czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 3

Jane

Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, nieznajomy zapytał :
- Jesteś sama w domu?
- Tak.
- A gdzie Twoi rodzice, jeżeli mogę spytać..?
- Tak, wyjechali na Karaiby na miesiąc.
- I przez cały miesiąc jesteś tu sama?
- Nie, chachi u mnie nocuje, ale dzisiaj pojechała do Harry'ego.
Nagle zrobił poważną minę i wyglądał jakby nad czymś rozmyślał.
- Hmm..- powiedział, po czym dodał- Ta okolica nie wydaje się za ciekawa , może zostanę u Ciebie? Nie zrozum mnie źle, to nie to o czym teraz myślisz. Ja taki nie jestem, po prostu martwię się...
Trochę mnie to zdziwiło i w pierwszej chwili faktycznie pomyślałam o najgorszym, ale do końca nie wiedziałam czy mogę mu ufać, bo przecież nawet nie znałam jego imienia.
- To chyba nie najlepszy pomysł..- rzekłam niepewnie, bo w głębi duszy bardzo chciałam bardziej go poznać, więc dodałam jeszcze- Ale .. w ogóle .. co na to Twoi rodzice..?
 - Wyjechali, oni stale wyjeżdżają - rzekł to z promiennym uśmiechem.
- Ale ja nic o Tobie nie wiem.. nie zrozum mnie źle, no ale..- w tym momencie przerwał mi.
- Tak wiem, ale ja nie jestem jakiś zboczony czy coś.. A więc jak się nazywasz?
- Okej.. Jane..- powiedziałam nie pewnie.
- Ja jestem Justin.
Po krótkiej dyskusji weszliśmy do domu.
- Gdzie chcesz spać ? Tu na dole jest kanapa i pokój gościnny, a na górze sypialnia rodziców i mój pokój?- zapytałam grzecznie rzucając klucze na stół w jadalni.
- Jeśli to nie problem to wolałbym na dole.
- Okej, spoko. A jesteś może głodny lub chcesz pić?
- Tak chętnie bym coś zjadł - rzekł z uśmiechem masując się po brzuchu.
- Niezbyt dobrze gotuję..- powiedziałam czując jak po moich policzkach rozlewa się czerwień wstydu, więc aby ratować zakłopotaną sytuację szybko dodałam- Może zamówimy pizze?- mimo iż nie patrzyłam w jego stronę, czułam że lekko się uśmiecha.
- A może coś zrobimy ?
- A co masz na myśli? - zapytałam unosząc brwi.
- Nie to co myślisz - na jego zgrabnej twarzy pojawił się prowokujący uśmiech, a przez moje nogi przeszło delikatne mrowienie.
- A skąd wiesz co myślę..?
- Domyślam się.
Po naszej krótkiej, ale jakże zaciętej konwersacji nastała cisza. Pomyślałam, że pewnie poczuł się urażony moim idiotycznym pytaniem, ale mi chodziło co chce zrobić do jedzenia, więc przerwałam bezgraniczne milczenie:
- Chodziło mi o gotowanie..
Justin nie odpowiedział, ale spojrzał drwiąco, jakby chciał powiedzieć '' jasne..'' lub '' nie jestem taki głupi za jakiego mnie uważasz''. Zrobiło mi się trochę głupio i zaczynałam żałować, że zgodziłam się aby został u mnie na noc, ale ku mojemu zaskoczeniu delikatnie chwycił za mój nadgarstek i poszedł w stronę kuchni.
- Czy mogę skorzystać z twoich artykułów?
- Tak pewnie, czuj się jak u siebie.
Justin zaczął wyciągać warzywa i przyprawy, po czym wziął się za gotowanie.
- Może Ci pomóc?
- Okej, to pokrój cebule - odpowiedział z szerokim uśmiechem i wybrał najbardziej  tępy nóż jaki był w tym domu. Spojrzałam na niego drwiąco podpierając się blatu.
- Taa..Bardzo śmieszne, a teraz daj mi normalny nóż.
- Ale to nie miało być śmieszne. Przecież nie umiesz gotować to pewnie rzadko używasz noża, więc nie chcę żebyś się skaleczyła - po tych słowach poczułam jak w jednej sekundzie moje policzki robią się czerwone ze  złości i upokorzenia. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo poniekąd miał rację, więc wyrwałam mu z rąk najostrzejszy nóż. Chłopak uśmiechnął się szeroko i patrzył mi na ręce podparty jedną ręką o blat, a drugą o biodro. Byłam strasznie zdenerwowana, a żeby tego było mało to Justin ciągle obserwował każdy mój ruch. Dłonie całe mi się trzęsły i stało się... Lawa krwi popłynęła, a ja przy tym lekko syknęłam. Chłopak podłożył mój zraniony palec pod zimną wodę.
- Gdzie masz apteczkę? - zapytał.
- W szafce na górze - po tych słowach chwyciłam za krzesło, aby zdjąć opatrunki.
- Może ja to zdejmę? - rzekł z uśmiechem.
- Nie trzeba, dam rade.
- A jak spadniesz?
I stanęłam na krzesło, a chłopak stał tuż obok. Na moje nieszczęście taboret zachwiał się i prawie bym nie spadła, ale przytrzymał mnie i ściągnęłam apteczkę. Byłam tak strasznie zła. A Justin oczywiście miał rację. Co za słynna ironia losu.. I na dodatek ten jego zdradziecki uśmiech.
- Co Cię tak bawi? - zapytałam pełna goryczy.
- Bawi mnie że dwa razy miałem rację, a martwi że coś Ci się stało - w tym momencie spojrzał mi w oczy i poczułam dreszcz. Po chwili odwróciłam wzrok i  zapytałam:
- To co w końcu jemy?
- To może ja dokończę tacos , a ty będziesz mi mówiła co, gdzie jest okej?
Westchnęłam ciężko po czym odrzekłam:
- Okej..
Kiedy tacos było zrobione zapytałam:
- Jeśli mogę zapytać..to skąd umiesz tak dobrze gotować?
Uśmiechnął się szeroko i odpowiedział :
- Kiedyś pomagałem kumplowi w barze i trochę się nauczyłem.
- Aha..
- To może obejrzymy jakiś film?
- Na co masz ochotę?- odwzajemniłam uśmiech.
- podobno dzisiaj ma być jakiś dobry horror  w telewizji.
- Okej..
Byłam trochę zniesmaczona, bo niezbyt lubię tego rodzaju filmy , ale przecież mu tego nie powiem , bo uzna mnie za totalną świruske, która boi się jakiś strasznych filmów.




środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 2

Chachi

Kiedy wsiedliśmy z Harry'm do mojego nowego auta, poczułam dreszcz emocji i spojrzałam mu w oczy.
- Podoba ci się?- zapytał.
- Tak, bardzo ci dziękuję.
Wtedy jeszcze raz spojrzałam na niego,a on pocałował mnie namiętnie.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam z uśmiechem.
- Jedź do sklepu, po jakieś bąbelki.
- Okej.
Kiedy wróciliśmy już do domu, padłam na kanapę ze zmęczenia po imprezie. Harry usiadł tuż przy mnie dając mi kieliszek z szampanem. Po jakimś czasie zbliżył się do mnie i zaczął całować mnie po ramieniu, a następnie w usta. Lekko przechyliłam się do tyłu odwzajemniając pocałunek.
- Na pewno chcesz to zrobić?
Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam :
- Tak, chyba tak..
Po tych słowach Harry zaczął całować mnie bardziej namiętnie.
- Ale na pewno nie tutaj..- powiedziałam, po czym przeszliśmy do jego sypialni.
- Mogę zdjąć Ci koszulkę? - zapytał niepewnie. Uśmiechnęłam się tylko i zaczęliśmy działać. Był to mój pierwszy raz.
Rano Harry zrobił mi pyszne śniadanie, po czym przyniósł mi je do łóżka. Jeszce spałam, więc zaczął lekko całować moje usta. Kiedy otworzyłam oczy, szeroko się uśmiechnął.
- Ojej, dziękuję, a z jakiej to okazji?- zapytałam śmiejąc się. Harry nagle spoważniał.
- Muszę Ci coś powiedzieć..- rzekł niepewnie. Od razu zerwałam się z łóżka i usiadłam prosto.
- Kochanie.. wiem że obiecałem spędzić z Tobą resztę lipca..ale muszę na dwa tygodnie do Australii..przepraszam..
- Co?! Ale dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?! Kiedy masz jechać?
- Dzisiaj o 15..
- Ale.. przecież.. dlaczego nie jestem szczery wobec mnie?! Chyba jak jesteśmy razem to nie mamy przed sobą tajemnic!- w tym momencie łza zakręciła mi się w oku.
- Wiem, przepraszam.. ale ja nie chciałem zepsuć Ci humoru w urodziny.
- A od kiedy wiesz o wyjeździe?
- Od.. od trzech tygodni..
- A ja urodziny miałam wczoraj! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
- Ja,, ja chciałem żebyśmy cieszyli się sobą.
- Wiesz co.. jeżeli tak ma wyglądać nasz związek, to ja się na to nie piszę.
- Co mam przez to rozumieć? Chcesz ze mną zerwać?
- Nie ale jeśli nie będziesz wobec mnie szczery to w końcu do tego dojdzie.
Po tych słowach poszłam do łazienki i rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu zabrano najlepszą zabawkę. Następnie opłukałam  twarz zimną woda, aby Harry nie zauważył, że płakałam. Ubrałam się i skierowałam w stronę wyjścia.
- Zaczekaj!- krzyknął .
- Co?!
- Nie chcę takiego pożegnania..
- Ja też nie, ale nie mam wyjścia, bo nie jesteś wobec mnie szczery a to przecież podstawa w związku..- było mi tak przykro i źle, że nawet nie poczułam jak łza spływa mi po policzku. Harry otarł ją, przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Kiedy skończyliśmy się całować, powiedziałam:
- Jeden pocałunek nic nie zmieni..
- A dwa..?- znowu chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam i rzekłam:
- Przestań, to nie jest śmieszne..
- Proszę nie gniewaj się. Kocham Cię i nie chciałem żebyś była smutna. Nie chciałem.. Przepraszam..
- Nie przepraszaj, tylko bądź wobec mnie uczciwy, bo ja bym Ci o takim czymś powiedziała.
Chwyciłam po raz kolejny za klamkę, kiedy Harry złapał mnie za ręce i powiedział:
- Nie puszczę Cię jeżeli mi nie wybaczysz.
Chwilę stałam nieruchomo, a po chwili spojrzałam mu w oczy i zauważyłam, że napełniają się łzami. Wtem przytuliłam się do niego tak mocno, że aż lekko jęknął .
- Zostało nam jeszcze trzy godziny..- rzekł półgłosem - Chodź, musimy jechać na molo.
- Okej, ale po co?
- Zobaczysz.- po tych słowach  na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Harry po wyjściu z samochodu, gdzieś zniknął na minute. Byłam trochę  zawiedziona, bo tak bez słowa poszedł, nawet nie zdążyłam się zapytać gdzie, ale po chwili wrócił  z czerwoną różą i natychmiast przeszła mi złość. Wręczył mi ją, a następnie chwycił za moją rękę i poprowadził bez słowa na sam środek mola.
- Kochanie, wiem że nadal masz do mnie żal, że nie powiedziałem Ci o wyjeździe. Nie chcę jechać, ale dla dobra zespołu muszę. Nie będziemy widzieli się ze sobą przez dwa tygodnie, ale mam nadzieję że będziemy do siebie dzwonili i rozmawiali przez skype'a. Chcę żebyś wiedziała, że zawsze będę przy Tobie, nawet kiedy nie będzie mnie fizycznie, to będę psychicznie, bo jesteś w moim sercu już na zawsze.. Proszę.. nosząc  pamiętaj, że bardzo Cię kocham - i wręczył mi łańcuszek z wisiorkiem w kształcie owalu.
 Kiedy otworzyłam go w środku były zdjęcie moje i Harry'ego. Zaparło mi dech w piersiach i poczułam jak po moim policzku spływają kolejne łzy wzruszenia. To było takie miłe z jego strony. Natychmiast rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję.. kocham Cię- wyszeptałam mu do ucha.
Przez kolejną godzinę spacerowaliśmy po mieście. Kiedy wybiła już 14:30 razem z Harry'm, Liam'em, Niall'em, Louis'em, i Zayn'em pojechaliśmy na lotnisko. Po raz kolejny zaczęłam płakać, a Harry przytulił mnie mocno i pocałował namiętnie, mówiąc przy tym cicho:
- Kocham Cię.
A następnie wsiadł do samolotu, a ja rozryczałam się jeszcze bardziej... Zapłakana wsiadłam do auta i czekałam tam aż do odlotu samolotu. Po 30 minutach wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie chciałam nikogo widzieć.. Czułam w sobie pustkę.. I co chwilę otwierałam wisiorek z naszymi zdjęciami... Wiem, że wróci, ale to takie ciężkie, rozstawać się z ukochaną osobą nawet na dwa tygodnie... Dla mnie to aż dwa tygodnie...

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 1

Narracja trzecioosobowa 
Pewnego dnia Jane idąc z swoim psem Maksem słyszy dzwonek swojego telefonu. Pośpiesznie szuka go w torebce. Nie zauważając idącego z naprzeciwka zamyślonego chłopaka, wpada na niego. Speszony chłopak mówi:
-Cześć.
- Cześć.
- Przepraszam to moja wina, zamyśliłem się.
- Nie to ja byłam zajęta szukaniem telefonu, że cię nie zauważyłam, przepraszam.
Wtem dziewczyna słyszy kolejny dzwonek telefonu, dobiegający z jej torby.Wyciągając go mówi:
- Przepraszam, muszę już iść.
- Pa.-odparł nieznajomy.
Jane odbiera telefon i słyszy:
- Hejo! Czemu wcześniej nie odbierałaś?!
- Sorry, nie mogłam znaleźć telefonu.
- Okej, słaba ta wymówka. Mam super wieści ! Jutro Harry robi u siebie PARTY HARD z okazji moich 17 urodzin ! Przyjdziesz?
- To super ! No jasne, że będę !
- Muszę kończyć, bo idę ustalić z Harrym szczegóły naszej imprezy. Pa, do zobaczenia jutro!
- Pa.
Jane
Wracając do domu z parku ciągle myślałam o tym chłopaku. Te jego lśniące, piwne oczy i ten cudowny uśmiech... Chciałabym jeszcze raz tam na niego wpaść, ale jakoś dziwnie przypominał mi Justina Bieber'a. Tylko ze co on by tu robił?

Następnego dnia rano wzięłam szybki prysznic i zaczęłam szukać odpowiednich ubrań na imprezę. Wybrałam krótkie, jeansowe spodenki z wysokim stanem, czarną bokserkę z białym krzyżem, a na wierzch biały, zwiewny sweterek. Następnie lekko podkręciłam i wysuszyłam włosy. Kiedy wybiła 18 założyłam czarne trampki, chwyciłam za torbę i wyszłam z domu.
Na imprezie Harry'ego było chyba z 500 osób! Nigdzie nie mogłam znaleźć Oliwi, więc poszłam do stoiska z ponczem. Odwracając się ku tłumowi, wpadłam na chłopaka oblewając go napojem :
- Bbbardzo przepraszam, to.. to nie chcący - ledwo   wydusiłam te słowa jąkając się.
- Znów się tak spotykamy - odpowiedział nieznajomy.
I wtedy spostrzegłam, że to ten sam chłopak z parku. Serce zaczęło mi walić jak ogłupiałe. Wciąż wydawało mi się że to Bieber, ale przecież to niemożliwe. Pragnęłam żeby to on zaczął rozmowe, bo ja nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć i wtedy zapytał:
- Co tu robisz ?
Po tych słowach na jego twarzy pojawił się uśmiech, a przez moje ciało przeszedł dreszcz emocji.
- Przyszłam na imprezę do znajomych, a ty ?
- Jestem kumplem Harry'ego - i znów powiedział to z uśmiechem.
- Spójrz, chachi zaczyna tańczyć, idziesz zobaczyć?- zapytałam odwzajemniając uśmiech.
- Chętnie.
Wokół chachi ustawili się wszyscy obecni imprezowicze. Jak zwykle dała z siebie wszystko. Na koniec ludzie gwizdali, gratulowali i bili brawo na jej cześć. Tuż po niej na scenę wkroczył  Harry i złożył  życzenia Oliwii, po czym zaczął śpiewać wraz ze swoim zespołem One Direction. Zaśpiewali '' What Makes You Beautiful ''. Po skończeniu występu włączyli wolną muzykę. Ludzie zrobili małe kółko, w którym środku tańczyli chachi i Harry. Reszta tańczyła wokół nich. W tym momencie nieznajomy zapytał:
- Chcesz zatańczyć?
Po tych słowach poczułam jak moje policzki się czerwienią.
- Tak - odpowiedziałam.Kiedy muzyka się skończyła, chachi z Harry'm podbiegli do mnie pełni euforii.
- Chodź , muszę ci coś pokazać!
Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy chwyciła moją rękę i pobiegła do wyjścia. Przed domem stał czerwony mini cooper przepasany białą wstążką. Oliwia pisnęła tak głośno, że poczułam jak moje bębenki krzyczą z bólu. Następnie rzuciła się na szyje Harry' emu, a on przytulając, podniósł ja i obkręcił.
- Gratulacje!- krzyknęłam.
- A gdzie twój kolega ?- zapytał Harry.
Zrobiło mi się strasznie głupio, bo nawet się z nim nie pożegnałam i bez słowa pobiegłam z chachi nie odwracając się.
- Nie.. nie wiem, zgubiłam go wychodząc z wami - odpowiedziałam.
- Aaa.. To szkoda, chcesz jechać z nami na jazdę próbną?- zaproponowała chachi.
- Nie dzięki, zostawię was samych, bo ja już wracam do domu.
- To może Cię odwieziemy?- zapytał Harry.
- Nie, dzięki za troskę, ale dojdę sama.
- Ale na pewno?
- Tak, Harry dojdę sama, to przecież blisko- odpowiedziałam z uśmiechem.
Kiedy odjechali, ja ruszyłam w stronę domu. Mijając pierwszy zakręt, bo w drodze do mojego mieszkania mijam trzy zakręty, zauważyłam idącą za mną postać mężczyzny. Natychmiast przyspieszyłam kroku. Po ponownym odwróceniu się zauważyłam, że postać także przyspieszyła. Zaczęłam biec, odwracając się co chwilę, gdy nagle wpadłam na kogoś z piskiem. To był chłopak z parku.
- Spokojnie - powiedział z uśmiechem.
- Sorry, ale wystraszyłeś mnie.
- Jestem aż taki straszny? < ŚMIECH>
- Nie.. ja tylko.. Czy to ty szedłeś za mną?
- Nie.
W tym momencie odwróciłam się i tej postaci nie było.
- Nie kłam.
- Nie kłamie, spójrz tam jest mój samochód. Przejeżdżając zauważyłem Cię i tam zaparkowałem, a następnie wyszedłem w twoja stronę. A czemu sądzisz, że szedłem za Tobą?
- No tak.. Chyba wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi.
- Chodź, odwiozę Cie do domu.
- Okej - odpowiedziałam - Przepraszam, że wtedy na imprezie tak bez słowa  wyszłam.
- Spoko- odpowiedział z uśmiechem.