Jane
Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, nieznajomy zapytał :
- Jesteś sama w domu?
- Tak.
- A gdzie Twoi rodzice, jeżeli mogę spytać..?
- Tak, wyjechali na Karaiby na miesiąc.
- I przez cały miesiąc jesteś tu sama?
- Nie, chachi u mnie nocuje, ale dzisiaj pojechała do Harry'ego.
Nagle zrobił poważną minę i wyglądał jakby nad czymś rozmyślał.
- Hmm..- powiedział, po czym dodał- Ta okolica nie wydaje się za ciekawa , może zostanę u Ciebie? Nie zrozum mnie źle, to nie to o czym teraz myślisz. Ja taki nie jestem, po prostu martwię się...
Trochę mnie to zdziwiło i w pierwszej chwili faktycznie pomyślałam o najgorszym, ale do końca nie wiedziałam czy mogę mu ufać, bo przecież nawet nie znałam jego imienia.
- To chyba nie najlepszy pomysł..- rzekłam niepewnie, bo w głębi duszy bardzo chciałam bardziej go poznać, więc dodałam jeszcze- Ale .. w ogóle .. co na to Twoi rodzice..?
- Wyjechali, oni stale wyjeżdżają - rzekł to z promiennym uśmiechem.
- Ale ja nic o Tobie nie wiem.. nie zrozum mnie źle, no ale..- w tym momencie przerwał mi.
- Tak wiem, ale ja nie jestem jakiś zboczony czy coś.. A więc jak się nazywasz?
- Okej.. Jane..- powiedziałam nie pewnie.
- Ja jestem Justin.
Po krótkiej dyskusji weszliśmy do domu.
- Gdzie chcesz spać ? Tu na dole jest kanapa i pokój gościnny, a na górze sypialnia rodziców i mój pokój?- zapytałam grzecznie rzucając klucze na stół w jadalni.
- Jeśli to nie problem to wolałbym na dole.
- Okej, spoko. A jesteś może głodny lub chcesz pić?
- Tak chętnie bym coś zjadł - rzekł z uśmiechem masując się po brzuchu.
- Niezbyt dobrze gotuję..- powiedziałam czując jak po moich policzkach rozlewa się czerwień wstydu, więc aby ratować zakłopotaną sytuację szybko dodałam- Może zamówimy pizze?- mimo iż nie patrzyłam w jego stronę, czułam że lekko się uśmiecha.
- A może coś zrobimy ?
- A co masz na myśli? - zapytałam unosząc brwi.
- Nie to co myślisz - na jego zgrabnej twarzy pojawił się prowokujący uśmiech, a przez moje nogi przeszło delikatne mrowienie.
- A skąd wiesz co myślę..?
- Domyślam się.
Po naszej krótkiej, ale jakże zaciętej konwersacji nastała cisza. Pomyślałam, że pewnie poczuł się urażony moim idiotycznym pytaniem, ale mi chodziło co chce zrobić do jedzenia, więc przerwałam bezgraniczne milczenie:
- Chodziło mi o gotowanie..
Justin nie odpowiedział, ale spojrzał drwiąco, jakby chciał powiedzieć '' jasne..'' lub '' nie jestem taki głupi za jakiego mnie uważasz''. Zrobiło mi się trochę głupio i zaczynałam żałować, że zgodziłam się aby został u mnie na noc, ale ku mojemu zaskoczeniu delikatnie chwycił za mój nadgarstek i poszedł w stronę kuchni.
- Czy mogę skorzystać z twoich artykułów?
- Tak pewnie, czuj się jak u siebie.
Justin zaczął wyciągać warzywa i przyprawy, po czym wziął się za gotowanie.
- Może Ci pomóc?
- Okej, to pokrój cebule - odpowiedział z szerokim uśmiechem i wybrał najbardziej tępy nóż jaki był w tym domu. Spojrzałam na niego drwiąco podpierając się blatu.
- Taa..Bardzo śmieszne, a teraz daj mi normalny nóż.
- Ale to nie miało być śmieszne. Przecież nie umiesz gotować to pewnie rzadko używasz noża, więc nie chcę żebyś się skaleczyła - po tych słowach poczułam jak w jednej sekundzie moje policzki robią się czerwone ze złości i upokorzenia. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo poniekąd miał rację, więc wyrwałam mu z rąk najostrzejszy nóż. Chłopak uśmiechnął się szeroko i patrzył mi na ręce podparty jedną ręką o blat, a drugą o biodro. Byłam strasznie zdenerwowana, a żeby tego było mało to Justin ciągle obserwował każdy mój ruch. Dłonie całe mi się trzęsły i stało się... Lawa krwi popłynęła, a ja przy tym lekko syknęłam. Chłopak podłożył mój zraniony palec pod zimną wodę.
- Gdzie masz apteczkę? - zapytał.
- W szafce na górze - po tych słowach chwyciłam za krzesło, aby zdjąć opatrunki.
- Może ja to zdejmę? - rzekł z uśmiechem.
- Nie trzeba, dam rade.
- A jak spadniesz?
I stanęłam na krzesło, a chłopak stał tuż obok. Na moje nieszczęście taboret zachwiał się i prawie bym nie spadła, ale przytrzymał mnie i ściągnęłam apteczkę. Byłam tak strasznie zła. A Justin oczywiście miał rację. Co za słynna ironia losu.. I na dodatek ten jego zdradziecki uśmiech.
- Co Cię tak bawi? - zapytałam pełna goryczy.
- Bawi mnie że dwa razy miałem rację, a martwi że coś Ci się stało - w tym momencie spojrzał mi w oczy i poczułam dreszcz. Po chwili odwróciłam wzrok i zapytałam:
- To co w końcu jemy?
- To może ja dokończę tacos , a ty będziesz mi mówiła co, gdzie jest okej?
Westchnęłam ciężko po czym odrzekłam:
- Okej..
Kiedy tacos było zrobione zapytałam:
- Jeśli mogę zapytać..to skąd umiesz tak dobrze gotować?
Uśmiechnął się szeroko i odpowiedział :
- Kiedyś pomagałem kumplowi w barze i trochę się nauczyłem.
- Aha..
- To może obejrzymy jakiś film?
- Na co masz ochotę?- odwzajemniłam uśmiech.
- podobno dzisiaj ma być jakiś dobry horror w telewizji.
- Okej..
Byłam trochę zniesmaczona, bo niezbyt lubię tego rodzaju filmy , ale przecież mu tego nie powiem , bo uzna mnie za totalną świruske, która boi się jakiś strasznych filmów.
Nareszcie dodałaś. Już nie mogłam się doczekać ;** Dawaj szybko następny rozdział.
OdpowiedzUsuńświetne :D czekam na next :D
OdpowiedzUsuń