczął padać deszcz, który w krótkim czasie przeistoczył się w ulewę. Spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia. Była już 18:05, a mama nawet nie zadzwoniła. Wściekłam się na nią, że ma wszystko w głębokim poważaniu.
Justin chwycił moją rękę i krzyknął :
- Biegnij!
Deszcz lał tak mocno, że prawie nic nie widziałam. Musiałam w pełni zaufać Justin'owi. Nie miałam z tym problem. Był godny zaufania.
Biegliśmy już chyba z dobre 10 minut, a chłopak nadal się nie zatrzymywał.
- Mówiłeś, że to nie daleko ! - krzyknęłam osłaniając się przed deszczem.
Nagle Justin zwolnił. '' Nareszcie '' pomyślałam, ale jak się okazało zatrzymał się przed jadącym samochodem. Niedługo po tym incydencie dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się mały, brązowy przystanek.
- To tu ? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Tak.
Byliśmy cali mokrzy.
Kiedy próbowałam otrzepać ubranie z wody, Justin przybliżył się do mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja zrobiłam krok ku niemu. Chłopak ujął moją twarz drżącymi dłońmi. Ciągle patrzeliśmy sobie w oczy i w końcu delikatnie pocałowaliśmy się. Oboje tego pragnęliśmy. Z każdą sekundą uczucie wzrastało. Nie można było jeszcze nazwać tego miłością, ale byłam na dobrej drodze. Po pocałunku znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Justin otarł moje mokre włosy, a ja wtuliłam się w jego tors.
Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale wywiadówka robi swoje ;P
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia ;* Myślę, że kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej ;) Miłego czytania ;*
PS Zostawiajcie po sobie komentarze ;**
Dziękuję.
Awwww to było takie słodkie. Oni muszą być razem! Nawet nie chcę słyszeć odmowy. ;****
OdpowiedzUsuńTo chyba najlepszy rozdział jaki napisałaś. Dawaj szybko następny.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Pisz szybko następny, bo usycham tutaj. ;******
OdpowiedzUsuńAwwww ... świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny <3<3
Cudowny rozdział i w ogóle twój blog jest cudowny. Fajnie, że zmieniłaś szablon, blog jest teraz taki "tajemniczy". Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się już wkrótce.
OdpowiedzUsuń;**
Jak zawsze świetnie ;D I w końcu pocałunek <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie dopiero zaczynam :)
nowemiejsce.blogspot.com